Joga w Indiach i Nepalu 2013 - śladami Buddy. Część 4 Lumbini. Wiktor Morgulec
poniedziałek, 27 maja 2013
Kolejna wyprawa do Indii z Akademią Asan ma bardzo wiele atrakcji: trekking w regionie Annapurny (tzw. Poon Hill Trek), odwiedzenie wszystkich 4 miejsc związanych z nauką Buddy (Lumbini, Bodh Gaya, Sarnath, Kushinagar), wizyta w Parku Narodowym Chitwan, spływ pontonami po rwącej himalajskiej rzece etc. Przedstawiamy czwartą część wrażeń Wiktora Morgulca, współorganizatora wyprawy.
Od razu czujemy, że jesteśmy w Nepalu. Obsługa bardzo sprawna, są skupieni i reagują błyskawicznie, szybko wszystkie bambetle wędrują na duży wózek. Na lekko wędrujemy prosto na kolację i jak dla mnie jemy najpyszniejszą kolację jak dotychczas na tym wyjeździe. Nepalski Dahl Bhat- czyli odpowiednik indyjskiego Thali. Ryż, soczewica, warzywa, gotowana, zielona, nepalska sałata - coś a la szpinak, ale inny smak, czapaty, papadany. Pychota. Trochę nas zaskakują ceny zimnych napoi - trzy razy drożej niż gdziekolwiek indziej. Kolacja jak się potem okazuje też kilka razy powyżej średniej - no, ale za jakość się płaci. Hotel to malownicze kryte strzechą domki z werandą. Cały teren ma 5 hektarów i występuje tu kilkadziesiąt gatunków ptaków, szakale ( widziałem rano), antylopy.
Rano joga na trawie. Śniadanie i wyjazd do miejsca gdzie urodził się Budda. Podstawowa, rzucająca się w oczy różnica - jest czysto, no, powiedzmy, prawie czysto i jak zauważa Marek - co szokujące po Indiach - ludzie sprzątają przed swoimi domami. Zajeżdżamy pod park jakoś z innej strony niż trzeba, to samowolka kierowcy - kasa biletowa jest na drugim końcu, kilometr od nas - Aga szykuje mu solidny opier-papier. W końcu udaje się wejść do parku na razie bez biletów. Kierowca na pożyczonym naprędce rowerze jedzie gdzieś próbując załatwić sprawę feralnych biletów. W międzyczasie w lokalnej knajpce zamawiam na godz. 13 lunch dla naszej grupy. Jest gorąco polewamy się wodą z pompy. Docieramy w końcu na miejsce.
To, co jest wspólne dla każdego z odwiedzonych przez nas miejsc związanych z Buddą - to przestrzeń. Zarówno Sarnath- miejsce gdzie pierwszy raz Budda nauczał, Kushinagar- gdzie umarł, teraz Lumbini - gdzie się urodził - to parki, z niską, skromną zabudową, gdzie najważniejsze są drzewa. Wyjątek stanowi Bodhgaya, aczkolwiek tam na przestrzeni kilku kilometrów jest kilka miejsc gdzie medytował i część z nich jak odwiedzone przez nas miejsce Sujaty też znajduje się też w przestrzeni, otoczone polami. Każda najważniejsza chwila życia Sidharthy: w naturze, pod drzewem, pod otwartym niebem. W znajdującym się pośrodku parku budynku, wśród resztek osłoniętych dachem starożytnych ruin znajduje się ponoć dokładne miejsce narodzin. Odpoczywamy pod jednym z wielkich drzew. Nasi gospodarze z hotelu pojawiają się z reklamówką pełną pieniędzy, które mieli wcześniej dla nas rozmienić. Trzeba przeliczyć i podzielić torbę pieniędzy- pod świętym drzewem: -) Dwie godziny mijają błyskawicznie. Rozmawiamy o Buddzie i jego nauce. Rozmowy o tym, jak to naprawdę było, skąd tak wiele różnych przekazów i interpretacji. Czego tak naprawdę uczył i jak rozpoznać, czy to, co wielu powtarza to rzeczywiście jego nauka? Niefortunnie w imię jego nauki powstało wiele religijnych ruchów, sekt i odłamów. Pada pytanie- Jak wobec tego rozpoznać prawdziwą naukę Buddy?.
Czysta Dhamma, czysta nauka charakteryzuje się kilkoma cechami. Przede wszystkim ma być uniwersalna- każdy niezależnie od wyznawanej religii, koloru skóry, pochodzenia - może praktykować.
Nie ma żadnych rytuałów, ozdobników, szat, religijnych elementów, gadżetów, bajerów, które przeszkadzałyby praktykować Dhammę osobie z jakieś określonej religii, czy tradycji.Jak tylko pojawiają się takie elementy - znika czystość nauki i zarazem jej skuteczność. Innym wyznacznikiem jest odpowiedzenie sobie na pytanie: Czy wykonywana praktyka krzywdzi kogokolwiek?
Czy efekty pracy są widoczne tu i teraz, w codziennym życiu, w relacjach z otoczeniem?
Czy nauka jest racjonalna, podana w prostych, zrozumiałych słowach? Bez mistycyzmów, ozdobników, tajemnic. Wszystko jest jasne i logiczne, nie ma nic do dodania i nic do ujęcia. Postępowi na ścieżce towarzyszy prawda, w każdym momencie. Prawdą jest to, czego doświadczy podążający ścieżką - to jest jego prawda. Prawda doświadczona przez Buddę - jest prawdą Buddy, każdy poprzez praktykę medytacji rozwija własną prawdę, własny wgląd, własne widzenie rzeczy takimi jakie są. Praktyka prawdziwej Dhammy powoduje, pojawienie się u osoby podążającej ścieżką dwóch wartości: chęci dzielenia się z innymi i poczucie wdzięczności w stosunku do Buddy i linii nauczycieli, którzy w czystości zachowali naukę przez 25 wieków. Często fakty historyczne przemieszane z niesamowitymi, baśniowymi zdarzeniami. Czy to możliwe, żeby nowo narodzone dziecko zgodnie z legendą wykonało od razu po urodzeniu wykonało kilka kroków?
Będąc obecnym przy porodzie moich dzieci trudno mi to sobie wyobrazić;-).
Z drugiej strony, kto wie, po wodzie też nie każdy chodzić potrafi, zmarłych wskrzeszać, wodę w wino zmieniać.
Niestety, co uderzające w Nepalu - nikt nas nie nagabuje, nie ma lokalnego przewodnika, który wyjaśniłby zawiłości- można się prawie poczuć osamotnionym. Czas mija szybko, wracamy. Veg chowmain w tybetańskiej budce. Szefuńcio, u którego składałem zamówienie gdzieś zniknął. Jest chyba jego błyskająca złotym zębem żona i kilkuletni synowie. Ni w ząb po angielsku, zamawiam raz jeszcze. Dziesięciolatkowie sprawnie szatkują warzywa w kuchni, nasz obiad powstaje. Grupa wykupuje zapasy zimnej wody mineralnej i innych napoi, mam wrażenie, że Tybetanka nie bardzo liczy kasę, a bardziej rzuca okiem na zapełniającą się szufladę i na tej podstawie ocenia utarg. Budka daje schronienie przed południowym upałem. W końcu pojawia się szef - smażenie chowmaina nabiera tempa, kobieta pokazuje szefowi wypełnioną szufladę. Po jakieś godzince pogawędek posiłek wjeżdża na stoły. Przeskok do autobusu i cztery godziny do Chitwan. Miejsce przez ostatnie 12 lat zmieniło się nie do poznania. Mała wioska otoczona kilkoma kurortami- resortami oferującymi, noclegi w domkach i "jungle safari" obrosła i rozrosła się do rozmiarów turystycznego miasteczka. Eleganckie, wygodne domki, piękny ogród z trawniczkiem do jogi. Program pobytu jest dość napięty: chodzenie po dżungli, pływanie, przejażdżka na słoniach, wieczorny pokaz lokalnych tańców, przeplatane jogą i jedzeniem. Pamiętam jak przez mgłę ostatni pobyt i dżunglowe atrakcje, zostaję w hotelu mam trochę pracy na kompie. Grupa rusza w teren. Chitwan jest czołowym produktem turystycznym nepalskich agencji, wszystko dopięte, poprawne, bez niespodzianek, przewidywalne w każdym calu.
Chill - outowa atmosfera sprzyja pogaduchom. Tematy dryfują wokół różnych społecznych obserwacji, inspiracji wielkim hinduskimi przywódcami- Gandhim, Ashoką i różnic pomiędzy tym, co dzieje się u nas a tutaj. Wizyty w miejscach związanych z Buddą, ciekawe rozwiązania, które proponował współczesnym mu władcom. Wzorowa organizacja państwa opartego o zasady Dhammy przez Ashokę kilkaset lat później. W odniesieniu do sytuacji, które obecnie jest w Polsce i w ogóle na świecie. W jakimś pełnym natchnienia zrywie debatujemy w kilka osób jak można by coś zmienić.
Zaczyna się dość rewolucyjnie. Jak w obliczu zglobalizowanej i zorganizowanej opresji, której podlega obecnie większość narodów świata postawić opór. Co zrobić z arogancją władzy. I tu przykładem jedynym w swoim rodzaju jest Gandhi, który kilkoma genialnymi w swej prostocie posunięciami i ogromnym poświęceniem i wyrzeczeniem pozbył się okupantów z Indii. Idea biernego oporu przeciw władzy, która "zapomniała"; -) że ma służyć większości społeczeństwa, a nie garstce wybrańców jest nawet organizacyjnie może i do ogarnięcia, tylko skąd takiego Gandhiego wytrzasnąć, który był omalże krystalicznie czysty, postać, której trudno było cokolwiek zarzucić. Poza tym wyrzeczenie, poświęcenie - te wartości gdzieś uleciały już dawno.Jak poruszyć, dotrzeć do często niezdających sobie sprawy, co się dzieje ludzi. A nawet jak się dotrze, to co dalej?
Rewolucyjny zapał nieco stygnie. Ale nadal próbujemy siedząc w bambusowej altance wymyślić idealny model państwa, gdzie nie rządziliby głupcy sterowani przez cwaniaków. Gdzie dałoby się wybrać mądrych, a co za tym idzie uczciwych rządzących. Okazuje się, że to trochę złożony temat, dochodzimy do wspólnego wniosku, że wybrańcy i nie mogą być zbyt młodzi, bo mają jeszcze kiełbie we łbie, a jak zauważył Marek taki 50 latek to już może pokazać, co w życiu zdziałał i pochwalić się sukcesami.
Co do sposobu wybierania, czy raczej kupowania, ( bo tak to niestety teraz bardziej wygląda) reprezentantów - nie doszliśmy do jakiś znaczących konkluzji- trochę trudniej kupić jednak większą ich ilość niż mniejszą - tak a'propos teoretycznie słusznej idei jednomandatowych okręgów wyborczych i ograniczonej liczbie reprezentantów. Jeśli de facto prawie wszędzie na świecie kandydaci spośród można wybierać są już wcześniej wybrani i wypromowani to ciężko trochę kogokolwiek wybrać - wszyscy z jednej stajni. Jedna ogólna i zgoła banalna konkluzja się pojawia. A mianowicie, że: tylko przemiana wewnętrzna przynajmniej większej ilości jednostek może zaowocować w naturalny sposób przemianą całego społeczeństwa i całego systemu. Co pokazała historia właśnie tutaj w Indiach, Nepalu przynajmniej dwukrotnie: za życia Buddy i kilkaset lat później za panowania Ashoki. Powstała władza, która służyła społeczeństwu, a nie je okradała i zniewalała. Władza, której sprawowanie było zaszczytem i służbą, a nie dobraniem się do koryta, okazją do wzbogacenia, bądź zaspokojenia innych żądz. Ale to było możliwe, bo blisko cała populacja na ówczesnych terenach podążała ścieżką Dhammy - prawa natury - praktykując, moralne życie, panowanie nad umysłem i oczyszczanie umysłu.
Tematy bumerangiem powracają przy wielu okazjach. Kończymy pakietowy pobyt w Chitwan. Jakoś nie czuję tego miejsca, komary, jedzenie jakieś takie nie lokalne, wifi trochę ratuje sytuację- mogę popracować. Naszym super autobusem ruszamy do Pokhary- takie lokalne Zakopane. Podróż mija sprawnie, hotel na pełnym wypasie, czyściusieńko. W ogóle Pokhara mało przypomina miasteczko sprzed 12 lat, bardzo zadbane, wysprzątane ulice, kurne chaty, budy i bambusowe konstrukcje zostały zastąpione przez piętrowe hotele. Druga widoczna zmiana to koreańskie knajpki i w ogóle mnóstwo Azjatów - Chińczyków, Koreańczyków, zamożnych Hindusów i Nepalczyków. Grupa rusza w tourne po sklepikach ze sprzętem trekkingowym, gdzie za 100 zł można zakupić mniej bądź bardziej akceptowalnej jakości sprzęty North Faca, Salewy, Mammuta i innych. Bardzo porządne podróbki sandałów Keen'a za 1/3 ceny. Basia nabyła na trekking, zobaczymy czy dadzą radę. Ożywają stare wspomnienia z wspinaczkowych lat, biegamy z Januszem po budkach z trekkingowymi sprzętami. Kupujemy w końcu małe plecaki Northa i porządnie wyglądające z klejonego, potrójnego gore texu, kurtki Salewy po 100 zł.
Ceny w restauracjach dość wyśrubowane. Spotykamy się na wspólnej kolacji w knajpce gdzie przygrywa i tańczy lokalna trupa. Jedzenie nie specjalne. Hitami są: zamówiona przez kogoś ryba jakaś tam i przyniesiona przez kelnera....kaczka w czekoladzie. Albo zamówiona sałatka z awokado i przyniesiona sałatka z ogórków. Na pytanie dlaczego w sałatce z awokado nie ma grama awokado, kelner z rozbrajającym uśmiechem stwierdza: " Madame, sorry, but this is not avocado season"- Proszę Pani bardzo mi przykro, ale to nie jest sezon na awokado. :)
Wieczorna przechadzka po lokalnych Krupówkach - paszmina te sprawy.
cdn
Wiktor Morgulecwww.joga.waw.pl
Wiktor Morgulec dyplomowany nauczyciel jogi wg B.K.S. Iyengara. Autor pierwszego w Polsce multimedialnego podręcznika do nauki jogi na DVD: "Joga dla początkujących START". Przeszło 10 letnie doświadczenie w nauczaniu zdobywał miedzy innymi w Indiach. W latach 2002- 2004 spędził pół roku w Indiach kształcąc się pod okiem najwybitniejszych nauczycieli metody B.K.S Iyengara w HIMALAYAN IYENGAR YOGA CENTRE w Dharamsala oraz w YOGANGA YOGA CENTRE w Dehradun. Prekursor zajęć jogi dla dzieci w szkole i przedszkolach Montessori w Warszawie. Od 2005 roku prowadzi w ramach Akademii