Wędrówka do Serca Południowych Indii. Część II
piątek, 5 września 2008
Czy przed tysiącami lat indyjscy wieszczowie wiedzieli o nas? Czy znali naszą datę i godzinę urodzenia i śmierci, imiona nasze i rodziców, nasze losy i choroby, dokładne cechy naszych bliskich? Tak twierdzą osławieni nadi-astrologowie południowych Indii, będący w posiadaniu starych tamilskich manuskryptów. Powiedzą nam to wszystko, jeśli złożymy odcisk kciuka - mężczyźni prawego, kobiety lewego .
2. Nadi-astrologia. Jeden z cudów Indii.
Jedziemy do Vaitheeshwarankoil, miasteczka astrologów, do którego po przepowiednie ściągają ludzie z całych Indii. Jest tam też świątynia Siwy w jednej ze swoich postaci jako lekarza - ciągną tam pielgrzymi szukający cudownych uzdrowień, z których słynie to miejsce.Czy przed tysiącami lat indyjscy wieszczowie wiedzieli o nas? Czy znali naszą datę i godzinę urodzenia i śmierci, imiona nasze i rodziców, nasze losy i choroby, dokładne cechy naszych bliskich? Tak twierdzą osławieni nadi-astrologowie południowych Indii, będący w posiadaniu starych tamilskich manuskryptów. Powiedzą nam to wszystko, jeśli złożymy odcisk kciuka - mężczyźni prawego, kobiety lewego - oraz odpowiemy "tak" lub "nie" na serię pytań, które mają wyłowić nas z grona ludzi o podobnym wyglądzie centralnej części kciuka. "Nadi" znaczy "poszukiwanie", i odnosi się do osoby przychodzącej do astrologa, poszukującej wiedzy i porady o swoim życiu. Mówi się, że starożytni mędrcy poprzez niezwykłe zdolności medytacji byli w stanie poznać losy wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli, żyją i żyć będą. Ale czasem słyszy się, że nie wszyscy ludzie mają swój "liść" (nawiązanie do formy zapisu na liściach palmowych). Mają je tylko ci, z którymi mędrcy mieli kontakt w przeszłości i postanowili im pomóc wiedząc, że osoby te zgłoszą się o pomoc w trudnych chwilach swojego życia. Nie ma znaczenia czy ktoś mieszka w Indiach, czy poza nimi. Napisane jest, że taka osoba sama zgłosi się w konkretnym czasie. Dlatego nadi-astrologowie, w przeciwieństwie do innych, nie reklamują się.
Zajmują się tym nieliczne rodziny, dla których jest to sztuką przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Wiedza jest spisana w starym poetyckim języku tamilskim, którego dzisiaj prawie nikt nie rozumie. Trening jest wieloletni i wymaga prowadzenia czystego życia (trening etyczny), aby interpretacja manuskryptów nie została zabarwiona osobistymi pragnieniami i uprzedzeniami astrologa.
Po złożenia przez nas na kartce papieru odcisku kciuka umaczanego w tuszu, astrolog znika za drzwiami na dłuższy czas. Z obszernej biblioteki przynosi kilka podobnych do siebie "liści"; na jednym z nich jest opis naszego życia. Następuje seria pytań, np. "czy twoi rodzice żyją", aż w końcu, poprzez eliminację, astrolog wyłuskuje nas z konstelacji podobnych istot we wszechświecie. Czasem pyta o datę urodzenia, czasem nie. Najczęściej sam mówi nam nasze imię, imię matki i ojca, podaje dokładną minutę urodzenia. Słowiańskie imiona są wymawiane ze zdumiewającą precyzją. Potem następuje przepowiednia pozostałej części naszego życia - w wersji krótszej ogólnej lub dłuższej, zawierającej kilkanaście dziedzin (również poprzednie wcielenia). Następują rady jak się ustrzec niebezpieczeństw i wyeliminować niekorzystne efekty złych czynów dokonanych przez nas w przeszłości, które powodują trudności w obecnej chwili. Sam kiedyś udałem się na "poszukiwanie" do nadi-astrologa, byłem też świadkiem (jako tłumacz) przepowiedni dla sześciu osób z naszej grupy. Nie sposób nie być pod ogromnym wrażeniem precyzji i przenikliwości tej sztuki. W wielu przypadkach astrolog mówił rzeczy porażające trafnością i szczerością. Cała przepowiednia zapisywana jest na taśmie magnetofonowej, którą zabiera się ze sobą do domu. Z rzeczy przepowiedzianych mi w styczniu 2004 r. wszystko do tej pory spełniło się. Nie wszystkie osoby z naszej grupy były równie zadowolone.
Mój racjonalny umysł buntował się. Znam osoby, które bez większego trudu potrafią czytać w myślach, ale nie uważam tego za wielkie osiągnięcie, gdyż często nie potrafią one odróżnić myśli i emocji drugiego człowieka od własnych, nie mówiąc o trafnym przepowiadaniu przyszłości. Poprosiłem więc znajomego Indusa, trzeźwego racjonalistę-biznesmena, aby zajrzał do manuskryptu trzymanego w rękach przez astrologa i zobaczył, czy rzeczywiście jest tam napisane moje imię. I było, wraz z imionami matki i ojca. Czyżbyśmy mieli do czynienia z genialną, obiektywną nauką, o której budowie nie mamy bladego pojęcia? Co by się stało, gdyby Amerykanie, Chińczycy lub Rosjanie weszli w jej posiadanie?
3. Świątynie Pięciu Żywiołów i inne miejsca.
Ziemia, woda, ogień, powietrze i eter. Na-Ma-Si-Wa-Ja. Z tych elementów podobno składamy się my sami, jak też wszystko, co istnieje w stworzeniu - zarówno materia, jak umysł. Praktyka jogi ma na celu zdobycie panowania nad nimi w nas samych; jest to równoznaczne z oświeceniem. W Indiach jest pięć monumentalnych świątyń poświęconych żywiołom. Są to świątynie Siwy, uważanego tu za opiekuna joginów (a jedną z najsłynniejszych mantr jest OM NAMASIWAJA).Nikt z naszej grupy nie był hinduistą. Nie chodziło nam o odprawianie kultu religijnego. świątynie południowoindyjskie są przykładami architektury porównywalnej wielkością i artyzmem z największymi osiągnięciami Egiptu, Grecji, Rzymu i średniowiecznej Europy (katedry). Są też skarbnicami zaklętej w nich duchowej energii twórców i milionów pielgrzymów modlących się w nich przez tysiące lat. świątynie stawiano w miejscach o szczególnym "promieniowaniu" i według zasad sthapathya-vedy, starożytnej indyjskiej sztuki architektury (trochę podobnej do feng-szui). Każda średnio wrażliwa osoba, która pobędzie w świątyni, wkrótce poczuje jej wibrację, uspokoi się i doładuje energetycznie.
Świątynie żywiołów: w Kanchipuram (ziemia), Trichy (woda), Tiruvannamalai (ogień), Kalahasti (powietrze) i Chidambaram (eter) - to jedne z najbardziej inspirujących miejsc naszej Wędrówki.
W Tamil Nadu można też odbyć pielgrzymkę szlakiem dziewięciu astrologicznych planet. To też świątynie Siwy, w których wierni modlą się, aby odwrócić szkodliwy wpływ wywierany w ich życiu przez daną planetę. Astrologia ma bardzo duże znaczenie w Indiach, a horoskop robi się dziecku przy urodzeniu.
W stanie Tamil Nadu przykłady cudownej architektury sakralnej występują niemal na każdym kroku. Wieżyce (gopuramy) świątyń, dochodzące do 70 m wysokości i udekorowane tysiącami rzeźb, są typowym elementem krajobrazu (właśnie na nich mistrz Iyengar podpatrywał wyrzeźbione bóstwa w pozycjach jogi, aby dowiedzieć się, jak należy je wykonywać). To wynik długiego panowania królewskich dynastii, które opiekowały się sztuką, oraz braku niszczących, zwłaszcza muzułmańskich najazdów, które dotknęły północ Indii. Do największych "faworytów" uczestników Wędrówki należał zespół wielkich świątyń (zabytki klasy zerowej, na liście światowego dziedzictwa UNESCO) w Darasuram, Gangaikondacholapuram i Thanjavur, a także słynna świątynia Minakshi (małżonki Siwy) w Madurai.
Dla wielu osób wielkim przeżyciem był pobyt w katolickiej Katedrze św. Tomasza w Madrasie, gdzie spoczywają doczesne szczątki jednego z Apostołów. Mało kto wiedział, że "niewierny" Tomasz rozpowszechnił nauki Jezusa w Indiach. Gdy Vasco da Gama wylądował w Kerali, był zdumiony widokiem licznych kościołów, których wierni nie przyjmowali zwierzchnictwa papieża. Do tej pory, pomimo katolickiej i protestanckiej działalności misjonarskiej, Kościół stworzony przez św. Tomasza jest najliczniejszą chrześcijańską wspólnotą w stanie Kerala.
Na południu Indii nie ma praktycznie śladów materialnych buddyzmu, za to jest wiele czynnych świątyń dżinijskich. Zdumiewające jest to, że jak nigdzie, na południu dżinizm był panującą religią, i to przez kilkaset lat w pierwszym tysiącleciu n.e. Niezapomniana była wizyta w świątyni na wzgórzu w Śravanabelagoli ze słynnym, największym na świecie monolitycznym posągiem nagiego Gomateśwary (jednego z bohaterów dżinizmu). A pobyt i wieczorna praktyka asan w świątyni Virabhadry (praktykujący jogę Iyengara wiedzą o kogo chodzi), we wsi Lepakshi, były dla wielu najbardziej niezapomnianym punktem Wędrówki.
Ze świeckich budowli nie sposób pominąć pałaców w Padmanabhapuram i Mysore, które pozwoliły nam zrozumieć, dlaczego słowo "maharadża" powszechnie kojarzy się z bajkowym przepychem i brakiem jakichkolwiek zahamowań w wydawaniu pieniędzy.
4. Wypoczynek w górach i nad morzem. Uroki przyrody.
Południowe Indie na ogół nie kojarzą się z górami, a przecież one tam są, dochodzące do 2700 m wysokości. "Górskie stacje" to brytyjski sposób na przetrwanie obezwładniających letnich upałów. Gdy od kwietnia do czerwca na równinach powietrze nagrzewa się do pięćdziesięciu stopni, a wtedy w zasnutych "angielską" mgłą górach, jest co najmniej dwadzieścia kresek mniej. Umieszczano tam więc szpitale i sanatoria dla urzędników i żołnierzy kolonialnej armii.
W drodze do Kodaikanal wspinamy się malowniczymi serpentynami przekraczając kolejne strefy przyrodnicze. Po drodze mijamy stada małp, wodospady i ludzi coraz bardziej otulonych od stóp do głów wełnianymi swetrami i szalami (cóż, jest mróz, plus 20 stopni Celsjusza). Kodaikanal jest dzisiaj typową indyjską miejscowością turystyczną z zachowanym, w pewnym stopniu, kolonialnym klimatem.Stamtąd wyruszamy na pieszą górską wędrówkę po pachnących olejkiem eukaliptusowych lasach i zapierających dech w piersiach zboczach i urwiskach, z których rozpościera się nieprawdopodobny widok. W Kodaikanal i innych górskich stacjach nowożeńcy z całych Indii spędzają miodowy miesiąc.
Thekkady (Periyar) to miasteczko w Kardamonowych Wzgórzach, rejonie produkcji herbaty, kawy i egzotycznych przypraw, słynące także z górskiego sztucznego jeziora na terenie rezerwatu. Zwiedzamy plantację przypraw, ze zdumieniem przyglądając się, na jakich zaskakujących z wyglądu roślinach rosną popularne przyprawy z naszego stołu: goździki, pieprz, kardamon, cynamon, wanilia... O cudownym świeżym poranku wypływamy statkiem na jezioro i z jego pokładu bezpiecznie obserwujemy dzikie zwierzęta. Jezioro zostało stworzone 100 lat temu przez Anglików, a do dziś z jego dna malowniczo wystają kikuty zalanych drzew. W Ooty, królowej górskich stacji, mieszkamy w hotelu najwyżej położonym na południu Indii i podziwiamy rozległy ogród botaniczny.
Kerala to setki kilometrów cudownych piaszczystych plaż wśród palm kokosowych. Ich królową jest Kovalam, jednak niekontrolowany rozwój infrastruktury w dużym stopniu zakłócił pierwotną, harmonijną koegzystencję turystów i rybackiej wsi.Poszukujący spokoju przenieśli się do Varkali, lecz za nimi już pospieszyli budowniczowie hoteli, restauracji i sklepów z pamiątkami. Mimo to, Kovalam i Varkala są nadal tropikalnym rajem.Można tam zażywać rozkoszy morza, słońca, jedzenia, poddawać się ajurwedyjskim masażom lub szałowi zakupów, a nawet zapisać na zajęcia jogi.
Odbywamy spływ lokalnym promem przez "backwaters" - przybrzeżne i śródlądowe jeziora i laguny w przyjaznym stanie Kerala, zamieszkałym przez stosunkowo zamożnych i szczęśliwych ludzi, wyznających różne wiary. Stan Kerala i miasto Kalkuta to jedyne miejsca na świecie, gdzie partia komunistyczna doszła do władzy w wolnych wyborach i oddała władzę po przegranych wyborach. W porcie Cochin zwiedzamy stare miasto i dawną dzielnicę żydowską, podobną w klimacie do Kazimierza nad Wisłą.Również stan Tamil Nadu ma swoją plażę w Mahabalipuram (Mamallapuram), miasteczku słynącym z wykutych w skale rzeźb i świątyń pochodzących z VII - VIII wieku n.e.Zabytki Mahabalipuram są na liście światowego dziedzictwa UNESCO (w Polsce mamy ich 11, w całych Indiach jest 14). Na potrzeby turystów i pielgrzymów przywrócono do życia dawną sztukę kamieniarską i obecnie w miasteczku wszędzie rozlega się stukot młotków. Najpiękniejszą zachowaną świątynią jest Shore Temple (Nadbrzeżna Świątynia lub Pagoda), jak głosi legenda, jedna z siedmiu pierwotnych pagod; pozostałe sześć ma znajdować się na dnie morza. Gdy tuż przed uderzeniem tsunami wody cofnęły się daleko, podobno można było zobaczyć pozostałe świątynie. Niedawno brytyjska archeologiczna wyprawa płetwonurków odkryła tu kilka kilometrów zatopionych ruin, co zgadza się z przekazem historycznym, że Mahabalipuram było kiedyś ogromnym portem morskim.
5. Robienie zakupów.
Przyjemność kupowania w "magicznych sklepach" zawładnęła wieloma uczestnikami Wędrówki, których większość stanowiły kobiety. Indie mają nieskończenie wiele do zaoferowania Paniom pod względem atmosfery kupowania, oferty, niskich cen i, co w szczęśliwym dochodzeniu do transakcji ma też znaczenie - przystojnych sprzedawców znających tajniki handlu. Codziennie rosły rozmiary bagażu, tak że pod koniec autokar z trudem wjeżdżał pod górę. Kupowanie było źródłem satysfakcji, okazją do poznawania klimatu i zwyczajów kraju.
6. Zakończenie.
Wędrówka do Serca Południowych Indii zakończyła się wielkim sukcesem. Głęboko i trwale zmieniła każdego z uczestników. Jej wewnętrzne efekty są nadal odkrywane. Tak wiele nam dała święta indyjska ziemia, stając się źródłem inspiracji do dalszego twórczego życia!
www.ahj.pl