Kolosy - tekst Katarzyna Gembalik, Mikołaj Książek
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Kolosy - tekst Katarzyna Gembalik, Mikołaj Książek

wtorek, 30 stycznia 2007

Katarzyna Gembalik

Pakistan to piękny kraj, a ja chciałem po prostu zachować choć źdźbło tego piękna dla siebie i być może podzielić się nim. Ciężarówka jest amuletem wrażliwości, amuletem przypominającym o uniesieniu szalonej wizji, amuletem pozwalającym zachować w sobie małego chłopca. Poza tym to wyzwanie i chęć wypróbowania siebie w możliwie najtrudniejszych sytuacjach. Podróże na wschód oraz samodzielna działalność gospodarcza inspirują mnie w dążeniu do osiągnięcia niezależności finansowej i do realizacji samego siebie.(Mikołaj Książek)

Bedford to coś na miarę bajki z 1000 i jednej nocy. To szał kolorów i emocji na sześciu kołach. Kiedy go widzisz przecierasz oczy z niedowierzaniem i szczypiesz się w rękę czy może przypadkiem jeszcze się nie obudziłeś. Nie ma słów określających takie zjawisko, jest tylko zachwyt i pożądanie. Jest jak diament w popiele. Jest jak sen 10-cio latka, któremu co noc babcia czyta bajki, a wyobraźnia umyka narzuconym konwenansom. Bo czy można na jawie wymyślić coś równie niepojętego... Wymyślać nic nie będziemy bo to najprawdziwsza prawda, spłodzona gibkimi marzeniami zrodzona dzięki szczeremu pragnieniu, a teraz już z sentymentem pielęgnowana przez rodzicieli. Z dziką przyjemnością oddajemy się raz jeszcze refleksji nad już od dwóch miesięcy zakończona podróżą .

Ciężarówka jest już w Polsce i to nie senna na jawie tylko nasze zmaterializowane szaleństwo, kumulacja wszelkiej fantazji naszych istnień w rzeczy samej Mikołaja Książka i Katarzyny Gembalik.

W trans azjatycką podróż lądem wyruszyliśmy w lipcu 2006 roku, przemierzając na wskroś Białoruś, Ukrainę, Rosję, Abchazję, Gruzję ,Azerbejdżan, Turcję, Iran, Pakistan, Afganistan oraz Indie, w drodze powrotnej również wszystkie kraje po jugosłowiańskie, jak również Węgry i Słowację. Prawie pięć miesięcy tułaczki podczas której towarzyszyły nam zarówno beztroskie chwile spełnienia jaki chwile siermiężnej walki z bezwzględną drogą, zostały uwieńczone sukcesem 15 listopada 2006- kiedy to dotarliśmy do Warszawy.

Może ogarnęło nas szaleństwo, a może zapomnienie i brak umiaru w wymyślaniu marzeń młodej głowy, jednak na pewno ciężarówka jest nasza dzięki głębokiemu pragnieniu, jest kwiatem miłości do Pakistanu która przełamała wszelkie bariery, to owoc doświadczeń z wielokrotnych tam podróży, to wreszcie veto przeciw mylnemu postrzeganiu Pakistanu jedynie jako enklawę terrorystów, gdyż jest to miejsce bliższe życia niż każde inne które oferuje nam cywilizowany zachód.

Sam pomysł zakupu pakistańskiej ciężarówki narodził się podczas jednej z wcześniejszych podróży do Pakistanu, kiedy to telepiąc się na jednej z nich przez pustynie, w majakach od nadmiaru słońca zapragnęliśmy taką mieć. Pomysł wiele razy ewoluował, jednak w momencie kiedy beztroski umysł złapał ten z pozoru abstrakcyjny plan w ryzy rzeczywistości, nie było już odwrotu, nie było mowy o jakimkolwiek kompromisie. I oto jest Rocet rodzynek w Europie koloruje mą dusze i cieszy oko, a Mikołaj ciągle powtarza, że to jedyny Roket ze wspomaganiem kierownicy (to luksus wobec braku prędkościomierza, wskaźników temperatury silnika, poziomu paliwa, ogrzewania takoż nieto, a hamulce to jak im się zachce działają, wszystko na czuja, ale jak nam się za to instynkty wyostrzyły).
Nasze odczucia po podróży jako prawowitych Ustad-ów właścicieli ciężarówki.

Ustad-Pakistan:
Pakistan to piękny kraj, a ja chciałem po prostu zachować choć źdźbło tego piękna dla siebie i być może podzielić się nim. Ciężarówka jest amuletem wrażliwości, amuletem przypominającym o uniesieniu szalonej wizji, amuletem pozwalającym zachować w sobie małego chłopca. Poza tym to wyzwanie i chęć wypróbowania siebie w możliwie najtrudniejszych sytuacjach. Podróże na wschód oraz samodzielna działalność gospodarcza inspirują mnie w dążeniu do osiągnięcia niezależności finansowej i do realizacji samego siebie.(Mikołaj)
Ciężarówka to czarodziejka, która koloruje nasza szarą rzeczywistość i rozdaje uśmiechy, rozbraja, rozczula uwrażliwia ludzi na piękno, może na pozytywne dziwactwo. Ładunek emocjonalny jaki posiada odrywa ludzi od rzeczywistości wprowadza ich w zapomnienie, na jej widok zatrzymują się w osłupieniu chwilkę zapominają o tym dokąd pędzili. Nie ma osoby której ciężarówka by się nie podobała, a już na pewno nie ma osoby która przeszła by obok niej obojętnie. (Kasia)

Perypetie: Wschód przyciągał nas, targał uczuciami ubzdurał nam miłość do miejsc których nigdy wcześniej nie widzieliśmy, wmówiliśmy sobie ze stamtąd wywodzą się nasze korzenie. Mikołaj potomek Dżingis chana najechał na sułtanat mojego Ojca, bieszczadzkiego szejka, wykradł mnie i zrobił służebnicą w swym sułtanacie. Nie mieliśmy wyboru innego jak jechać do źródeł. Tak też zrobiliśmy wyruszając przed siebie, lądem do Indii, rzuciliśmy się w wir przygód, zdając się przede wszystkim na duch wolności i improwizacji, bo droga to dla nas jakby modlitwa lub raczej mantra życia, będąca celem samym w sobie. Pozwoliliśmy by nasza historia sama się pisała, dzięki temu stanęliśmy w obliczu najdziwniejszych sytuacji .

Rosja monumentalne imperium komunizmu, zemlęła nas i wymiętosiła. Tuż przy granicy z Czeczenią, wpadliśmy w tryby mafijnej machiny, radykalnie naruszając zasady ichniejszej rzeczywistości tzn. o poranku zapragnęliśmy wykapać się w morzu. Przy tej okazji zatrzymano nas, zabrano nam i dogłębnie przeszukano samochód ,godzinami przesłuchiwano, odtwarzano kasety z nasz muzyką, dręczono pytaniami o Koran, po co go wieziemy bo przecież tylko terroryści tak robią, na koniec zrobiono zdjęcia do kartoteki i zdjęto odciski palców. Pokrótce wzięto nas za dywersantów, zagrażających ładowi państwa.



Indie są gdzieś z boku krajem sąsiadującym z Pakistanem co prawda nie po drodze lecz na tyle blisko by o nie zahaczyć. I tu nie obeszło się bez interwencji policji .Tej nocy do późna szwędaliśmy się po pustych ulicach Delhi, (które w ciągu dnia tonie w morzu wszelkiego kalibru istot żywych i tumach kurzu), tudzież niechętnie reagujemy na walenie w drzwi naszego pokoju. Otwieramy...hinduski policjant z bambusową pałką w ręku aresztuje Mikołaja mówiąc jedynie pakistan terrorist. Nie wiemy o co chodzi. Ja krzyczę że też chcę do hinduskiego więzienia...nie chcą mnie hymm...Od słowa do słowa okazuje się że problemem są naklejki z flagą Pakistanu które przykleiliśmy na nasz samochód, a których nie szczędziliśmy. Znajdujemy kompromis kupujemy grubą taśmę i zakrywany bulwersujące obrazki, bo naklejek uparliśmy się i nie zedrzemy. Po czym znów możemy upajać się wolnością ,korzystając z tej sytuacji wyruszamy na wypożyczonych motocyklach w Himalje do źródeł świętej rzeki. Po tygodniu dobijamy do Gangotri dalej do celu już tylko pieszo. 40 km, 2 dni w deszczu i śniegu nie mamy ze sobą nawet jednego swetra. Skazani na niewygody podróży i wcześniejszy brak przygotowania, zmobilizowaliśmy wszystkie swoje siły zdolności i instynkty w konieczność przetrwania. Cel osiągamy. Gomrukh, stąd Ganga bierze swe początki. Wypływa spod lodowca ciurkiem, maleńkim strumykiem pieszczącym podnóża śnieżnobiałych, lśniących w słońcu i bez końca ciągnących się siedmiotysięczników. Oniemiali poruszeni pięknem tego miejsca w ciszy składamy hołd świętym wodom Gangesu, na brzegu składamy przyniesione dary, prosząc o powiernictwo w naszej sprawie tzn. w sprawie kupna ciężarówki w Pakistanie. W drodze powrotnej kupiliśmy rękawiczki. Po powrocie do Delhi całkowicie poświęciliśmy się plądrowaniu Karol Bagu (dzielnica z bazarem motocyklowym) mieliśmy misje. Jeden z przyjaciół w Polsce poprosił nas o kupno i przesyłkę Royala Enfilda, klasyka hinduskiej motoryzacji na angielskiej licencji J. Wyzwanie, ale udało się prawie tak jak nam powiedzieli. Prawie bo motocykl wysłaliśmy w sierpniu miał być za miesiąc, dotarł na Boże Narodzenie taki prezent od Hindusów no i jeszcze dopłata w wysokości 300 dolarów.


Pakistan. My tu mamy do zrealizowania misję, znamy już realia i wiemy ,ze nie będzie łatwo z Arabusami robić biznes. Habib i Abdullah to nasi przyjaciele już od trzech lat. Zawieruchy afgańskich wojen rzuciły ich i rodziny do pakistańskiego miasta Quetta. W totalnej konspiracji biegają z aparatem i poszukują dla nas ciężarówki. Miny nam rzedną po dwóch tygodniach...nie mamy nic, wiemy ,ze mamy za mało pieniędzy, codziennie wracamy zrezygnowani do hotelowego pokoju gdzie wiatrak w suficie wydaję się porwać mi chustę z głowy i wciągnąć w swój wir. Wirowałabym tak na swej chruście w nieskończoność gdyby nie Habib znalazł ciężarówkę dopłacił do niej i zaparkował pod naszym hotelem. Minął miesiąc ciężarówkę już mamy ,robimy jej skrócony serwis przed droga i zachwyceni jesteśmy przekonani ze wszystko co miało nas rozczarować lub przerazić już nastąpiło. Jakże się myliliśmy!!! Teraz dopiero czekają nas niespodzianki. Gotowi już do drogi wsiadamy do sprzętów Mikołaj prowadzi Roceta, pakistańscy pokazują mu jak włączyć wsteczny, a na pytanie gdzie jest ręczny, prędkościomierz, wskaźnik temperatury i poziomu paliwa pada odpowiedz nie ma. Ale jest 8 klaksonów. To bardzo istotne. Ja wsiadam do merola którego musimy wybić z paszportu i porzucić na pograniczu .Mikołaj tłumaczy mi że ten po lewo pedał pośrodku to hamulec. Zieloni jak trza beztroscy też jak trza żegnamy przyjaciół. Nie obeszło się bez śmiechu bo startowanie przypominało testowanie funkcji wirowania w pralce, ale na szczęście ogarnęliśmy. W między czasie prób kupna ciężarówki, które fakt faktem zaabsorbowały nas bez reszty spędziliśmy, w Pakistanie mnóstwo wspaniałych chwil. Natrafiliśmy na takie ułożenie księżyca względem ziemi, które wyznacza czas Ramadanu. Zakaz jedzenia ,picia, palenia oraz doświadczania wszelkiej przyjemności obowiązuje w ciągu dnia, aż przez 30 dni. Nie omieszkam dodać ,że nie z mała utrudniło nam to kupno ciężarówki, ale za to dostarczyło sporo wrażeń. Już po 15 dniach postu można na ulicy zaobserwować drastyczne sceny kiedy to wstrzemięźliwi od nałogów pakistańscy dają sobie upust w innych dziedzinach. Np. nasz Habi podenerwowany złym manewrem mijającego go z naprzeciwka kierowcy zaczyna krzyczeć.

Wówczas od strony pasażera niezdyscyplinowanego samochodu wysiada krewki młodzieniec ... ze swoim karabinem i zaczyna walić kolbą kałasznikowa po masce. Habib doprowadzony do ostateczności mierzy ze swego karabinu w reflektory samochodu młodzieńca. I tak oto z tylniego siedzenia mogliśmy dostrzec dwóch mężczyzn bez papierosa, a każdy z karabinem wymierzonym w tego drugiego, takie zwyczaje, po minucie rozeszli się przytulając na pożegnanie.

Wiele razy integrowaliśmy się z Pakistańcami nie jedząc nic do zachodu słońca, po całym dniu wrażeń zniecierpliwieni zasiadaliśmy do kolacji z niejedna pakistańska rodziną. Posiłek poprzedzony dużym daktylem, przerywany od czasu do czasu przez mężczyzn odchodzących od stołu rozkładających swe chusty i składających pokłony Allahowi, kończył się zazwyczaj obżarstwem każdy najadał się na dzisiaj i na zapas. Z wolna zaczynały się kontrowersyjne rozmowy o papieżu, holokauście, talibach , o grzechu który jest tu rzeczą równie relatywną jak i w naszej części świata. Pod koniec kolacji wszyscy zadowoleni z okrągłymi brzuchami znajdujemy porozumienie. W między czasie uczyliśmy dzieci na wioskach języka angielskiego dając im pewnie większą radochę z dotyku białej skóry niż wiedzy jaka dostały. Nie wszystkie momenty były takie sielankowe, doświadczyliśmy nie jednego szoku wynikającego z różnic kulturowych miedzy naszymi krajami. Na ulicy zachowywaliśmy się jak para średnio sobie znajomych ludzi, najwyżej pod rękę. Na tyle pozwala tutejsza kultura, tutejsza tolerancja. Najmniejszego zdziwienia, zaskoczenia czy oburzenia nie budzi natomiast widok dwóch mężczyzn spacerujących w objęciach i trzymających się za ręce.


Iran. Jest już końcówka października ,każde z nas mocno naderwało limit wolnego czasu jaki nam przysługiwał .Zatem na dobry początek utknęliśmy 4 dni na granicy walcząc z biurokracja sewen handryt dolar or go back pakistan - wzięliśmy ich na przetrzymanie i wjechaliśmy jednak nasze kłopoty dopiero się zaczynały .Teoretycznie jesteśmy już 4 dni w Iranie mamy wizę tylko na 7 a dopiero wjechaliśmy .Przedłużenie wizy było możliwe tylko 2 dni za astronomiczna kwota - w sytuacji bez wyjścia zrobiliśmy to w mieście Kerman -i tu się okazało ze to naprawdę jedyny Rocet poza Pakistanem. Irańczycy postradali zmysły powściągliwi na co dzien wręcz obskakiwali ciężarówkę , gdy zatrzymywaliśmy się choć na chwile - momentalnie blokowały się autostrady. Istne szaleństwo taka ciężarówka w kraju gdzie feszyn jest czarna burka. Wiele razy zabrakło nam ropy na pustyni, wtedy miejscowi policjanci zatrzymywali lokalne autobusy i ciężarówki zmuszali kierowców do pomocy przy zapaleniu zapowietrzonego silnika i obowiązkowo na odchodne zostawiali 20 l ropy.

Nad ranem mieliśmy w kanistrach 600 l ropy i zapewniona eskortę przez cały Iran .Eskortę usilnie próbowaliśmy zgubić i udało się .W rezultacie Iran(ok3000km) przemierzyliśmy w 18 dni ,rekordowo zarywając wizę. Oczywiście teraz mamy problem żeby wyjechać z kraju. Próbowaliśmy wszystkiego ,do czasu gdy skuli nas w kajdanki i wyrzucili w biura szefa granicy -nakrzyczałam na niego ze to nie nasza wina ,ze trzymali nas na wjeździe i taj jak tamtym nic im nie zapłacimy .Jakże się myliłam po 6 dniach koczowania przed brama wjazdowa do Turcji ,Konsul RP w Teheranie uświadomił nam ze to nie jak zazwyczaj chęć wyłudzenia pieniędzy tylko przepis -za każdy dzień po upływie terminu wizy żąda się od turystów bodajże 36 $ co dało nam kwotę 600 $ za dwie osoby .Takich pieniędzy już dawno nie mieliśmy ,sytuacja iście patowa. Z pomocą przyszedł nam znajomy Irańczyk który na wieść o kłopotach bez zająknięcia zrobił przelew i mogliśmy ruszyć w dalsza drogę. Z perspektywy czasu jest to dla nas śmieszne ludzie z przygranicznych wiosek donosili nam jedzenie ,sprzedaliśmy kilka moich muzułmańskich sukienek licząc na to ze kiedyś uzbieramy ,chcieliśmy nawet podpisać deklaracje ,ze już nigdy nie przyjedziemy do Iranu tylko WYPUSCIE NAS ! Łomot pakistańskiego wiatraka nie mógł nawet równać się z dudnieniem deszczu za oknem i strugami wody wlewającymi się do kabiny gdzie spaliśmy. Pierwsze śniegi i brak ogrzewania dało nam popalić. Brakujący czas pogłębiał nasze poczucie zmęczenia, lecz uśmiechaliśmy się na sama myśl ze turcje przejedziemy za darmo tyle mamy ze sobą zapasów paliwa. Pamiętam jeszcze jak w turcji celnicy zapytali Mikołaja o okazanie dokumentów na lwa którego ponoć wieziemy ze sobą ,dzieci zaciekawione ciężarówką rozpowiedziały ze cyrk przyjechał J. Im bliżej Europy pędzącej w niepojętym dla siebie kierunku, tym bardziej codzienność naszej drogi była powściągliwa, uboższa w kontakty międzyludzkie, w dzikość miejsc.


Każdy nowy dzień dziwił nas i zdumiewał , przygód dostarczał wszelakich, od znużenia dalecy byliśmy i jakże doceniając te prozaiczną z pozoru chwilę, stojąc tak bez sił na cudzych niejako nogach wpatrzeni w ciężarówkę w żyłach krew błyskająca i pryskająca płomykami szczęścia. Było warto choćby dla tej chwili gdy pomyślimy sobie, że pół senne marzenia spełniają się a po nich nadchodzą kolejne, my już swoje mamy.

tekst i zdjęcia: Katarzyna Gembalik, Mikołaj Książek

Wyszukiwarka Szkół Jogi

JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi
Styl Życia
Polecamy