Festiwalowa wyprawa do Indii - święto Onam 2013.r Rafał Kubik.
sobota, 5 października 2013
Onam to jedno z najważniejszych świąt w Kerali, które obchodzone jest tylko w tym stanie na przełomie sierpnia i września. Święto trwa aż 10-12 dni i związane jest z legendarnym królem-demonem Mahabali, którego rządy miały być złotym okresem dziejów tego regionu. Według legendy, co roku, właśnie w czasie Onam, odwiedza on na krótko swoje dawne królestwo. Obchody, które przypadają na koniec żniw, są dużą atrakcją turystyczną i obejmują m.in. występy tancerzy kathakali, wyścigi długich łodzi - vallamkali czy uliczne tygrysie procesje. Jest to dla mieszkańców Kerali również święto rodzinne, w czasie którego spotyka się cała rodzina, przygotowywane są specjalne potrawy a przed domami układane są piękne aranżacje kwietne.
Dzień 1 - Miasto GuruvayurIndie przywitały mnie deszczem, monsun ma się jeszcze dobrze i nie zamierza ustępować. Było ciemno, mokro i pusto. Hmm. Koło południa się przejaśniło, a potem woda znowu płynęła strumieniami. Przez pierwsze godziny czułem się nieswojo, zawsze tak jest, gdy przywożę z sobą swoje świeże jeszcze polskie ja. Muszę zmienić nieco tożsamość, zrzucić trochę tej europejskiej maski i po pewnym czasie zaczynam czuć się mniej więcej jak ryba w wodzie, no powiedzmy w sadzawce, na razie.
Niewiele wiedziałem o Guruvayur. Nieduże miasto, dla hindusów z Południa ważne z uwagi na świątynię poświęconą Krisznie. Świątynia jest zamożna, zawsze tak jest, jeśli uznaje się, że zamieszkujące ją bóstwo ma moc. Należy do niej kilkanaście innych świątyń, a także kilkadziesiąt słoni, podarowanych jej przez wiernych. To chyba największa w Indiach świątynna słonia armia, z tym że większość z nich znajduje się w oddalonej o kilka kilometrów świątyni Punnathoor.
Widziałem, że nie będę mógł wejść do środka, bo wstęp tu mają tylko hindusi. Mimo wszystko przyjechałem do Guruvayur, bo z jakiegoś powodu przyciągają mnie zawsze miejsca, gdzie ludzie chcą spotkać (i spotykają) się z sacrum. Lubię hinduskie świątynie, choć nie do końca przepadam za straganową atmosferą otaczających je ulic. Samo obserwowanie ludzkiej pobożności zawsze mnie uspakaja. Nawet jeśli odsunąć na bok kwestię religii dobrze jest wiedzieć, że ludzie potrafią oddać się czemuś innemu niż zaspokajaniu materialistycznych potrzeb.
W ciągu normalnego dnia wierni mogą wejść do świątyni pięć razy, by w przeciągu pół godziny oddać cześć Krisznie. Każdy taki czas poprzedza inna ceremonia, przeprowadzana przez braminów. Tylko nieliczni z nich mogą dotknąć wizerunku idola. Aby służyć Krisznie w Guruvayur bramini muszą żyć w celibacie. Żeby ułatwić im zadanie wyznacza się im półroczne dyżury. W tym czasie nie wychodzą poza mury świątyni. Trzeba przyznać, że bardzo zdroworozsądkowo. Wierni też podlegają zasadom. Zostawiają aparaty, telefony, torby i w ogóle wszystko co niepotrzebne w przechowalni. Muszą być czyści - fizycznie i co ważne mentalnie. Udając się do świątyni Kriszny trzeba zostawić za sobą wszelkie troski i wejść do niej z umysłem niewinnym, z umysłem dziecka. Tylko wtedy można liczyć na spotkanie z Kriszną.
Przy wejściu do świątyni leży piękny kwietny Kriszna, przygotowany specjalnie z okazji Onam. W sobotę pierwszy z czterech dni Onam, choć faktycznie obchody zaczęły się sześć dni temu. Nie łatwo to zrozumieć, jak całe Indie zresztą…
Sprzedawcy kwiatów mają doskonały utarg, gdyż kwietne dekoracje - pookalam powinny znajdować się przed każdym domem i być zmieniane codziennie. W wielu miejscach w Keralii organizuje się konkursy pookalam. Dekoracje zwycięzców lokalnego konkursu można obejrzeć nieopodal świątyni. Naprawdę potrzeba dużo pracy i cierpliwości, ale efekt jest zachwycający.
Teraz udaję się do Thrissur, kulturowej stolicy Keralii, tak przynajmniej twierdzą jego mieszkańcy. Ciekawy jestem jak będzie w rzeczywistości.
Dzień 2 - ThrissurPozostał jeden dzień do Thriruvonam, najważniejszego dnia Onam. Wszyscy szykują się już na święta. Sklepy i stragany są oblegane, zwłaszcza te z produktami spożywczymi, owocami i warzywami, ale również odzieżowe, gdyż na Onam należy założyć odświętny i najlepiej nowy strój. Długie kolejki ustawiają się też przed monopolowymi. Jak zabawa to zabawa. Centra handlowe organizują pokazy klasycznych tańców i koncerty klasycznej muzyki, stając się na ten moment nie tylko centrami handlu, ale i kultury. Ulice i sklepy w Thrissur przystrajane są kwiatami i innymi dekoracjami, nie pozostawiając wątpliwości o jakie wydarzenie chodzi. W ten sposób Kerala świętuje tylko raz w roku.
Odwiedziłem dziś świątynię Punnathur Kotta. Tutaj przetrzymywane są słonie, które wierni składają w ofierze świątyni w Guruvayur. Jest ich tu 65, przywiązanych łańcuchami do betonowych pali. Nie jest to widok, który mnie zachwycił. Słonie mają ograniczone możliwości ruchu i nerwowo kiwają się widząc przechodzących obok nich gapiów. Darowanie słonia świątyni uznawane było i jak widać w Kerali nadal jest za prestiżowy gest, na który stać tylko zamożnych. Część z nich pełni służbę świątynną i jest wykorzystywana w czasie codziennych procesji w obrębie świątyni. Niektóre stały się znane i opowiada się o nich historie, opisując ich charakter i zdarzenia, w których uczestniczyły. Większość jednak nie ma żadnych zadań i po prostu stoi tutaj, będąc atrakcją dla odwiedzających.
Ciekawie było obserwować jak są myte. Jest to długotrwały proces, w którym bierze udział kilkoro opiekunów. Słonie są polewane wodą i dokładnie szorowane, nie tylko na grzbiecie, ale w każdym zakamarku ich masywnego ciała. Czyści się im też nożami kopyta. Muszą się wówczas położyć, albo też podnieść jedną nogę do góry i ją wyprostować - obserwowanie tych "rytuałów" jest niezwykle wciągające ;-)
3 dzień - 16. 09.2013 Pierwszy dzień Święta Onam - UthradomDzisiaj początek Onam. Pierwszy dzień świąt. Lokalnym autobusem (ach, nie ma to jak klimat starego, wysłużonego autobusu, dziesiątków przystanków, niezliczonych pasażerów, rozmów i rozmówców, po których ślad zaginie) udałem się do Thrikkakara, nieopodal Koczin. Mieści się tu jedna z kilku świątyń w Indiach, gdzie czci się Wamanę, jedną z inkarnacji Wisznu. Jest to miejsce niezwykle ważne dla obchodów święta Onam. Obrazy z przebiegu uroczystości pojawiają się we wszystkich lokalnych stacjach telewizyjnych i gazetach. A oto pokrótce dlaczego. Geneza Święta Onam
Wamana został wysłany przez bogów na Ziemię, by odebrał Mahabalemu jego królestwo. Mahabali miał wielkie poważanie wśród podwładnych, gdyż jego mądre i sprawiedliwe rządy przyniosły Ziemi niespotykany dobrobyt. Bogowie jednak rozgniewali się tym, że Mahabali przestał uznawać ich zwierzchność i sam zaczął uważać się za boga. Poza tym zrobili się zwyczajnie zazdrośni o popularność jaką zdobył wśród ludzi, a ponieważ nie był jednym z nich (był asurą-złym duchem/bogiem), postanowili wyrzucić go z jego ziemskiego królestwa. Wisznu przybrał postać karła-bramina, wędrującego z drewnianym parasolem. Po tym jak został przyjęty przez Mahabalego poprosił go o podarowanie mu takiej ilość ziemi jaką zdoła pokonać robiąc trzy kroki. Mahabali się zgodził. Wówczas Wamana ujawnił swą boskość i przybrał niewyobrażalnie wielkie rozmiary. Jedną stopę postawił w niebiosach a robiąc drugi krok stanął na Ziemi. Mahabali widząc, że nie jest w stanie dotrzymać obietnicy, zaoferował by w trzecim kroku postawił stopę na jego głowie. Wamana umieścił tam swą stopę i w uznaniu za skromność Mahabalego nadał mu nieśmiertelność i zwierzchność nad podziemnym światem. Pozwolił mu również by raz do roku mógł powrócić na ziemię i odwiedzić swoje dawne królestwo. Onam
Thrikkakara uznawane jest za niegdysiejszą siedzibę Mahabalego. To tutaj miała mieć miejsce rozmowa z Wamaną i to tutaj raz do roku Mahabali ma się pojawiać w ziemskim królestwie. Uważa się, że to właśnie w tej świątyni zaczął być świętowany Onam (w kontekście religijnym) i stąd święto to rozprzestrzeniło się na całą Keralę. Świątynia, mimo swego znaczenia, ożywa tylko trzy razy w roku a najważniejszym wydarzeniem jest Onasadya, czyli świętowanie Onamu. Dla wiernych wydarzenie to ma podwójne znaczenie. Jest to czas, gdy czczą Wisznu pod postacią Wamany, a jednocześnie oddają cześć Mahabalemu, którego rządy uznają za najpomyślniejszy okres w historii Kerali. Obchody Święta
Dzień powrotu Mahabalego na Ziemię, pierwszy dzień Onam, zwany jest Uthradom. Drugim dniem świątecznym, najważniejszym w całym święcie Onam, jest Thiruvonam, upamiętniający zesłanie Mahabalego do podziemnego świata, ale o tym jutro. Są to dwa najważniejsze dni z czterech dni Onam. Kulminacją obchodów jest procesja, w czasie której posąg Mahabalego obwożony jest na słoniu dookoła świątyni. Słoń, który niesie idola, przyjechał aż z Guruvayur, oddalonego prawie o sto kilometrów i ma wśród lokalnej ludności wielką renomę. Towarzyszy mu w procesji osiem innych słoni. Wszystkie pięknie przyozdobione. Procesja, wraz z którą podąża specjalna orkiestra panćavadjam (czyli dosł. pięć instrumentów - trzy rodzaje bębnów, trąbki i róg ) zatrzymuje się przy każdej z czterech bram, by na koniec idol powrócił z powrotem do świątyni. Ciekawostką jest to, że każdego z dziesięciu dni Onam (licząc od Atham, osiem dni przed Uthradom) posążek ubierany jest w przebranie jednej z dziesięciu inkarnacji Wisznu.
Po tym jak procesja dobiegła końca, na dwóch, obleganych przez widzów, scenach odgrywane było kathakali oraz tradycyjne tańce, m.in. bharatanatjam i mohanijatam. Nie byli to zawodowi artyści lecz dzieciaki, dla których było to zapewne jedno z ważniejszych wydarzeń w ich życiu. Jednak dla mnie największe wrażeni zrobiła muzyka. Muzycy wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności odgrywając tradycyjne pańćari melam, trwające dwie i pół godziny. Pomimo wysokiej temperatury naprawdę dali z siebie wszystko, wprawiając wszystkich dookoła w niemalże transowy nastrój. Stojąc tam i wytupując rytm, razem z otaczającym muzyków tłumkiem zastanawiałem się jak długo hindusi zachowają w sobie tę spontaniczność i ten rys charakteru, rys kultury, które pozwalają im, z jednej strony, podążać za perfekcyjnie wyuczonymi rytmami, a z drugiej, na pełen pasji i swobodnej interpretacji show. Nie jest to jednak show pod publikę, nie jest to show, które oczekuje oklasków. Jest to robienie swojej roboty najlepiej jak się potrafi i nieoczekiwanie niczego w zamian. Bo taka jest ich rola, do tego się zobowiązali, odgrywają swoją powinność, twórczo odtwarzając boską (bo przeznaczoną boskiej sferze) muzykę, która przez ten moment jest nimi a oni są nią. I tu nie trzeba oklasków, bo nie potrzeba oklasków dla czegoś co po prostu jest i powinno być.
4 dzień - 18.09.2013 najważniejszy dzień Święta Onam - ThiruvonamDzisiaj najważniejszy dzień Onam - Thiruvonam, co widać na każdym kroku, po udekorowanych, domach, sklepach i świątyniach. Obcy ludzie życzą sobie szczęśliwych świąt. To czas spotkań z przyjaciółmi, ale nade wszystko czas rodzinnej integracji. Kto może przyjeżdża z dalekich stron by spotkać się z rodziną, tą bliższą i dalszą. Dzisiaj rano i w południe odwiedziłem ponownie świątynię Trikkakara. O poranku miało miejsce najważniejsze wydarzenie religijne tego dnia, które transmitowały chyba wszystkie lokalne telewizje. Było to wprowadzenie Wimany, za którego przebrany był jakiś chłopiec, do świątyni, czemu towarzyszyły barwne ceremonie. C musiała zrobić kilka zygzaków by zmieścić się na świątynnych gruntach.
Naprawdę duże wrażenie zrobiła na mnie wielka świąteczna fiesta. W czasie południowego posiłku organizowanego przez świątynię wzięło w niej udział ponad 10 tysięcy ludzi. Dzięki darowiznom od prywatnych osób oraz różnych instytucji udaje się co roku organizować wielkie wspólnotowe wydarzenie, otwarte na wszystkich, również ludzi innych wyznań. Na długich stołach ochotnicy rozkładają liście bananowca, na które nakłada się, jeśli dobrze policzyłem, dwanaście różnych potraw a na końcu deser. Część z nich jest przygotowywana tylko na Onam, jak chociażby suszone banany z przyprawami czy payasam, na bazie mleka i migdałów. Przed świątynią ustawia się wielka kolejka chętnych na taką ucztę. Po tym jak kilkaset osób skończy swój posiłek, stoły są sprzątane, na nowo zastawiane i wpuszczana jest kolejna partia chętnych. Wszystkie osoby pracujące w kuchni, przy stołach i organizujące to wydarzenie robią to charytatywnie. To naprawdę miły obyczaj.
Po południu, dla kontrastu, udałem się do ogromnego centrum handlowego. Byłem ciekawy tej nowoczesnej twarzy Indii. Jakże dwa różne to światy, to oczywiste. Jednak była to dla mnie również okazja by przyjrzeć się światu, który przechodzi niebywale szybką metamorfozę i zmieniającym się wzorcom zachowań, mam wrażenie, jeszcze nie do końca zrozumiałych dla tych, których dotyczą. I tu i tam powitały mnie tłumy. Być może były to dwa różne tłumy a może częściowo się pokrywały. Tego nie wiem. Centrum handlowe pełne było rodzin z dziećmi, nie brakowało też ludzi starszych. Na większości twarzy gościł uśmiech zadowolenia. Nie wiem czy wszyscy przyjechali na zakupy. Wyglądało to tak, jakby część z nich była tu na wycieczce, aby spędzić czas w kolorowym, czystym świecie. Może zjeść obiad w jednej z licznych knajp, może przejechać się na karuzeli, może pójść do kina, a może tylko pospacerować, pooddychać atmosferą wielkiego świata i chociaż przez szybę popatrzeć na rzeczy, na które szybko nie będzie ich stać. Klasa średnia, zwłaszcza tu w Kerali, dzięki pieniądzom płynącym z Zatoki Perskiej, gdzie pracują dziesiątki tysięcy jej obywateli, jest coraz liczniejsza. Jednak ogromne rzesze ludzi ciągle nie mogą sobie pozwolić na luksus zagranicznych marek o modnie brzmiących nazwach.
Zobaczyłem więc dwa oblicza Onam. Obydwa tak samo prawdziwe, choć czas pracuje na korzyść tego drugiego. Onam jest starym świętem. Jak starym nie wiadomo, ale pewnie znacznie starszym niż mitologiczne historie, które zaczęto z nim wiązać. Pierwotnie miało ono charakter świecki i było celebracją zakończonych szczęśliwie zbiorów. Nic innego jak dożynki, obchodzone chyba na całym wiejskim świecie. Podobnie jak w przypadku Holi i Divali za sprawą rosnącej roli braminów zaczęto mu nadawać religijny wydźwięk. Obecnie święto to robi wielką woltę ku przeszłości. Gdy obserwuje się ulice miast, ogląda telewizję, czyta lokalne gazety czy też, jak ja dzisiaj, odwiedza centra handlowe, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Onam staje się ponownie świętem świeckim, tak jak Boże Narodzenie w niektórych krajach zachodnich. Zakupowy szał ma wszelkie znamiona konsumpcjonizmu. Postępująca urbanizacja i globalizacja sprawiła, że Onam będący niegdyś świętem wiejskim dziś stał się kolejnym miejskim festiwalem. Został zagarnięty przez media, które wtłoczyły go do swojej popkulturowej papki. Jest na tysiące sposobów wykorzystywany komercyjnie, w czym oczywiście nie ma wiele szczerości. Starsze pokolenie zgodnie narzeka na to, iż święto, które pamiętają z dzieciństwa już nie istnieje, zatraciło swą niewinność i czystość. Rodzinne i wspólnotowe obchody zostały w dużej mierze zastąpione przez oficjalne uroczystości sponsorowane przez rząd stanowy i władze miejskie. Wspólne posiłki, rozmowy i gry w gronie rodzinnym ustępują nierzadko wycieczce do centrum handlowego i do kina, a większość hindusów nie wyobraża sobie świętowania bez alkoholu. Jednak jest jeszcze odmienny, bardziej optymistyczny punkt widzenia. K. Satchidanandan, w wywiadzie dla Dekan Chronicle, zauważa, że pozytywnym skutkiem tego wszystkiego jest to, że Onam wraca do swoich korzeni, a więc w stronę świeckości, kiedy to był okazją do fetowania doczesności, cieszenia się z życia i plonów ziemi.
Tradycja bynajmniej nie oddaje łatwo pola. Wciąż jest wiele ludzi w Kerali, którzy gotowi są uczyć się tradycyjnych tańców, grać na tradycyjnych instrumentach, ćwiczyć się w zapasach czy teatrze. Coraz częściej nie wynika to jednakże ze wspólnotowości życia lokalnego, kastowości i ścisłego przypisania ról społecznych, które powielane są z pokolenia na pokolenie acz raczej z upodobań, hobby, wyborów świadomych swoich możliwości ludzi. Większość lokalnych hindusów wciąż jest religijna, w różnym stopniu rzecz jasna, ale nosi w sercu swoje bóstwo, wyniesione z domowych kapliczek i wspólnych modlitw. Hindus może nie być bardzo religijny, jednak będąc ukształtowany przez kulturę, w której religia była obecna w wielu sferach życia, pomimo komunistycznych z pozoru rządów, mimowolnie nosi ją w sobie i jest do niej przywiązany, chociażby siłą swoich wspomnień. Nawet nie będąc specjalnie religijny przystanąć może przy przydrożnej kapliczce czy złożyć ofiarę w świątyni udając się na rodzinną wycieczkę.
Powiedziawszy to wszystko pamiętajmy, że każdą tezę wygłoszoną na temat Indii można obalić jej antytezą. W Karelii nie ma aż tylu sprzeczności co w północnych Indiach, jednak również tutaj różnorodność tradycji i postaw jest ogromna. Kerala to cały czas umysłowość indyjska, którą niełatwo jest przeniknąć. Weźmy kelnera z mojej hotelowej restauracji. Zachwycał się nad zdjęciami z uroczystości w Thrikkakara, ale nigdy tam nie był, choć mieszka o rzut beretem. Dlaczego? Bo jest chrześcijaninem. Po krótkiej rozmowie uznał, że właściwie, tak, to jest jego lokalna kultura i powinien się tam udać, ale czy tak się stanie? Nie jestem pewien.
Rafał Kubikabsolwent geografii na UŁ i Porównawczych Studiów Cywilizacji na UJ, od małego podróżujący palcem po mapie, organizator wyjazdów turystycznych do Azji, miłośnik kultury Orientu i jogi, współautor przewodnika po Indiach północnych i Nepalu oraz albumu "Indie. W poszukiwaniu sacrum". jeden z założycieli Zorientowani.com.
Zorientowani.com to inteligentna wyszukiwarka wyjazdów aktywnych, tj. wyjazdów turystycznych o charakterze krajoznawczym, objazdowym, trampingowym, a także wyjazdów specjalistycznych (trekkingi, wyprawy fotograficzne, przyrodnicze, kulinarne, kursy językowe, wyjazdy z jogą i wiele innych) oraz przewodnik on-line po najciekawszych zakątkach świata bogaty w informacje krajoznawcze i praktyczne oraz galerie pięknych fotografii. Dzięki niej szybko "zorientujesz się" w ciekawych ofertach wyjazdów i wyruszysz w wymarzoną podróż!
Zdjęcia: Rafał Kubikwięcej zdjęć na stronie: zorientowani.com