Joga a psychoterapia. Jolanta Pyka
piątek, 19 marca 2010
Jest mi niezmiernie miło, ze mogę podzielić się z Państwem refleksjami nad połączeniem moich dwóch pasji: psychoterapii i jogi. Jako praktykujący jogę psychoterapeuta nie mogę się oprzeć porównaniom tych dwóch form pracy nad sobą oraz chęci spożytkowania jogi dla moich pacjentów. Coraz więcej osób zajmujących się terapią widzi użyteczność jednoczesnej pracy z ciałem, ponieważ przenikanie się tych oddziaływań zdecydowanie przyspiesza pożądany proces.
Jesteśmy ciałem, nasze doświadczenia życiowe zapisane są w naszym ciele, napięcie i lęk dotykają naszego ciała.Wiele chorób ma charakter psychosomatyczny, a zdrowienie oznacza zarówno zmianę na poziomie ciała jak i przebudowę charakterologiczną.
Przyjrzyjmy się temu jaki jest pacjent kardiologiczny. Dla uproszczenia rozpatrzmy osobowość typu A. Jest to osoba żyjąca pod presją czasu i potrzeby osiągnięć, człowiek odcięty od ciała i jego potrzeb. Dopiero choroba lub zagrożenie dają mu moment zatrzymania się i okazję do szukania pomocy. Joga jest tym szczególnym rodzajem pracy z ciałem, który pozwala nie tylko przezwyciężać dolegliwości i czuć się zdrowo. Jest systemem filozoficznym, wewnętrzną podróżą ku harmonii i równowadze. Daje szansę doświadczenia sprawności i ograniczeń własnego ciała bez rywalizacji, porównań . Wiele osób mających problemy kardiologiczne boi się jakiegokolwiek wysiłku. Trwanie w asanach, doświadczanie lęku i bólu i tego, jak on przemija buduje wiarę we własne możliwości. Rozluźnienie pancerza mięśniowego powoduje niejednokrotnie gwałtowny przypływ sumiennie spychanych emocji. Czasem jest to nieokreślone pobudzenie, nie wiadomo do czego odnoszący się, dezorganizujący lęk, zawroty głowy, nagle budząca się złość. Psychoterapia pomaga poradzić sobie, zawrzeć pobudzone emocje, zrozumieć je, odszukać w pamięci do czego się odnoszą.
Na jodze jest taka duża fluktuacja , bo trzeba otworzyć się na przyjmowanie bólu fizycznego i psychicznego.Psychoterapia daje możliwość omówienia, przyjrzenia się i powiązania pojawiających się odczuć. Daje realne wsparcie, aby proces przyjmowania nowych emocji mógł dalej przebiegać.
Przyjściu na jogę najczęściej nie towarzyszy świadomość czekających wyzwań pracy nad sobą, nad ciałem i psychiką, pojawiający się zamęt jest zaskoczeniem. Dobry nauczyciel dozuje, stopniowo zwiększa obciążenie, skalę trudności dostosowując do możliwości ucznia, ciągle go jednak frustrując.
Iyengar pisze, że uczeń musi być również silny psychicznie, chętny do nowych wyzwań.
Tak samo jest w terapii, wiele osób oczekuje zmiany, ale tak, aby nic przykrego do nich nie dotarło. Szacunek budzą ci, którzy z zapamiętaniem, nie szczędząc sił dążą do zmiany. Ci, którzy do zrobienia mają najwięcej, bywają najbardziej zdeterminowani. Można się przebudować, ale towarzyszyć musi temu cud ciężkiej pracy, odwaga eksplorowania. Joga uczy pokory, trwania i znoszenia niewygody. Dla osób neurotycznych jest przekroczeniem wyobrażeń, obaw o to, że za chwilę coś im się stanie, że się przewrócą, zemdleją, umrą. Każde kolejne zajęcia, które udaje im się przetrwać, budują ich poczucie siły, zaufanie do siebie, stwarzają nowy obraz siebie i podnoszą samoocenę. Joga w sposób dosłowny stawia na nogi, ugruntowuje, pozwala opierać się na sobie. Ci, którym tę wiarę w siebie zachwiano mogą tego doświadczyć.
W psychoterapii tego bezpośredniego odczucia brakuje, tworzenie wyobrażeń jest przygotowaniem gruntu, zasiewaniem idei zmiany, ale nic nie zastąpi radości fizycznego odczucia siły i sprawności. Trwanie w asanach przynosi rozluźnienie, redukuje napięcie mięśni, bo pomimo bólu nie należy się napiąć, odciąć od emocji i przetrwać, co wielu z nas zna jako sposób /nie/radzenia sobie. Lęk odczuwany jest tylko wtedy gdy napięte są mięśnie, gdy uczymy się rozluźniać ciało, uczymy się w sposób praktyczny jak rozpuścić lęk w ciele, tego, jak bardzo nasze emocje są w naszej kontroli, jak zależą od oddechu. Ćwiczenie uspokaja umysł, ucisza galopadę myśli, najpierw trzeba skoncentrować się na prawidłowym ustawieniu ciała, a to odciąga uwagę od niekończącego się potoku koncepcji, wahań, wymyślanych albo niepotrzebnie przeżuwanych problemów. Ta umiejętność wyciszenia, medytacji i rozluźniania ciała jest uzdrawiająca. Dla wielu pacjentów stanowi nową jakość życia.
Pozwala koncentrować się na tym, co jest teraz, daje lepsze osadzenie w realności. Wydzielane podczas ćwiczeń endorfiny stanowią naturalne antydepresyjne zastrzyki, wystarczy popatrzeć na rozluźnione, pogodne twarze osób kończących zajęcia. Nasza cywilizacja skłania nas do rywalizacji, prowokuje porównywanie się, w konkurencjach sportowych chodzi oto, kto wygra. Idea praktykowania jogi jest od tego wolna. My niejednokrotnie dopiero uczymy się uwalniania od ciągłych porównań. Narcystyczna potrzeba bycia najlepszym (częsta potrzeba pacjenta kardiologicznego) w jodze jest nierealna. Poprzeczka jest ciągle przesuwana, chodzi o dążenie, a nie o rezultat. Medali nie przyznają, nikt nie bije brawa, nawet jeśli udaje się na chwilę zabłysnąć, nikt nie chce dłużej koncentrować na innym swojej uwagi. Każdy jest dla siebie i ze sobą, w kontakcie z ciałem, uczuciami, w medytacji w ruchu. Joga jest mierzeniem się z ujawnianiem naszych niedoskonałości, odkrywaniem słabych stron. Pozwalanie, aby inni to widzieli to przepracowywanie wstydu, uczenie się zachowywania dobrego obrazu siebie bez tendencji wypierania nie pasujących nam obszarów. Konfrontowanie się z uczuciem smutku, dewaluacją samego siebie, chęcią dokonania niemożliwego, bo zmiana nie przychodzi nagle. Ciągłe porównywanie się nie ma sensu, konstatacja, że mogę być i lepszym i gorszym przyjemnie rozluźnia. Niekiedy to, że na kodze nie można pogadać, wytłumaczyć się, że ja nie mogę, że jest tysiąc powodów, aby właśnie dzisiaj, właśnie mnie trochę pofolgować, pozwala ominąć interpretacje, nie stosować wobec siebie taryfy ulgowej, nie pozwalać, aby umysł stosował swe sztuczki.
Ale też wiele spraw potrzebuje omówienia. Na terapię przychodzą osoby tak sztywne, o takim pancerzu napięcia mięśniowego i racjonalizacji, że niejednokrotnie potrzeba lat, aby ten pancerz rozluźnić. Co prawda joga nie działa jak aspiryna, raczej jak lek homeopatyczny, ale z pewnością przyspiesza ten proces.
Chciałabym jeszcze powiedzieć o podobieństwie Eriksona i Iyengara. Iyengar, 91 letni dziś hinduski mistrz jogi, od urodzenia był bardzo chory. Atakowały go malaria, gruźlica i tyfus. Joga była dla niego formą terapii, przekraczaniem ograniczeń, osiąganiem niemożliwego. Co niesamowite, że Erikson i Iyengar, obaj przekuli swoje słabości w zasób i siłę, że sami doświadczając autohipnozy i transu stworzyli, upowszechnili systemy terapeutyczne użyteczne dla innych.
Jolanta Pyka - psycholog, ŁódźTekst jest wystąpieniem na Konferencji Psychosomatycznej w Poznaniu w 2009 r