W poszukiwaniu radości. Izabela Raczkowska w najnowszym, 4 magazynie Joga
czwartek, 19 grudnia 2013
Czym dla mnie jest santosa? To praktyka dyscypliny indywidualnej polegająca na akceptacji chwili obecnej i umiejętności cieszenia się nią. Dla mnie najważniejsza z nijam. Na niej dopiero można budować całą resztę.
Żyjemy w szybkim świecie zbudowanym przez intelekt. To właśnie on nakręca trybiki machiny naszej codzienności. Żyjemy pod dyktando naszego rozumu, naszych myśli, zupełnie nie umiejąc się spod ich rządów wyzwolić. To one decydują, jak postrzegamy świat, i umiejscawiają nas w nim. Uwikłani w myśli latami, całkowicie się z nimi identyfikujemy, nie rozróżniając już granicy pomiędzy nimi i tym, kim jesteśmy. Takie całkowite utożsamianie się z umysłem rodzi - jak wszystko - pewne konsekwencje.
Myślowy słowotok
Pierwszą najważniejszą konsekwencją rządów naszego umysłu jest to, że myśli towarzyszą nam przez cały czas, zajmując nas bez reszty. Od rana do nocy, w każdej sekundzie przez nasz umysł przepływa nieskończony myślowy słowotok. Ciąg myśli bez początku i końca wypełnia nasze życie zupełnie. Choć lubimy myśleć o sobie jako o jedynej słusznej mocy sprawczej wszelkich rzeczy - tak nie jest. W przeważającej większości nasze myśli są niezależne od nas. Może jedynie inicjujemy dany wątek, ledwie wskazujemy kierunek… Potem już - na hura - myślowy wyścig galopuje. Skutkiem tego jest wszechobecne poczucie dziania się. Permanentny chaos i wieczny szum myślowy. Niezależnie od tego, czy jesteś w wysokogórskiej samotni, czy tkwisz na skrzyżowaniu miasta w godzinach szczytu - natłok myśli wypełnia twoją głowę bez przerwy. Nie umiemy odnaleźć już ciszy, przestrzeni i pokoju. Nigdzie.
Kolejnym skutkiem owej przymusowości myślowej jest wypełnienie naszego życia wciąż nowymi zadaniami. Całkowita identyfikacja z umysłem ciągle i wciąż kreuje nasze ego. To z kolei rośnie wtedy, kiedy coś posiada. Tak zaczynają się chcenia, tak zaczyna się produkcja wciąż nowych i nowych potrzeb. Musimy zdobyć lepszą pracę, zbudować większy dom, mieć szybszy firmowy samochód, płacić złotą kartą, nosić ciuchy niszowych projektantów, mieć dzieci w prywatnej szkole, mieć najbardziej wyjątkowe wakacje i zawsze zajmować miejsca dla VIP-ów. Ale to nie wszystko, bo posiadanie przejawia się też subtelniej: musimy być lepiej wykształceni, mądrzejsi, bardziej oczytani i bardziej wyrafinowani. Musimy mieć rację. A już wisienką na torcie naszego ego jest większa skromność, wyjątkowa odwaga, rozbudowana duchowość, altruistyczne oddanie, konieczne współczucie i wyjątkowa moralność. To wszystko sprawia, że kołowrót naszego życia przyśpiesza. Niezależnie, czy naszym celem jest najnowsze ferrari, czy oświecenie - musimy wciąż do czegoś dążyć, coś zdobywać, w czymś się zatracać i na coś czekać. Musimy więcej pracować, czytać, uczyć się, pomagać, praktykować, rozumieć, zmagać i wzmagać.Musimy bez przerwy coś robić.
Musimy wciąż i wciąż poszukiwać spełnienia.
Być tu i teraz
Wyizolowani w poczuciu lepszości i poddani kreacji naszego ego bez reszty pędzimy przez życie. I nie mogę tu napisać z czystym sumieniem, że życie, które prowadzimy, jest rzeczywiście nasze…
Najważniejszym jednak skutkiem całkowitego zawładnięcia nas przez nasze umysły jest zakleszczenie się w czasie. Poddani myślom setki razy na dobę wracamy do przeszłości, rozstrzygając, ponownie oceniając, żałując lub przeinaczając to, co było. I nieważne, czy wracamy do dobrych, czy do mniej dobrych chwil - skutek jest ten sam. Nie ma nas teraz. Teraźniejszość umyka przesłonięta przez tak fajnie bezpieczne rozpamiętywanie przeszłości.
Jeszcze gorzej jest z przyszłością - ta to dopiero nas pochłania! No bo my mamy zawsze jakieś plany, przewidywania i oczekiwania. No bo zawsze jest lepiej tam, gdzie nas nie ma. Zawsze później będzie lepiej - w innym miejscu i czasie.
W zajętym myśleniem umyśle przyszłość zawsze jawi się jako nasza nadzieja, nasze dopełnienie, spełnienie i wyzwolenie. Tylko pozornie… Nadzieja odbiera teraźniejszość, a notoryczne dążenie do czegoś, co ma się stać w przyszłości, rodzi permanentne obawy i lęk. Boimy się, że nie zrealizujemy tego, o czym marzymy, nie wykonamy planów i postanowień, że nie osiągniemy tego, co chcieliśmy, że coś nie będzie po naszej myśli, że się nie uda, że nie damy rady. Boimy się, że nie będziemy dość dobrzy, dość zabawni, wystarczająco sprawni i skuteczni.
Lęk rodzi się z planowania, z przewidywania, z wyprzedzania czasu. Lęk rodzi się z nieobecności tu i teraz.
Dalszy ciąg artykułu 70%
Izabela Raczkowska Zawodowo jestem nauczycielką jogi oraz właścicielką szkoły jogi Studia Jogi Izabeli Raczkowskiej w Gliwicach Prowadzę wiele zajęć grupowych i indywidualnych oraz organizuje wyjazdy, wykłady i warsztaty z jogą związane. Zajmuję się także z powodzeniem czymś co mogłabym nazwać "leczeniem jedzeniem" diagnozując i konsultując ludzi oraz przepisując im odpowiednie diety dostosowane do ich skłonności i potrzeb.
Całość artykułu w najnowszym
Magazyn Joga dostępny jest w szkołach jogi w całej Polsce lista szkół tutaj.
Oraz w sklepie internetowym