Rishikesh. Jestesmy u źrodel
środa, 8 października 2008
Uttaranchal, przedgórza Himalajow. Piekny, zielony stan o zachwycajacej faunie i florze. Tu bije źrodlo Mother Ganga. Idealne miejsce na refleksje, odpoczynek w aurze światyń i na łonie natury. Raj dla milosnikow sportu. Do wyboru, trekkingi,kajakarstwo wysokogorskie, rafting, bird watching, paragliding...NEVER OUT OF SEASON.
11.03.06
Bodhgaya - Haridwar.To byla najdluzsza podroz jak dotad dla kazdego z nas. Trwala 35h. Zaczelo sie tak: z klasztoru w Bodhgai wyprawilismy sie jeepem z wielkim zapasem bo o 4 nad ranem. Nikt nie zaspal, jedziemy do Gai 45min jazdy, pociag Doon Express odjezdza 5.35. W pol drogi,uslyszelimy glos: to co teraz powiem bedzie prawdziwe i nie bedzie smieszne. W klasztorze zostal moj paszport. I bilet.
Jechac dalej? Wracac?Przeciez nie zdazymy...Rezerwacje zakladalismy na 12 tygodni przed wyprawa. W indyjskich pociagach nie ma tak, ze podchodzi sie do kasy i kupuje bilety. Nie do wagonow sypialnych. Decyzja: pedem na dworzec, grupa wsiada do pociagu, z przewodnikow jedzie Kapil i ja. Marcin wraca do klasztoru ratowac dokumenty. No i jakos dojedzie, ... pozniej ... Z Bodhgai do Haridwaru jest 1042km. Marcin do kierowcy: sir,drive fast to the station. And then we must return to monastery and back to the station.
Bogdgaya and back to station? Not possible. 40 minutes one way Marcin: I know. But we must try.
Za 40min to pociag odjezdza.Tym razem modlimy sie o opoznienie. No i jest! Marne 10 minut ale zawsze cos. Lucjan: ja sie bede modlil do Buddy bo ja jestem z Budda dobrze. Budda mnie wyslycha. Raz juz mnie wysluchal to teraz znow mnie wyslucha. Faktycznie. W Bodhgai mialo miejsce dosc dziwne zdarzenie. Otoz pewnego dnia Lucek z samego rana usilowal zdobyc agrafke. Przeszukali z Iwona swe zapasy i wszczeli obchod po reszcie zalogi ale nikt nie mial. Po sniadaniu grupa udala sie pod drzewo Bodi przy swiatyni Mahabodi.I tamze Lucjan agrafke znalazl. Nie byloby w tym moze nic dziwnego, gdyby nie fakt, ze teren wokol swiatyni, w szczegolnosci zas pod drzewem lsni czystoscia laboratoryjna. Kazdziutki listek podnoszony jest z czcia...przechowywany. Lucjan zadumal sie.
Od tej chwili, mowi, ja wierze w Budde. W innych nie wierze a w Budde tak. Sms od Marcina: paszport i bilet sa. Wracam do Gai. Monitorujemy w napieciu kazdy komunikat. Niestety. Opoznienie constans 10 minut i nic wiecej. Doon Express juz czeka przed semaforem. Przepusci pociag towarowy i podjedzie. Towarowy przejechal. Marcina nie bylo. Doon Express wtoczyl sie na peron. Ruszylismy w strone naszego wagonu. Do odjazdu zostala minuta. Ale wystrczylo. Marcin zdazyl. Ja to wiedzielem ze Budda mnie wyslucha powiedzial Lucjan z usmiechem. Po tym zdarzeniu pomyslalam ze wykrakalam ta sytuacje. Jeszcze w Benares, na kolacji, wuj Kapila ostrzegl nas, bysmy szczegolnie uwazali przy wsiadaniu do pociagow, zwlaszcza w Biharze. Kreci sie pelno zlodziei, chwyci taki bagaz i juz po nim, dlatego mamy byc czujni szczegolnie tuz przed odjazdem pociagu.
Ale nas to przeciez nie dotyczy, zazartowalam. My przeciez wsiadamy w biegu... Doon Express jechal dlugo. 26h wedlug rozkladu plus dodatkowe 7 godzin opoznienia ale na nikim nie robilo to juz zadnego wrazenia. W podrozy: Najsamprzod nawiazalismy porozumienie z liczna kilkupokoleniawa rodzina z Bengalu Zachodniego. Zaczelo sie od poczestunku. Danie skladalo sie z prazonego ryzu, posiekanej czerwonej cebuli, zielonego chilli, soku z limonek calosc doprawiona ostra masala.
Patrzcie, mowi Beata, co tam sie dzieje. Dwie Hinduski rozlozywszy gazete, usypaly spory kopczyk wysokosci ok 30cm i zajely sie mieszaniem tegoz. Nastepnie kazdy dostal po porcji. Do nas wyslano malego powaznego chlopczyka, ktory grzecznie podal nam dwa talerze, przyjelismy jeden, nieufni. Iwona, hmm dobre to jest, szkoda ze nie mamy wiecej. Z przedzialu po lewej poczestowano nas jakimis slodyczami. Coz jeszcze umilalo mam podroz? trojka przesympatycznych dzieciakow, maly powazny czarnooki Pijush(10, ten od poczestunku) rownie powazny i spokojny Chiranjit(12) oraz smieszka Devlida(9).
Iwona spedzila z nimi kilka godzin przegladajac zdjecia z cyfrowki, metodycznie opisujac kazde z nich, lotnisko, Delhi, Benares, ghaty, Bodhgaya. Obejzeli ponad 200. madam do you play chess zapytal powaznie Chiranjit. Rozegralam z nimi 4 partie z wynikiem fifty fifty. Wynik, wprawdzie odrobine rezyserowany, ale dzieci bystrzaki i grac z nimi bylo prawdziwa przyjemnoscia.
Coz jeszcze. Wypilismy hektolitry tea masala. Teraz mamy kolekcje glinianych miseczek i zabieramy je do Polski. Posiejemy w nich rzezuche. Te miseczki to jest niezly wynalazek. Poniewaz Hindusi maja zwyczaj wyrzucac smieci przez okno, ktos mial dobry pomysl z produkcja. Niewielkie, tanie, estetyczne (jak dla nas przynajmniej) i biodegradable.
Chlopaki chodzili przejsc sie po polu, lub chipsy zakupic i inne. Marcin:pedzimy z taka predkoscia, ze czas zaczyna sie cofac Po trzydziestu paru godzinach przybylismy.
12.03.06
Haridwar, swiete miasto. Bardzo wazne miejsce pielgrzymek, lezy 34 km od Rishikeshu. Rishikesh rowniez popularny i wsrod bialych i Hindusow. Ci ostatni corocznie odbywaja pielgrzymki do Swiatyni Neelkantakh i jest to exodus, przed ktorym zamykaja sie na cztery spusty rdzenni mieszkancy miasta. Znajomy szef biura turystycznego, Hindus, powiedzial mi tak: never come to Rishikesh in July.There are sooooo many Hinus comming all over India you cannot imagine. Rishikesh. Never out o season. Wyjezdzaja Hindusi przyjezdzaja biali...Zaczelo sie pono od Beatelsow. Przybyli tu w latach 60tych w poszukiwaniu strawy duchowej. Ten Rishikesh to jakiej Eldorado, stwierdzila Beata w pociagu.
Kiedysmy tak jechali kazdy marzyl coz bedzie robil w Rishikeshu. Kupie sobie Nutelle powiedziala Iwona, a ja kawe dodalam. I pojedziemy na rafting. Zjemy swieze buleczki, pamietalam ze nad mostem Lakshmanjula jest German Bakery, miejsce bardzo popularne wsrod Europejczykow. I ksiegarnia tam jest. I poczta. Kupimy bransoletki, wzorzyste skarpety z duzym palcem, szale z Kashmiru, och, ach...A pozniej pojedziemy w Himaleje ogladac 7 i 8 tysieczniki, snieznowbiale, lsniace w sloncu i bez konca. I na sloniach pojezdzimy, ach jak cudowny jest Rishikesh, takesmy marzyli sobie a nasze marzenia spelnic sie mialy, bo niektore marzenia sie spelniaja, szczegolnie w Indiach.
Z Haridwaru do Rishikeshu przewiozl nas lokalny autobus i bardzo dobrze bo ulewa sie zdarzyla to by nas z rikszy co nimi jezdzimy wymylo. Bo okien nie maja.
Mieszkamy w Omarkananada Asram. Jest sala do jogi z marmuraowa podloga i wiodokiem na szmaragdowy Ganges, palmy, swiatynie na drugim brzegu. Pokoje tez z widokiem i tarasem. W ogole jasno tu i czysto i swiezo. O poranku ok 6 odbywaja sie rutualne spiewy, wieczorem Ganges lsni od swiatel, wokolo przedgorza Himalajow, bujna roslinnosc, zielono, kolorowo. Asram jest wlasnoscia Ushy Devi, nauczycielki jogi wg metody BKS Iyengara. Usha jest mila i goscinna.
Cd jutro. bedzie o ratingu, 30km trasy, wioslowaniu, 15 przebytych wodospadach i okrzykach bojowych naszej zgranej zalogi. oraz o podrozy jeepem na wysokosci 2400 m w dniu 13.03 oraz o szlenstwie kolorow podczas swieta Holi 14.03 Choc nie wiem czy to sie da opisac. Slemy naszym rodakom serdecznie pozdrowienia po hindusku ram ram Gangeskie Lwy
(Po prawdzie mamy jeszcze Blizniaki i Barana.Ale Lwy w dominacji)