Indyjskie impresje. Anna Duszak. Część X. U Sharata na Goa.
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Indyjskie impresje. Anna Duszak. Część X. U Sharata na Goa.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Anna Duszak

O tym, że przyjadę tutaj wiedziałam już w Warszawie. Zaplanowałam podróż do Indii uwzględniając miejsce i czas pracy Sharata w letniej (Dharamkot w pobliżu Dharamsali) i zimowej (Arambol w prowincji Goa) szkole. Ostateczną decyzję o przyjeździe na Goa podjęłam po warsztatach z Sharatem w Dharamkot. Tu potwierdziły się moje wcześniejsze spostrzeżenia, że sposób praktykowania asan, proponowany przez Sharata, trafia do mojego ciała. Pracując zgodnie z jego wskazówkami zmieniam pracę ciała z fizycznej na energetyczną.

Warunkiem bycia przyjętym na warsztat było ukończenie dwóch pięciodniowych kursów podstawowych. Na stronie HIYC dość obszernie określono jakie wymagania stawia się uczestnikom kursów intensywnych. Ograniczenia wszelkiej innej aktywności fizycznej i intelektualnej. Zachowanie wstrzemięźliwości żywieniowej. Nic poza dwoma posiłkami w szkole i oczywiście rezygnacja z jakichkolwiek używek.

Na sali od szóstej rano. Według programu wskazanego przez Sharata poprzedniego dnia, każdy z nas wykonuje praktykę własną. Po siódmej pojawia się Sharat. Przygląda się naszej praktyce. Poprawia błędy.
Każdy dzień poprowadzony zgodnie z rytmem księżyca tak, by jak najlepiej wykorzystać naszą i kosmiczną energię. Bardzo zintegrowana praca z ciałem. Pogłębiana każda kolejną asaną. Bardzo subtelna. Praca od podstawy, zależnie od asany. Z szukaniem w fundamentach ciała punktów, które są tymi najwłaściwszymi do energetycznego wyniesienia pozycji w górę. Szukanie wsparcia oraz wszelkich innych wskazówek we wnętrzu własnego ciała i w oddechu.
Ciągle słyszymy - "pracujcie od podstawy", "nie wykonujcie żadnych ruchów lokalnych", "unikajcie napięcia w ciele", "relaks jest równie ważny jak każda inna asana", "nie objadajcie się", "wyjdźcie ze swoich głów"!
Ponad cztery i pół godziny porannych asan i ponad trzy godziny pozycji relaksujących i pranajamy - po południu. Wystarczy, by po sześciu dniach czuć się zdecydowanie inaczej. Jestem lżejsza. Początkowo, na diecie Sharata, ciągle głodna. Pod koniec tygodnia, po posiłkach, nasycona. Przestaję pochłaniać jedzenie. Zaczynam je smakować.
Siódmy dzień to przerwa w zajęciach, ale nie w praktyce. Rano pracujemy sami. Pod koniec zajęć na sale wchodzi Sharat i zaprasza nas do wspólnego wykończenia jego przedsięwzięcia. Zaciągania, wykonanego z materiału, dachu (tipi) nad salą wykorzystywaną do prowadzenia 5-dniowych kursów podstawowych.
Na terenie szkoły są dwie sale. Duża, w której odbywa się nasz kurs - bambusowa konstrukcja pokryta materiałowym zadaszeniem ze ścianami z moskitiery - oraz mniejsza - okrągła, do której w trakcie naszego kursu Mastrama szył dach, zwana tipi. Przestrzeń, którą ma pokryć dach przekracza 40 m2. Składa się z wielu elementów. Zaprojektowany i wykonany tak, by znalazła się w nim wolna przestrzeń dla rosnących tu drzew.
Pokrycie na dach już gotowe. Trzeba wielu rąk, by każdy kawałek znalazł się na właściwym miejscu. Mamy ich sporo. Do pomocy przyłączają się wszyscy obecni na terenie szkoły. Zewsząd sypią się w kierunku Sharata konstruktywne uwagi. Tym godne wzięcia pod uwagę, że dobiegają z wielu miejsc. Z trzech drabin. Z dachu chaty. Z poprzeczki będącej ścianą tipi. Od osób trzymających maszt, na środku wybetonowanego kręgu. I jeszcze z, kiwającego się pod ciężarem człowieka, kokosa. Sharat, widać, bardzo przejęty chwilą. Właśnie spełnia się jego plan. Kolejny krok w budowaniu własnej szkoły.

W pracy z uczniami wspierają Sharata - Laila oraz Ditmar, nauczyciele jogi oraz Pappu - manadżer; Mastrama - krawiec; Petrina, która za niewielkie pieniądze pierze moje i innych ubrania, Sanita zarządzająca kuchnią i dbająca o cały teren wraz z innymi kobietami oraz rodziny wszystkich wymienionych z Seeną - żoną Papu jako pierwszą, bo zastępuje czasami mężą i wprowadza miłą i ciepłą atmosferę w to miejsce. Warto o nich wiedzieć. Bez ich pomocy nic tu nie załatwisz. Jeszcze pamiętaj o uśmiechu dla malego Issiu - syna Pappu i Seeny. W tym miejscu to on trzyma wszystkich za serce.
Publikujemy pisane na bieżąco, w kafejce internetowej impresje Ani z Indii. Przesyłała je do przyjaciół, bliskich, a teraz wyraziła zgodę, aby je opublikować.
Jeśli chcecie jej coś poradzić, zasugerować, piszcie do niej.
anmaduku@gmail.com

Zdjęcia Beata Stec

Wyszukiwarka Szkół Jogi

JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi
Styl Życia
Polecamy