"Yoga - więcej szkody niż pożytku?"
wtorek, 19 sierpnia 2008
Na temat kontrowersujnego artykułu opublikowanego w ostatnim numerze tygodnika "Forum" pisze Sławomir Bubicz. Jakie są wasze odczucia i opinie ?- zapraszamy do dyskusji także na forum portalu...
"Zanim staniesz na głowie, popukaj się w czoło" - tymi słowami poważny tygodnik w spisie treści zachęca do wejścia głębiej. "Czy joga uzależnia?" - prowokuje do przeczytania przedruku z brytyjskiego "The Guardian". "Szkodliwa strona jogi" - tak portal internetowy Onet.pl reklamuje ów artykuł na wyeksponowanym miejscu, już w formie twierdzącej, bez znaku zapytania.
Pierwsza moja myśl: świetnie, nareszcie zaczyna się dyskusja o jodze. Zdążyłem już znudzić się standardowymi artykułami w kolorowych tygodnikach. Mowa w nich ciągle o zdrowotnych korzyściach płynących z jogi i o tym, kto z osobistości świata dołączył do grona ćwiczących. Takie doniesienia, jak o jogicznych akrobacjach Madonny na scenie i seksualnych wyczynach Stinga zawdzięczanych asanom, stale powracają w prasie od kilku lat.
Jednak ten artykuł zupełnie rozczarowuje. Jest to chyba dziennikarska prowokacja, bo nie ma uzasadnienia w treści. Zamiast ciekawej dyskusji i pokazywania ważnych prawd, dostajemy przedziwne pomieszanie z poplątaniem. Ten chaotyczny artykuł stawia sztuce jogi tylko jeden niby zarzut: że jest w niej coś, co przyciąga anorektyków.
Anoreksja, czyli jadłowstręt, jest zaburzeniem o podłożu psychosomatycznym, mającym głębokie przyczyny w ciele i psychice. Anorektyczki (bo problem ten dotyka w większej mierze kobiet), zapisują się nie tylko na jogę, ale głównie na innego typu zajęcia (gimnastyka, aerobik, basen…), gdzie próbują sobie pomóc. W swojej pracy nauczyciela jogi czasem spotykałem się z takimi osobami i zawsze starałem się do nich dotrzeć z rozmową i wskazówkami. Joga ma im dużo do zaoferowania w procesie dochodzenia do zdrowia. Nawet sama autorka ładnie o tym napisała na końcu artykułu, zaprzeczając swojemu wcześniejszemu naciąganemu wywodowi.
Jestem oburzony, że na określenie szlachetnej praktyki jogi użyto tak ostrych i nieprawdziwych słów, jak "szkodliwa", "uzależniająca", "potrafiąca zawładnąć człowiekiem jak narkotyk", "doskonała przykrywka… dla uzależnień". Niezwykle przykre jest to, że do oczerniania jogi posłużono się ludźmi cierpiącymi z powodu anoreksji.
Lista bzdur nie kończy się na tym. Dla autorki Rachel Shabi joga to nic innego, jak "gimnastyka udająca filozofię"(!), w której dąży się do "mistycznego omdlenia z głodu". Autorce podejrzana wydaje się przerwa po posiłkach, zalecana przez instruktorów w tym celu, aby pokarm został strawiony i asany mogły być wykonywane bez dyskomfortu. Shabi raczej nigdy nie ćwiczyła jogi, bo każdy, kto spróbowałby wykonywać asany bezpośrednio po spożyciu dużego posiłku, natychmiast zrozumiałby praktyczny sens tego zalecenia.
I dalsze "perełki": "Ta zdobywająca coraz większa popularność… technika ćwiczeń może wywoływać… obsesję na punkcie ciała i przymus nieustannego ćwiczenia". Jest odwrotnie: prawidłowa praktyka asan zmniejsza przywiązanie do ciała poprzez jego poznanie, większe do niego zaufanie oraz usunięcie wewnętrznych blokad, napięć i lęków mających swoje korzenie w ciele. Za nieprawidłowości nie jest odpowiedzialna technika jogi, ale ludzie, którzy jej nadużywają, ćwiczą z egoistycznych pobudek, bez nauczyciela lub u niekompetentnych instruktorów. Aby powstał "przymus nieustannego ćwiczenia" (Boże, użycz mi tej łaski!), w człowieku musi być patologiczne podłoże, jak w anoreksji, tworzące się od dzieciństwa, zanim jeszcze ktoś zaczął zgłębiać jogę, a nie na odwrót, że niby joga to powoduje, jak sugeruje autorka.
Wybitny mistrz B.K.S. Iyengar napisał o tym innymi słowami w "Świetle Jogi", w radach i przestrogach dla wykonujących asany, zaczynając od słów: "Bez mocnych fundamentów dom nie może stanąć. Bez praktykowania zasad yamy i niyamy, kładących podwaliny pod kształtowanie charakteru, nie może być mowy o zintegrowanej osobowości. Praktykowanie asan bez opanowania yamy i niyamy jest czystą akrobatyką". Oby tylko tym!
Krytyczne uwagi mógłbym jeszcze mnożyć, ale w artykule jest również kilka ciekawych wątków. "Rozbieżności między wiekową wschodnią praktyką a umysłowym nastawieniem ludzi Zachodu", joga jako moda i biznes, sprawa kwalifikacji instruktorów, jogogadżety - niestety, tematy zostały rzucone bezładnie i użyte wyłącznie dla podparcia głównej tezy.
Szkoda, że znowu joga została potraktowana sensacyjnie, tym razem od wymyślonej, szkodliwej strony. Jest to przykład nierzetelnej pracy dziennikarskiej, ponieważ stanowisko autorki zostało zaprezentowane dość jednostronnie. A przecież prasa i radio brytyjskie zawsze słynęły z obiektywizmu, prezentowania różnych, odmiennych poglądów na ten sam temat!
Ten artykuł każe postawić pytanie o przyzwoitość i granice dozwolonej prowokacji w mediach. Szacowny "The Guardianie" i redakcjo "Forum"! W dążeniu do zwiększenia czytelnictwa swoich gazet nie powinniście zniżać się do chwytów znanych ze szmatławców i tabloidów. Strasząc ludzi jogą, niszczycie część piękna i dobra na świecie, bo odbieracie niektórym nadzieję i motywację do pracy nad sobą (skoro brudna i niebezpieczna jest nawet joga).
Na szczęście nasze społeczeństwo ma już trochę własnych doświadczeń. Nikt nie może wcisnąć ciemnoty tym Polakom, którzy uprawiają jogę i na co dzień korzystają z jej dobrodziejstw. Ci świadomi ludzie masowo wyrazili wiele krytycznych uwag wobec artykułu w postach zamieszczanych pod nim na portalu Onet.pl.
Na koniec chciałbym podziękować tygodnikowi Forum za zamieszczenie w tym samym numerze pięknego wywiadu "Cudowne nic" ze słynnym nauczycielem jogi T.K.V. Desikacharem. Dzięki temu trochę mniej się na was złoszczę.