Chciałbym, aby Ośrodek rozwijał się i trwał. - Janusz Olenderek, współtwórca i współwłaściciel Mandali
czwartek, 27 września 2018
Mieszkam w Targoszowie już prawie ćwierć wieku. Sam ośrodek funkcjonuje z powodzeniem od 2010 roku. Teraz przyszedł czas, aby przekazać pałeczkę następcom - mówi w rozmowie Janusz Olenderek, współtwórca i współwłaściciel Mandali.
Tomasz Kluk: Janusz. Pamiętam kiedy przyjechałem do Ciebie po raz pierwszy kilkanaście lat temu. Ostatni odcinek drogi był bardzo kręty, wąski, momentami stromy. Dojechałem w nocy. Kiedy wstałem - zobaczyłem gdzie jestem i oniemiałem. Zapierający dech w piersiach widok na Babią Górę i absolutna cisza.
Janusz Olenderek, współtwórca Mandali: No nie tylko to. Widać stąd jeszcze inne szczyty Beskidów w tym Pilsko.
Jak to się stało, że wyjechałeś z Warszawy i zamieszkałeś w Targoszowie? Wybacz, ale z perspektywy dużego miasta wygląda to tak jakbyś uciekł na krańce świata.
- Chciałem mieszkać w górach od zawsze. Góry to mój żywioł, moje środowisko naturalne. Skończyłem Akademię Sztuk Pięknych, pracowałem jako nauczyciel plastyki w liceum plastycznym, przez jakiś czas byłem - jak to się mówi dzisiaj - freelancerem. Malowałem i sprzedawałem obrazy, wykonywałem też prace konserwatorskie. W 1989 roku przyjąłem propozycję pracy w zabytkowym kompleksie Pałacu Natolińskiego gdzie zostałem kierownikiem Rezydencji URM. Wkrótce utworzono tam filię Uniwersytetu w Brugii, którą administrowała specjalnie w tym celu powołana Fundacja Centrum Europejskie Natolin. Byłem jej szefem. Pracowałem w wyjątkowym miejscu, w miłej atmosferze, otoczony przyjaznymi ludźmi, ale cały czas towarzyszyło mi dziwne poczucie tymczasowości. Czułem, że nie jestem na swoim na miejscu. W głębi duszy tęskniłem za bardziej kameralnym życiem.
Czyli co? Pewnego dnia wstałeś rano i postanowiłeś wyjechać w góry?
- Ależ skąd! To nie była żadna rewolucja, tylko ewolucja. Decyzji nie podjąłem z dnia na dzień. Po prostu odszedłem w głębokim przeświadczeniu, że tak należy zrobić. W wolnych chwilach przez prawie dwa lata krążyłem po Tatrach, potem przyjechałem z rodziną do Suchej Beskidzkiej. Stamtąd wybraliśmy się w pobliże Targoszowa. Okolica nas zahipnotyzowała. Okazało się, że na samej górze droga prowadzi wąwozem, a na szczycie jest dom do kupienia. Poczułem, że tylko to miejsce, żadne inne. A przecież na pierwszy rzut oka niczego atrakcyjnego tam nie było. Rozpadająca się chałupa na stromym zboczu, zarośnięta zielskiem. Poczułem z tym miejscem niewyobrażalnie silną jedność. Uczucie to można porównać do radości z powrotu do domu po latach spędzonych w dalekiej podróży. Czułem, że jestem u siebie.
Zamieszkałeś z dala od cywilizacji. Za każdym razem, kiedy cię tutaj odwiedzam, odnoszę wrażenie, że prowadzisz w gruncie rzeczy normalne, komfortowe życie. A jeśli chodzi o przyjaciół i znajomych to nie jesteś typem samotnika i prowadzisz bogatsze życie towarzyskie niż niejeden z nas na nizinach?
- Dom ma wszelkie wygody: dwie łazienki, ogrzewanie, kominek, przeszkloną werandę, z której można podziwiać wspaniałe widoki, kilka przytulnych pokoików, w tym jeden do medytacji. Korzystam z internetu, oglądam telewizję, dużo czytam, dobrze się odżywiam (śmiech). Rzeczywiście, nie czuję się jakbym żył inaczej niż wy na dole (śmiech). Nie uciekłem od życia. Ja w górach do życia wróciłem.
Minęło kilkanaście lat. W 2010 roku wybudowaliście wspólnie z przyjacielem Ośrodek Działań Twórczych “Mandala".
- Rzeczywiście. Niedaleko mojego domu, na rozległej działce, powstała Mandala. Przytulne pokoje gościnne z balkonami, w sumie 29 miejsc noclegowych, duża sala 110 m2 z widokiem na rozległą górską panoramę. Sala ma drewnianą, podgrzewaną podłogę, przystosowaną do praktyki jogi, dwa kominki i przylegający do niej duży drewniany taras 100 m2 umożliwiający ćwiczenia i odpoczynek na świeżym powietrzu. Idealna do zajęć grupowych, np. jogi, tańców etnicznych, medytacji itp. Z sali, tak jak i z tarasu rozciąga się rozległy widok na pasma Beskidów.
Kim są goście?
- Od wielu lat przyjeżdżają grupy jogi, tai chi, medytacyjne. Wielu nauczycieli uważa, że jest to najpiękniejszy tego typu obiekt w Polsce.
Co sprawiło, że podjęliście z twoim wspólnikiem decyzję o sprzedaży Mandali?
- Powody są dwa. Mój wspólnik wraz z żoną kupili cztery razy większy ośrodek z wielohektarową działką w Karkonoszach i zdecydowali się wspólnie go prowadzić. A drugi powód jest prozaiczny: młodszy nie będę (śmiech). Mandala cały czas bardzo dobrze funkcjonuje, jest zyskowna. Jest to jednak - nie ma co kryć - dość absorbujące zajęcie. Do decyzji o sprzedaży dojrzewałem długo i postanowiliśmy znaleźć następców.
Czy masz jakąś wizję czym Mandala mogłaby być w przyszłości?
- Zostawiam to następcom. Oczywiście nie chciałbym, aby organizowane były tutaj wesela czy zakrapiane imprezy firmowe (śmiech). Wydaje się, że położenie ośrodka, widoki i otoczenie sprawiają, że jest to miejsce stworzone do organizowania warsztatów rozwojowych, praktyk duchowych, sesji medytacyjnych, szkoleń dla trenerów. Być może ktoś myśli o powrocie do Polski. Być może Mandala stanie się impulsem, aby zmienić swoje życie.