"Umysł początkującego". Relacja z warsztatu jogi u Sharata Arory w Indiach. Aneta Magda
piątek, 29 kwietnia 2011
jest narzędziem do ulepszania życia, ale jest z nią jak z samochodem: służy do przemieszczania się z punktu do punktu, ale można zanadto przyspieszyć i znaleźć się w punkcie pod ziemią (Sharatan 1)
Be peaceful. That is the purpose of life…
…napisał mi Sharat Arora na widokówce, którą otrzymaliśmy od niego na zakończenie pięciodniowego kursu dla początkujących. Wzięłam udział (wraz z pięćdziesięcioma innymi osobami) w warsztacie Sharata w jego szkole Himalayan Yoga Centre na Goa.
Niesamowite, bo tego szukałam wiele lat temu nie wiedząc nawet dlaczego. Czy można znaleźć spokój w ciągu pięciu dni warsztatów z Sharatem? Można i nie można. Sharat daje podstawy w swoich Sharatanach sączonych nam do uszu w trakcie pozycji (pojęcie Sharatanów czyli wyjątków z myśli Sharata zostało zaczerpnięte z Kasi Kapłon -> http://www.goa2011.pl).
Ten warsztat to 20 godzin jogi zdecydowanie mniej fizycznej niż wszystko co do tej pory odczuwałam. W silnie skondensowanej dawce daje syrop, do kosztowania codziennie na w mniej esencjonalnej postaci. :) To tak górnolotnie. A co tam poczuliśmy? Więc po kolei…
Achy i ochy
Trochę byłam zdumiona słysząc zewsząd hymny pochwalne po pierwszych zajęciach i widząc lekko zamglone oczy większości uczestników (na szczęście w pokoju nie miałam lustra, więc swoich nie widziałam, a samo odczuwanie może być mylące, jak mówił Sharat). Zdumienie pochodziło stąd, że ludzie różnie odbierają różne rzeczy… A grupa uczestników warsztatu jest ogromnie zróżnicowana: składa się z osób, dla których ten wyjazd do Indii jest pierwszym spotkaniem się z oraz oczywiście całego przekroju doświadczeń pomiędzy tymi dwoma skrajami, osób świetnie znających angielski oraz tych na drugim skraju - nieznających niemal żadnego słowa oraz oczywiście całe spektrum znajomości angielskiego pośrodku. "Gdybym chciał tak zorganizować, nie wyszłoby" - z uśmiechem mówił Sharat. Jak powiedział mamy szczęście, bo akurat w ashramie przebywają trzy nauczycielki z Polski, które asystują w zajęciach: pomagając i tłumacząc.
Więc tym bardziej przy takim zróżnicowaniu dziwić powinna jednomyślność opinii. Ale jeśli kogoś dziwi - zapraszam na warsztat w Polsce. Niech się przekona. A tymczasem, żeby nie pisać wprost o swoich odczuciach (i zachować pozory relacji ;) ) schowam się za opiniami koleżanek. Roma, psychoterapeutka z Łodzi podkreśla, że Sharat to ważny człowiek z silnymi wibracjami, po którym widać i czuć ogromną pracę nad sobą. Uczestnicy warsztatów czerpiąc od niego szybciej się rozwijają. Zdzisława, bioenergoterapeutka z Wrocławia, odkryła dla siebie nowe oblicze jogi. Uznała ważność mocnych nóg, dzięki którym można ruszyć do przodu lub na uginających się zostać w miejscu.
Zacznij od najmniejszego elementu
Warsztat dla początkujących w metodzie Sharata (niezależnie do liczby lat przepracowanych na macie) w ciągu pięciu dni zwraca uwagę na stopy i nogi oraz bardzo nieznacznie na dłonie i ręce. Sharat dzięki temu chciał nauczyć nas koncentracji i nierozpraszania swojej uwagi. Spróbuj nieustannie być uwagą w swoich stopach. By tam być, spójrz na nie i poczuj. Dopiero te dwa zmysły jednocześnie ułatwią ci poświęcenie pełni uwagi (zob. Sharatan 6).
W dodatku, by jeszcze bardziej uprościć, bądź z uwagą w jednej stopie (w tylnej dla trikonasany, virabhadrasany I i II, parsvottanasany). Simple? (to cytat :) ) Spróbuj. I pamiętaj, że twoja stopa nie ma być jak nasze polskie pierogi (z zaokrągleniami i wypukłościami), tylko jak naleśnik - maksymalnie rozciągnięta we wszystkie strony. Zadanie domowe? Uwolnij stopy z butów, zaprzyjaźnij się z każdym twoim paluszkiem, tym najmniejszym również, wydłuż palce, rozszerz, poczuj, jak rozprzestrzenia się podeszwa twoich stóp.
Umysł początkującego
Jak bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do rytuałów, przekonujemy się, gdy stajemy w Tadasanie. "Podążajcie za tym co mówię. Róbcie tylko to i nic więcej" - jasna i prosta instrukcja. Wydawać by się mogło. :) Z ostatniego rzędu widać jak ręce same układają się tak, by wyciągać ramiona i barki. "Jeśli nie słuchasz co mówię, może lepiej wyjdź" - Sharat w niemal sześćdziesięcioosobowej grupie zauważa, że ktoś ze swojej pamięci naddaje elementy, o których nie mówił. "Umysł początkującego" to uważne słuchanie, robienie co powiedziane i odczuwanie różnicy. Tylko tyle
Dochodzę do wniosku, że mata też jest przyzwyczajeniem, jakimś "moim" miejscem w sali pełnej ćwiczących osób. W jakiś sposób też więzi umysł. A w dodatku to, co mówi o niej Sharat trafia do mojego racjonalnego zachodniego umysłu: potrzebna jest wtedy, gdy pozycje wymagają tego, by się nie przesuwać. Jakie to pozycje? Urdhva danurasana. :) W pozycjach stojących oraz w virasanie / supta virasanie (koniecznie!!!!) skóra musi mieć możliwość przesuwania się i zmiany ułożenia w trakcie trwania asany, więc mata nie może blokować postępów.
Dookoła świętej krowy czy do Indii?
Czy warto jechać do Indii na warsztat skoro można - nawet z tym samym nauczycielem - odbyć go w Polsce? Moim zdaniem różnica jest "tylko" w różnicy. :) Wyjazd do Indii konfrontuje cię z twoimi reakcjami na zmianę, wszystko jest inne i na pewno wyskoczysz ze swojej strefy komfortu. W związku z tym cały wyjazd jest . Hindusi mają swój termin "podróż dookoła świętej krowy", co oznacza, że nie musisz jechać daleko, by zwiedzić odległe obszary. I to prawda, nie musisz, jednak…
Napiszę o dwu rzeczach, które mnie urzekły i dla których było warto:
1. Codziennie - z rekomendacji Sharata - tuż po zajęciach piliśmy mleko kokosowe i zjadaliśmy miąższ. Niewiele rzeczy tak mi smakowało w życiu jak właśnie to, w takim momencie. :)
2. Ćwiczyliśmy w sali z betonową posadzką. Sala to określenie mocno na wyrost, bo był to raczej namiot ze ścianami ażurowymi, chroniącymi przed komarami. Byliśmy więc elementem życia ashramu, bez oddzielania się ścianami. To również wymaga dużej dyscypliny umysłu. Jak dużej - okazało się pewnego dnia. :) Zobaczyliśmy dwie duże małpy, które swobodnie i dość szybko przemieszczały się wokół naszej sali. Oczywiście wywołało to ogromne poruszenie wśród uczestników warsztatu, chyba nawet ktoś zaczął robić zdjęcia. "Nasze umysły są jak te małpy" - ze śmiechem skomentował Sharat. Dla tego zdarzenia warto było tam być.
Tak przenośnie to miałam na myśli pisząc, że szybciej zauważy się różnicę. Bo wszystko, co się zdarza zewnętrznie tworzy odniesienia do świata wewnętrznego. Daje jakąś większą uwagę i refleksję dzięki zaciekawieniu, które pojawia się poprzez większą różnicę.
Co zapamiętam na długo…
To, co mnie najbardziej poruszyło, to odczucie różnicy w pracy bioder w momencie, gdy mój najmniejszy paluszek prawej stopy, zwykle przyklejony do sąsiadującego palca, a więc lekko w powietrzu, poprzez włożenie separatora nagle znalazł się na podłodze, oddalony od palców. Jeśli zawsze wszystkie palce masz rozciągnięte na podłodze prawdopodobnie nie jesteś w stanie odczuć tego, o czym piszę, bo zawsze to masz, a tak jesteśmy skonstruowani, że odczuwamy różnicę. Żałuj
Drugi element, który uderzył mnie bardzo wyraźnie, to podkreślanie nieustająco, że wszelkie odległości nie są stałe, bo każdy z nas ma inną wysokość, długość kości ramienia, przedramienia itd. Żaden nauczyciel dotychczas nie kładł na ten aspekt tak wielkiego nacisku.
Przykładowe miary sharatowe:
1. rozstaw bioder mierzysz długością jednej swojej stopy,
2. rozstaw stóp w trikonasanie mierzysz sumą czterech długości twoich stóp,
3. odległość koców od ściany przy świecy ze stopami na ścianie mierzysz 3,5-krotnością długości stopy,
4. wysokość podparcia pod nogi w halasanie mierzysz tak, by ramię leżało swobodnie na swojej naturalnej wysokości itd.
Zanim napiszę o trzecim elemencie, który wrył mi się w pamięć, niezbędne jest krótkie wprowadzenie. Zachwyca mnie nieustająco mój kot, który szykując się do skoku angażuje całe swoje ciało, skacze i tuż przed lądowaniem jakby hamuje, by lekko i z gracją opaść na parapet/kanapę/i in. powierzchnie. Identyczne odczucie miałam na zajęciach z Sharatem. Patrzyłam jak pokazuje wejście do halasany z krzesła. Wydawało mi się, że patrzyłam cały czas, jednak coś mnie przyciągnęło na ułamek sekundy, co spowodowało wycięcie jednej klatki w prezentacyjnym filmie. Pamiętam dwa stany: Sharat na. To był moment :) Dwa wnioski: 1. Sharat zrobił to lekko i niezauważalnie, jakby bez ciężaru i 2. nawet gdy wydaje ci się, że jesteś w pełnej koncentracji, może się okazać, że nie jest ona tak pełna jak ci się wydaje (tutaj akurat mogłam to pięknie zaobserwować . :)
Tak po ludzku
Sharat na koniec warsztatu zaprasza nas na wieczorne spotkanie przy herbacie i muzyce (miały być jeszcze ciastka, które mieliśmy my przynieść, ale jakoś nie wyszło :) co oczywiście nie umyka uwadze Mistrza). Sharat gra na bębnach, gitarze i jakimś instrumencie, którego nazwy nie pamiętam. Proponuje również poranną wycieczkę w góry, która będąc codziennym spacerem z jego psem jest dla uczestników wyjazdu jednym z ciekawszych przeżyć. To takie pozajogowe (choć jak podkreśla Sharat bardzo ) elementy, o które zadbał. Dostaliśmy też prezenty: pocztówki / ściągi do praktyki oraz woreczki z piaskiem z plaży do przykrycia i relaksowania oczu.
Skąd się tam wzięłam?
Mierzę się ze sobą na macie od wielu lat i naturalnie przychodzą mi kolejne elementy, których potrzebuję na danym etapie. W grudniu zeszłego roku pojawiło się we mnie silne przekonanie, że ten rok będzie budowaniem stabilności. Kilka dni później Paulina Stróż, organizatorka wyjazdu do Indii, poinformowała wszystkich uczestników, że specjalnie dla nas udało się zorganizować pięciodniowy kurs z Sharatem Arorą podczas naszego wyjazdu. Niesamowite? Dla mnie nadal tak :) . Bo rok wcześniej chciałam pojechać do Sharata podczas prywatnego wyjazdu na Goa, ale… okazało się, że już koniec sezonu, więc wyjechał. A ja tak naprawdę nie miałam w sobie jeszcze decyzji na to, by bardziej popracować stopami. :) Gdy pojawiła się prawdziwa chęć, pojawiły się możliwości.
Cieszę się nimi. I dzięki silnie skoncentrowanej dawce sharatanów, będę cieszyła się nimi jeszcze długo. Czego i Tobie życzę…
Aneta Magda
Zamiast zakończenia - Sharatany (wybór subiektywny, w tłumaczeniu własnym, pisany z pamięci, po zajęciach) :)
1. Joga jest narzędziem do ulepszania życia, ale jest z nią jak z samochodem: służy do przemieszczania się z punktu do punktu, ale można zanadto przyspieszyć i znaleźć się w punkcie pod ziemią.
2. Joga nie jest walką z ciałem, tylko byciem z nim w harmonii. Walka i chęć pójścia wbrew ciału powoduje napięcie, które przenosi się na życie.
3. Ciągle chcemy działać. Dajmy sobie czas niedziałania.
4. Harmonia osiągana dzięki ułożeniu ciała tak, by poczuło się wydłużone i w linii, daje spokój, który możemy przenieść do życia codziennego.
5. Zapadamy się w codziennym życiu - większość naszych aktywności powoduje zapadanie się kręgosłupa, zamykanie się barków i klatki piersiowej. Taki nawyk przenosimy na matę - chcemy pójść dalej i niżej, nie zważając na to, że znów skracamy przód ciała powodując ściśnięcie organów w jamie brzucha.
6. Jasność uzyskuje się tylko poprzez jednoczesne patrzenie i czucie. Każdą asanę, jej kluczowe punkty, trzeba zobaczyć (obserwacja) i poczuć (świadomość). Tylko dzięki połączeniu obserwacji i świadomości jesteśmy w teraźniejszości.
7. Menstruacja to czas destrukcji czyli końca i jednocześnie początku. Wskazówka dla kobiet w tym czasie: mniej robić, więcej czuć. :)
8. Jeśli chcemy się nauczyć - popełniamy błędy, które mogą prowadzić do zachwiania równowagi w ciele, ale lepiej popełniać błędy i korygować skutki (poprzez kolejne pozycje) niż nie robić nic. [o tym, bardziej ogólnie, bo nie tylko w kontekście praktyki asan pisał Maciej Wielobób w swoim blogu: http://www.joga-blog.pl/2011/04/o-popelnianiu-bledow/]
Aneta MagdaAutorka jest uczestnikiem kursu nauczycielskiego u Romka Grzeszykowskiego (http://www.szkolajogi.com.pl/), prowadzi zajęcia w szkole Pauliny Stróż Namaste Praktyka Jogi we Wrocławiu (www.joga.ssk.pl), PR-owiec i dziennikarz z zamiłowania (www.pigmalionart.pl)