Matka Dalajlamy, przyjaciółka Gandhiego, pomocnica Piłsudskiego. Niezwykłe życie Wandy Dynowskiej.Cz. II
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Matka Dalajlamy, przyjaciółka Gandhiego, pomocnica Piłsudskiego. Niezwykłe życie Wandy Dynowskiej.Cz. II

środa, 31 maja 2017

Beata Zatońska

"Jesteś jedną z nas" "Odbyłam z nim długą rozmowę, która stała się początkiem bardzo głębokiego przyjacielskiego stosunku. Gandhi kiedyś powiedział "Oh, you are one of us..."

"Ile mogłam, informowałam go o Polsce.O czasie wojny, o powstaniu warszawskim, itp. Dał mi parę słów podczas powstania." Słowa te zostały wydrukowane a właściwie sfotografowane i umieszczone w pierwszej książce, którą napisałam po angielsku »All Freedom«" - mówiła księdzu Bonieckiemu.

To Gandhi nadał jej imię Umadevi, czyli "dusza oświecona". Dużo podróżowała po Indiach, spotykała się z ludźmi, edukowała. Zgłębiała też jogę i hinduską filozofię. "Aszram jest to miejsce gdzie żyje wielki człowiek, nauczyciel filozoficzno-religijny wokół którego gromadzą się uczniowie. Aszram przypomina nieco grecką szkołę filozoficzną. Ja byłam związana przez długie lata z aszramą Mahariszi, jednego z największych świętych i mędrców współczesnych Indii" - tłumaczyła "Tygodnikowi Powszechnemu". I dodawała: "szukanie prawdy, szukanie Boga, pragnienie zjednoczenia, pogrążenia się w nim to jest w Indiach zasadnicza rzecz. Dlatego tylu ludzi jeździ do różnych aszram".

"Niezależność wielkich duchów od cielesnej formy"

Ramana Mahariszi był jej duchowym, cenionym przewodnikiem. W jego aśramie pod Arunczalą, przeszła duchową przemianę. Po śmierci Maharisziego napisała o "niezależności wielkich duchów" od "cielesnej formy". Trawestując stare hinduskie przysłowie, wg którego tam, gdzie uczeń robi krok ku mistrzowi, ten czyni ku niemu dziesięć, stwierdziła: "podstawmy zamiast ucznia człowieka, który serdecznie szuka czegoś głębszego, a zamiast mistrza - mędrca, o nieskończonej dla wszechżycia miłości. To będzie równie ścisłe".

"Osobiście widziałam w nim soczewkę bożej światłości. Żywą nieskończoną prawdę, a nie człowieka" - napisała we wstępie do tłumaczonych przez siebie nauk Maharisziego.

Wojna i tłumaczenia

Gdy wybuchła wojna Wanda Dynowska postanowiła wrócić do Polski. Chciała pomóc w walce i zaopiekować się matką. Nie udało się, utknęła w Rumunii.

"To była dość niezwykła historia, kiedy odbierałam wizę wyjazdową w Bombaju, sekretarz powiedział mi, że powinnam wziąć wizę powrotną do Indii. Nie miałam wtedy zamiaru wracać, więc się wzbraniałam. Sekretarz mnie jednak usilnie namawiał, bym tę wizę wzięła, ostatecznie zgodziłam się. I to mnie uratowało, bo w dziewięciu krajach Europy nikt nie dawał mi wizy pobytowej. Objechałam wtedy Bułgarię, Rumunię, Włochy, Francję, Jugosławie, Turcję i żadne państwo mnie nie chciało. Nie miałam innego wyjścia musiałam wrócić do Indii. Potem zaczęłam pracę wydawniczą" - mówiła w 1969 r. księdzu Bonieckiemu.

Lata wojny były dla Dynowskiej niezwykle intensywne. Zaczął się wtedy tytaniczny wysiłek, w wyniku którego powstała 35-tomowa Biblioteka Polsko-Indyjska. W organizacji działań pomagał jej przyjaciel mieszkający w Indiach, Maurycy Frydman.

Jak opowiadała, tłumaczenia zajmowały jej czasem 15, 16 godzin dziennie. Edycję finansowała z własnych pieniędzy, oszczędności, które poczyniła podczas pracy w polskiej placówce dyplomatycznej w Bombaju. Zarabiała 300 rupii, a na życie - jak opowiadała - wystarczało jej zaledwie 50. Tak zgromadziła pewien kapitał.

Do przekładu Bhagawadgita namówił ją Mahariszi. "Pomoc dzieł i komentarzy najwybitniejszych filozofów Indii, jak i znawców Sanskrytu oraz paru współczesnych myślicieli, a nade wszystko zachęta jednego z największych - Szri Ramana Mahariszi - dodała tłumaczce odwagi do przekazania polskiemu czytelnikowi tej nieśmiertelnej Pieśni w polskim języku - napisała w przedmowie w kwietniu 1947 r. Wanda Dynowska.

"Walka o najgłębsze prawo Narodu do własnej drogi"

We wstępie do Bhagawadgity są inne, niezwykle ważne słowa: "Oby dziś, gdy idzie walka o najgłębsze prawo Narodu do własnej drogi i Dharmy, walka o prawdę duszy każdego Polaka, oby światło przedziwne tej odwiecznej mądrości przeniknęło wiele serc, prześwietliło wiele dusz, wskazując Sprawę Wieczną, której Dharma Polski jest jeno cząstką - oby wzmocniło ono naszą wolę i jasny spokój zrozumienia, byśmy wszyscy rzec mogli, wraz z rycerzem Ardżuną: »uczynię wedle słowa Twego« - »w tej świętej walce nie ustanę nigdy«".

W 1969 r. powiedziała księdzu Bonieckiemu o swoim pobycie w Indiach: "Dziś wiem, dlaczego zostałam. Biblioteka Polsko-Indyjska musiała się urodzić. 35 książek dla Polski musiało być wydanych, a w Polsce nie udałoby mi się tego dokonać. Ale wówczas jeszcze tego nie wiedziałam. Był tylko wewnętrzny rozkaz - zostać".

Pomoc Polakom

W 1942 r. w Indiach pojawiło się kilka tysięcy uchodźców z Polski, zesłańców z Syberii i Kazachstanu. Dynowska odłożyła wtedy na bok jogę i medytację. Zaangażowała się w pomoc. Przez pięć lat pobytu Polaków w Indiach spotykała się z nimi, organizowała czas. Stworzyła polski zespół folklorystyczny, by popularyzować naszą kulturę w Indiach. Założyła Stowarzyszenie Polsko-Indyjskie, zbierała pieniądze dla Polskiego Czerwonego Krzyża.

Polakom z kolei przybliżała indyjską kulturę i duchowość. Mali mieszkańcy obozu Valivade koło miejscowości Kolhapur zachowali ją we wdzięcznej pamięci. Był wśród nich m.in. Jerzy Krzysztoń, autor "Opowiadań indyjskich" oraz powieści "Wielbłąd na stepie" i "Krzyż Południa".

Wizyty w Polsce

Do Polski przyjechała dwa razy - w 1960 i 1969 r. Za każdym razem były to pobyty kilkumiesięczne, bardzo intensywne, wypełnione spotkaniami i wykładami. Bacznie wtedy przyglądały się jej PRL-owskie służby.

"Kiedy ją poznaliśmy, była pełną energii drobną staruszką, na szafirowe sari naciągnęła pożyczony sweterek, bo choć jesień 1969 r. nie była szczególnie zimna, nieustawicznie marzła. Przy rozstaniu, pamiętam, było to w wielkiej sieni siedziby krakowskich arcybiskupów, powiedziała mi z całą naturalnością, że niedługo odejdzie i żebyśmy wtedy o niej napisali w "Tygodniku". Powiedziała, by napisać, że jeśli człowiek bardzo chce czegoś dokonać, to z całą pewnością dokonać może. Miała na myśli 35 tomów dokonanych przez nią tłumaczeń świętych ksiąg i poezji, które przełożyła z różnych języków Półwyspu Indyjskiego i wydała w Indiach w serii nazwanej Biblioteką Polską" - relacjonował ks. Adam Boniecki we wspomnieniu o Dynowskiej, które ukazało się po jej śmierci w 1971 r.

"Mam wrażenie, że asceza i kontemplacja były dla niej środkami otwierania się na kontakt z bogiem i ludźmi. Oczekiwała przy spotkaniu z ludźmi, czy uda się nawiązać z nimi duchową łączność. Pamiętam jej radość po rozmowie z kardynałem Wojtyłą, że taki wewnętrzny kontakt i zrozumienie zaistniało" - napisał Boniecki.

Cytowany już Kazimierz Tokarski twierdził, że podczas spotkania z Karolem Wojtyłą przepowiedziała mu, że zostanie papieżem.

Jak twierdziła, w 1969 r. Dalajlama kazał jej przyjechać do Polski. Choć była już słabego zdrowia, zapewnił, że będzie siłą woli telepatycznie jej pomagać.

Tybetańczycy - "pracować dla nich jest radością"

Koniec roku 1960 otworzył kolejny etap tytanicznej pracy Dynowskiej. Postanawia zaopiekować się sierotami tybetańskimi, dziećmi, które straciły dom i rodziców podczas inwazji chińskiej. Zajmowała się nimi w Upper Dharsalam na północy Indii. Uczyła, cerowała ubrania, robiła swetry na drutach, karmiła. Przedszkolne dzieci wychowywała metodą Montessori. Prowadziła też kursy, które kształciły tybetańskich nauczycieli. Dbała, by dzieci nie zapomniały swojego języka. Przez ten czas nadal tworzyła Bibliotekę Polsko-Indyjskią i tłumaczyła.

"Ta mniejszość tybetańska jest najdziwniejszym zjawiskiem, jakie spotkałam.To ludzie ogromnej kultury, bez względu na klasę społeczną, od najbardziej uczonych zakonników do najskromniejszych tragarzy i nianiek, itp. Wszyscy nie znają, co to nienawiść, chęć zemsty, zła wola. Nie piją nie palą, nie kradną, nie kłócą się. Uderza to każdego. Mieszkam wśród nich od 9 lat i nigdy nie słyszałam kłótni, nie widziałam złego spojrzenia. Dzieci są zdolne, pracowite serdeczne i śmiałe. Pracować dla nich jest radością" - opowiadała w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego".

Obecny Dalajlama wspomina ją ciepło, z uśmiechem, tak jak inni jej wychowankowie. Wszyscy mówią o wielkim duchu w wątłym ciele i świetlistych, promiennych oczach Dynowskiej. Młodzi Tybetańczycy nazywali ją po prostu matką.

"Mało kto to wie, ale gdy w latach 60. znalazłem się na uchodźstwie, poznałem dwoje wspaniałych Polaków. Byli dużo starsi ode mnie. Ta kobieta, Polka, była wtedy dla mnie jak przybrana matka, to dzięki niej zostałem wegetarianinem" - mówił Dalajlama w Gdańsku w 2008 r. Tą Polką była Dynowska, Polakiem - Maurycy Frydman.

Medytacyjne pożegnanie

Wanda Dynowska zmarła pod opieką sióstr z klasztoru w Mysore. Byli tam zarówno duchowni buddyjscy jak i katoliccy. Przed śmiercią odmówiła przyjmowania leków, wzięła udział w mszy odprawionej przez polskiego księdza Mariana Batogowskiego.

Zgasła 20 marca 1971 r. Siedziała wtedy w medytacyjnej pozycji ubrana w czerwone sari. Zgodnie z jej wolą, została skremowana. W Bylakuppe stoi stuppa Tenzin Chodon (tak ją nazywali Tybetańczycy).

"Człowiek sam tworzy swój los"

Zamiast podsumowania zacytujemy fragment książki Dynowskiej o reinkarnacji: "Jeśli reinkarnacja jest faktem i człowiek sam tworzy swój los, to nie może być mowy o niesprawiedliwości. Gdyby było przeciwnie, gdyby los był zabawką nieznanej i samowolnej mocy, lub też prostym przypadkiem, w takim razie panowałby wszędzie zupełny chaos moralny. Natomiast jeśli los jest wynikiem naszych czynów, reinkarnacja jest logiczną koniecznością. Pojęcie reinkarnacji i prawa ładu moralnego są nierozdzielne i tylko wtedy gdy zrozumiemy, że już kiedyś żyliśmy na ziemi, że każda nowa inkarnacja jest ściśle związana z poprzednim, potrafimy dostrzec sprawiedliwość boga i celowość każdego zdarzenia. Nie są one nigdy karą, tylko skutkiem, który ma nam wskazać metodą doświadczalną co jest dobre, a co złe, co jest twórcze, co jest destrukcyjne, słusznie lub niesłuszne".

Korzystałam m.in. z eseju Kazimierza Tokarskiego "O Wandzie Dynowskiej Umadevi", wywiadu ks. Adama Bonieckiego z 26 października 1969 r. w "Tygodniku Powszechnym" pt. "Gandhi, szramy i Tybetańczycy" oraz wspomnienia po śmierci Dynowskiej w "Tygodniku" z 9 maja 1971 r. oraz książki Wandy Dynowskiej "Czy tylko raz żyjemy na Ziemi. Rzecz o reinkarnacji".



Wyszukiwarka Szkół Jogi

Ludzie Jogi
Polecamy
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi
ABC Jogi
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi
Partnerzy Portalu
Bądź w kontakcie