Wibracja Miłości, sposób na dobrą zmianę
piątek, 17 maja 2019
Koncert, podczas którego odpuszczają napięcia, głos sam chce się wyrwać z gardła, choć czasem jeszcze rozum mu nie pozwala. Organizm poddaje się wibracjom. Moc dźwięków, które wydobywają z etnicznych instrumentów Asia Orłowska i Alek Sabuda, jest wielka i potrafi działać cuda.
Grają od prawie czterech lat. Porzucili kariery w korporacji i weszli na ścieżkę duchowego rozwoju. W pewnym momencie poczuli, że swoją pasją i sposobem na życie chcą dzielić się z innymi. Tak powstała Wibracja Miłości.
Wszyscy jesteśmy instrumentami
Doświadczyłam niezwykłego działania koncertów Asi i Alka. Myślę, że do nich jeszcze wrócę. Każdy jest inny, choć na początku zawsze pojawia się dźwięk shruti i kryształowych mis. Shruti box towarzyszy często sesjom nada jogi, czyli jogi dźwięku, współgra z mantrami i medytacją. Śpiewające, misy brzmią niezwykle czysto, dźwięki wnikają w ciało i pobudzają czakry, czyli nasze centra energetyczne. - Alek uwalnia głos. Idą za nim inni. Choć nie każdy to na początku potrafi. Wszyscy jesteśmy instrumentami, ale na co dzień towarzyszy nam uczucie wstydu, boimy się fałszować. Społeczeństwo każe nam dążyć do perfekcji, dlatego tak reagujemy. My też z Alkiem uczyliśmy się naszych głosów, oswajaliśmy się z nimi i poznawaliśmy ich możliwości. Nadal sami siebie zaskakujemy - mówi Asia. Nawiasem mówiąc, aż trudno uwierzyć, że Asia i Alek nie uczyli się emisji głosu.
- Nigdy nie ma planu. Każdy koncert jest inny. Zawsze mamy włączony stoper, żeby wiedzieć, kiedy trzeba skończyć. Czasem tak nas pochłania, że tracimy poczucie czasu - powiedział Alek.
Ludzie na koncertach reagują bardzo różnie. Czasem ktoś siedzi sobie z boku, słucha i obserwuje. Niektóre osoby śpią na macie owinięte kocem. Inni dają się unieść dźwiękom, śpiewają, tańczą. Ktoś się śmieje, ktoś płacze; jednym jest gorąco, inni owijają się ciasno w koc, bo zaczyna im być bardzo zimno.
- Dźwięk i wibracje mają niezwykłą moc. Gdy się im poddać, wchodzi się w świat synestezji. Dźwięki mają kształty, faktury, kolory. Jest ich nieskończona ilość. Czuje się je wewnątrz i na zewnątrz. Trudno o tym opowiadać. Wiele zależy też od tego, w jakiej jesteśmy kondycji. Czasem musimy naładować akumulatory, wyjechać z miasta i poczuć kontakt z Ziemią, z naturą - tłumaczy Asia.
Wibracje i czakry
- Każda z wibracji działa na inną czakrę. To się czuje wzdłuż kręgosłupa. Niskie częstotliwości wpływają od dołu na nasze ciało, na nogi, na czakrę podstawy. Szczególnie rozwibrowują je gongi. Ich wibracja jest tak silna, że niesie się po podłodze. Wibrujące kości i mięśnie uwalniają się od napięć. Czuje się to na poziomie fizycznym jak regenerujący masaż np. po wysiłku na siłowni. Wyższe dźwięki wchodzą do naszego ciała od góry - mówi Asia. I przypomina, że każda z siedmiu czakr połączona jest z jednym z naszych gruczołów dokrewnych. Gdy wprawia się je w ruch wibrujący, uruchamiane są procesy oczyszczania organizmu, dotleniania, przemiany materii, itp.
- Często na koncertach mówimy, z którą czakrą teraz będziemy pracować i dokąd doprowadzi dźwięk - dodaje. - Ludzie czują przepływ energii. Po koncercie chcą mieć kontakt z instrumentami. Zachęcamy do tego, prosimy tylko, żeby nie dotykać kryształowych mis, bo są bardzo delikatne - mówi Alek. Po koncertach chętnie rozmawia z ludźmi i prosi, by podzielili się wrażeniami. Ile osób, tyle relacji. Powtarza się jednak opinia o wielkim przypływie energii.
Muzyka naturalnych instrumentów, jak podkreślają Alek i Asia, współgra świetnie z jogą i tzw. Movement Medicine, praktyką, która łączy taniec intuicyjny i duchowy rozwój.
Fascynacja dźwiękiem
Na początku drogi, która doprowadziła ich do zmiany sposobu życia, była m.in. joga kundalini. Wzięli też udział w warsztacie Stefana Manfrina, który zajmuje się nada jogą. Tam poznali shruti box. - Zaczęliśmy w domu pracować ze shruti. To był pierwszy instrument. Z biegiem czasu przyszły kolejne. Wydaliśmy na nie wszystkie pieniądze. Przez pół roku graliśmy z perkusistą. Wiedza przychodziła z praktyki, z lektur, ze spotkań z ludźmi. Graliśmy, medytowaliśmy, uwalnialiśmy głosy. Wycięło nas zupełnie z dotychczasowego życia. Trochę graliśmy dla znajomych, którzy bardzo byli zainteresowani tym, co się z nami dzieje. Coraz więcej ludzi chciało nas słuchać. Potem były koncerty raz w tygodniu. Teraz gramy prawie codziennie - opowiada Alek. Dźwięk, jak sobie uświadomił, fascynował go od dziecka. - Jak byłem ministrantem, ciągnęły mnie dzwonki . Pchałem się, żeby do nich się dostać - wspomina.
Praca z intencją
Część ludzi regularnie przychodzi na koncerty Wibracji Miłości. Jest wśród nich grupa, która znalazła się w momencie życiowej zmiany, dotknął ich rozwód albo utrata pracy. Są też osoby, które miały problemy ze zdrowiem, poważne kontuzje. Bywa, że ktoś pojawia się przez pewien czas, np. rok czy kilka miesięcy, a potem znika. Asia i Alek zachęcają, by na koncerty przychodzić z określoną intencją. - Praca z intencjami to obowiązek. Pojawia się wtedy większa energia, którą można nakierować na to, co w życiu ważne, czego chcę doświadczać. Intencja może się w trakcie koncertu zmienić, pojawi się inna, lepsza. Trzeba jednak wiedzieć, po co tu jestem. W innym przypadku łatwo zrezygnować - mówi Asia.
Gdy odpuszczają napięcia, można się skupić na oddechu i przejść w fazę uwalniania oddechu i medytacji. - Podczas zmiany wychodzisz ze swojej strefy komfortu. Budzi się energia, zwiększa się kreatywność. W medytacji znikasz, trzyma cię oddech. Pojawia się głos, który tworzy przestrzeń i oczyszcza energię. Gdybyśmy wszyscy mieli harmonijne głosy, wyrażające naszą radość i miłość, inaczej byśmy się komunikowali. Gdy przy intonowaniu otworzy się głos, potem jest łatwiej wypowiedzieć to, czego się powiedzieć bało, np. szefowi czy rodzicom - podkreśla Asia.
Po prostu życie
Dlaczego używają nazwy Wibracja Miłości? - Przyszła sama. Jakkolwiek nie pracowaliśmy z wibracjami, dochodziło do otwierania serca i odczuwania tego, co można nazwać miłością. Czasem to jest błogość, spokój, lekkość lub radość. Po prostu życie. To jest bezwarunkowe, zajmujesz się sobą, swoim ciałem, a potem innymi. Zmieniając siebie, zmieniasz też tych, którzy są wokół ciebie - powiedziała Asia. I dodała: - Fascynuje nas to, jak ewoluuje nasza świadomość. Podziwiam ludzi, którzy potrafią grać na klasycznych instrumentach. Ale wiem, że muzyka nie jest dla wybranych, jest dla każdego. Dlatego gramy.
Praca z dźwiękiem i wibracjami staje się coraz popularniejsza. - Ludzie którzy chcą pracować ze świadomością, mają w domu gongi lub misy. Można się przy tym świetnie zresetować. W Niemczech zajęcia z gongami prowadzone są w przedszkolach i szkołach. Naturalne, niestrojone instrumenty doceniają muzykoterapeuci - mówi Alek. I dodaje, że on i Asia są najlepszym przykładem na to, jak dobroczynna jest to terapia. Pozbyli się traum, napięć, dolegliwości psychicznych i fizycznych, których nabawili się przez lata pracy w korporacjach. Teraz pomagają innym.