Joga w świetle praktyki vipassany S. N. Goenka Część I
poniedziałek, 21 grudnia 2009
Podobieństwa i różnice pomiędzy ośmiostopniową ścieżką jogi zdefiniowaną przez Patanjalego ok II w.n.e w yoga sutrach i ośmiostopniową szlachetną ścieżką opisaną w VI w.p.n.e przez Siddhartha Gautamę znanego jako Budda. Co łączy te dwie nauki? Jaki wpływ miały nauki Buddy, na powstałe osiem wieków później yoga sutry? Czy poza zbieżnością nazw ścieżki te są podobne? Nauczyciel medytacji vipassana S.N Goenka przedstawia analityczne porównanie dwóch nauk. Część I
To wielkie szczęście dla Indii, że narodził się tu tak święty człowiek jak Svami Kuvalayananda. Z zasianego przez niego ziarna zdążyło już wyrosnąć ogromne drzewo, w którego cieniu znajdują schronienie nie tylko mieszkańcy Indii, ale także przybysze z zagranicy. Przez ostatnich kilkanaście lat zjeździłem wiele krajów nauczając vipassany, a na swojej drodze spotykałem tysiące osób praktykujących jogę, Niektórzy z nich byli także w stanie przekazywać nauczanie jogi innym. Znajdowali się wśród nich ludzie różniący się statusem społecznym, religią czy kolorem skóry. Każda prawdziwa religia jest przecież uniwersalna; nie można jej przypisać do określonej grupy społecznej, do konkretnego wyznania czy rasy. Jeśli nie jest wspólna wszystkim jednakowo, nie zasługuje na miano prawdziwej religii.Ogromnie się cieszę, że Indie posiadają coś, co mogą podarować ludziom na całym świecie. Darem tym jest duchowość. Bogactwa Indii nie da się zmierzyć w kategoriach finansowych. Poza duchowością Indie nie mają światu zbyt wiele do zaoferowania. Czasy zniewolenia zubożyły je w sferze materialnej do tego stopnia, że w wielu dziedzinach wciąż pozostajemy zależni od pomocy innych krajów. Sami zaś nie możemy im niczego zaproponować w zamian, za wyjątkiem naszego najcenniejszego skarbu - duchowości. Możemy dumnie podnieść czoło, wiedząc, że ofiarowujemy światu tak drogocenny dar.
Pół wieku temu Svami Kuvalayananda zdał sobie sprawę, że starożytna indyjska duchowość mogłaby znów osiągnąć wyżyny, na które wspięła się w dawnych, świetnych czasach. Wyobraził sobie, że przysłużyłoby się to nie tylko mieszkańcom Indii, ale też całemu światu, jako że uniwersalna mądrość nie jest przypisana żadnej określonej grupie społecznej, nie wymaga inicjacji i przyjęcia nowej religii. Można pozostać przywiązanym do swojego wyznania, a zarazem czerpać korzyści z jogi. Celem wizji, jaka zrodziła się w jego umyśle było dobro całej ludzkości. Z jednej strony odczuwam więc radość, widząc ludzi całkowicie oddanych jodze, z drugiej jednak smuci mnie fakt, że nie zawsze rozumieją oni jogę tak, jak myślał o niej nasz drogi Mistrz. Czy wyobrażał on sobie jogę jako zestaw asan czy ćwiczeń pranajamy, których celem jest niwelowanie określonych chorób? Gdyby tak było, joga nie miałaby żadnego związku z bezcenną skarbnicą indyjskiej duchowości.
Dla wielu osób joga oznacza coś bardzo zwyczajnego - jest po prostu sposobem leczenia dolegliwości. Przy pewnych chorobach, jeśli nie zadziałają lekarstwa, można spróbować asan lub pranajamy. Joga jest wówczas po prostu kuracją, nie ma absolutnie nic wspólnego z duchowością. Jeśli odczuwamy dumę z powodu uprawiania ćwiczeń leczniczych i nazywamy je swoją ścieżką duchową, mamy do czynienia z urojeniem, ułudą, którą powinniśmy jak najszybciej porzucić. Podobnie dzieje się z vipassaną, która jest czysto duchową techniką wyzwolenia, bywa jednak tak bardzo zniekształcona, że w niektórych krajach łączona jest z akupresurą czy akupunkturą. Tego rodzaju terapie wypaczają znaczenie vipassany. To straszne marnotrawstwo, gdy z tak potężnej techniki duchowej czyni się jedynie lek na choroby, który polega na naciskaniu lub nakłuwaniu określonych części ciała. Traci się przy tym zrozumienie dla wartości vipassany. Sądzę, że to samo dzieje się z jogą. Trzeba ją wyzwolić, zwrócić uwagę na jej duchową stronę, nie można uznać, że joga to tylko zestaw ćwiczeń pozwalających utrzymać ciało w dobrym zdrowiu, rodzaj terapii zachwalającej dobroczynne właściwości poszczególnych asan czy pranajamy.
Czy joga nie ma ludzkości nic więcej do zaoferowania? Smutkiem napawa myśl, że wszystko to dzieje się w imię wielkiego mędrca, jakim był Patańdźali. Jak to możliwe, że nauki tak wielkiego człowieka zostały do tego stopnia zredukowane? Można by się z tym pogodzić, gdyby opierano się tu wyłącznie na tekstach takich jak "Hatha Joga Pradipika" lub "Gheranda Samhita", w których można się dopatrzyć nacisku na terapeutyczną rolę jogi. Nie da się jednak obronić takiego stanowiska powołując się na Patańdźalego, jako że w swoim traktacie zatytułowanym "Jogasutry" przywiązuje on naprawdę niewielką wagę do asan i pranajamy. W całym tekście znajduje się nie więcej niż pięć zdań dotyczących asan i pranajamy. Czy można pozostałych niemal 200 sutr uznać za nieistotne i nie przypisywać im większego znaczenia?
Patańdźali zdefiniował asanę w jednym zdaniu, jako pozycję ciała, w której można bez trudu przez dłuższy czas pozostawać nieruchomo. Z tego stwierdzenia wyprowadzono blisko 84 trudnych pozycji, których obecnie naucza się w jego imieniu. Z biednego Patańdźalego uczyniono mistrza sztuki cyrkowej, a jego nauczanie, kładące nacisk na świadomość wdechu i wydechu, skupienie uwagi na odstępie czasu pomiędzy nimi, jego wydłużaniu się i skracaniu się , zostało niesłusznie powiązane z kontrolowanym ćwiczeniem oddechowym zwanym pranajamą. Nie ma nic złego w ćwiczeniach oddechowych; mają one swoje zalety. Nie należy jednak przypisywać Patańdźalemu ich sławienia. Podobnie z rozmaitymi pozycjami jogi - mają one znakomity wpływ na ludzkie ciało, nie można jednak dopatrywać się propagowania ich w słynnym traktacie Patańdźalego. Mędrca, który obdarzył nasz kraj najwyższą duchową mądrością jogi nie powinno się ukazywać jako nauczyciela WF-u, który zajmował się nauczaniem asan i pranajamy.
Traktując "Jogasutry" Patańdźalego jak poradnik dotyczący asan i pranajamy, tracimy bezcenny starożytny skarb. Cóż można zrozumieć z tego dzieła, jeśli uzna się je za tekst na temat pozycji ciała i ćwiczeń oddechowych? Niestety, wpadł on w ręce komentatorów, którzy nie mieli pojęcia o zawartej w nim technice prawdziwej jogi, w związku z czym stworzyli dość dowolne interpretacje. Nawet najwytrwalszy badacz pragnący jak najlepiej zinterpretować "Jogasutry" skazany jest bowiem na niepowodzenie, jeśli nie praktykuje vipassany.
Praktyka vipassany pozwala odkryć znaczenie każdego słowa zawartego w "Jogasutrach". Tylko w ten sposób można zrozumieć Patańdźalego. "Jogasutry" nie mają zapewniać rozrywki intelektualnej, nie są też zbiorem kazań czy debat promujących określoną doktrynę filozoficzną. Pokazują one drogę osobistego doświadczenia, poznania prawdziwej natury rzeczywistości, sposób, aby uzyskać nieskalaną mądrość, czyli rt. Obecnie nie pamiętamy już znaczenia słowa rt. Zatraciliśmy podstawowe pojęcia religii. Rt w starożytnych Indiach oznaczało prawdę uniwersalną lub wszechobecną rzeczywistość. Jeśli ktoś mówi prawdę, nie jest ona uniwersalna; jest to relatywna prawda jednostki wyrażona przez mowę. Nie ma nic wspólnego z rt. Rt to wieczna rzeczywistość, która nie przestaje istnieć, niezależnie od ograniczeń czasu i przestrzeni. Jest wiecznym prawem natury. Nie jest związana z hinduizmem, dżinizmem, buddyzmem ani chrześcijaństwem. To prawo natury, które obowiązywało 50 milionów lat temu, w czasach obecnych trwa w niezmienionej postaci i za 50 milionów lat dalej będzie obowiązywać.
Weźmy dla przykładu ogień. Jest jednym z żywiołów, którego wewnętrzna natura każe mu płonąć. To prawo naturalne. Nie zmieniło się od czasów starożytnych i nie zmieni się w przyszłości, dopóki tylko istnieć będzie ogień. W starożytnych Indiach tego rodzaju rzeczywistość nazywano Dharmą, rt lub po prostu religią. Religia to nie hinduizm, dżinizm, buddyzm ani chrześcijaństwo. Te nazwy określają jedynie rozmaite grupy społeczne. Można przyjąć pewien styl ubioru, uznawać określone tradycje w obchodzeniu takich czy innych świąt. Można się określać mianem hinduisty, sikha, dżinisty, chrześcijanina czy muzułmanina. Nie ma to większego znaczenia, jeśli chodzi o prawdziwą religię. Można zaaplikować sobie specjalną dietę lub wyznawać określoną doktrynę filozoficzną. Nie ma to większego znaczenia, gdy spojrzeć na to z punktu widzenia prawdziwej religii. Prawdziwa religia, zwana Dharmą lub dawniej Rt, wznosi się ponad jednostkowe podziały. Jest uniwersalna, wieczna i wolna od ograniczeń terytorialnych.
Patańdźali nie nauczał religii ograniczonej do konkretnego stylu życia, danej grupy społecznej czy doktryny filozoficznej. Wieścił raczej religię mądrości (panna), prawdziwej wiedzy opartej na osobistym doświadczeniu. Nie rozprawiał o mądrości zdobytej przez studiowanie świętych pism, wysłuchiwanie kazań czy udział w dyskusjach filozoficznych; nie czerpał też z wyobraźni. Tego rodzaju wiedza niewiele nam daje. Jedynie wiedza oparta na osobistym doświadczeniu może nam naprawdę coś dać; to ona może nas uwolnić od cierpienia. Kiedy na bazie własnego doświadczenia przekonamy się o prawach natury, będziemy wyzwoleni. Jeśli stanie się to i to, musi pojawić się taki a taki rezultat. Ta zasada sprawdzała się przed milionem lat, wciąż się sprawdza i pozostanie prawdziwa za milion lat. W tych wszystkich okresach czasu obowiązywać też będzie jej odwrotność. Taką właśnie zasadę nazwano rt.
Niedobrze się stało, że cała ta wiedza zniknęła z Indii wraz ze znajomością techniki vipassany. Jeszcze bardziej niefortunne było zniknięcie z naszego kraju nauk Buddy (Buddha vani). Mamy jednak trochę szczęścia, jako że technika vipassany została zachowana w najczystszej postaci w kraju z nami sąsiadującym, czyli Birmie. Ten, kto praktykuje vipassanę i kto dzięki własnemu doświadczeniu dowiedział się wszystkiego, co napisano o niej w świętych pismach, ten bez trudu zrozumie każde słowo Patańdźalego. Zrozumie dokładnie sens każdego słowa. Tekst "Jogasutr" jest przepełniony naukami Buddy. Za wyjątkiem 10 czy 15 sutr, cały traktat Patańdźalego mówi wyłącznie o czystej vipassanie i o niczym więcej. Możliwe zresztą, że te 10 czy 15 sutr zostało dodanych później. Możliwe też, że dodał je sam Patańdźali, żeby zaspokoić oczekiwania ludzi należących do określonej tradycji. Nie wiadomo, jak było naprawdę, być może w przyszłości badacze odkryją coś na ten temat.
Pewne jest jednak, że z wyjątkiem wspomnianych 10 czy 15 sutr cała reszta "Jogasutr" nie mówi o niczym innym, jak tylko o uniwersalnej technice vipassany. Podobnie jak Budda, Patańdźali twierdzi, że na świecie nie ma nic prócz cierpienia (dukkha). Każdy kto praktykuje vipassanę bardzo szybko zaczyna zdawać sobie sprawę z uniwersalności cierpienia. Nie potrzeba w tym celu czytać świętych pism ani wysłuchiwać kazań - wystarczy osobiste doświadczenie. Cierpienie jest rzeczywistością, która nam się ukazuje. Jeśli zachorujemy, cierpimy. Jeśli zdarzy się coś nieprzyjemnego, czujemy się okropnie - także cierpimy. Jeśli nie zdarzy się coś przyjemnego, żałujemy tego - to również cierpienie. To wszystko przykłady wyraźnego cierpienia. Możemy jednak poszukać kogoś, kto ma górę pieniędzy, sławę, luksusy, powodzenie itp., kto również jest nieszczęśliwy, choć wszystkie jego osiągnięcia zdają się świadczyć o szczęściu. Dlaczego ktoś taki miałby cierpieć? Odpowiedź stanie się jasna, gdy zaczniemy praktykować vipassanę, medytację wglądu.
Nawet największy bogacz będzie nieszczęśliwy w momencie, gdy przydarzy mu się coś nieprzyjemnego. Jeśli chodzi o samo bogactwo, jedną z nieprzyjemnych okoliczności posiadania majątku jest niepokój dotyczący jego bezpieczeństwa. Bogacz zawsze będzie się obawiał, czy inni nie rozkradną jego dóbr. Cierpienie pojawia się więc natychmiast, już w momencie, gdy ktoś zaczyna się bogacić - co samo w sobie uważane jest za źródło szczęścia. Na podobnej zasadzie przyczyną cierpienia może być piękna żona i dobry syn. Męża pięknej żony mogą nękać myśli o przemijaniu jej piękna lub wręcz o jej śmierci. Ojciec dobrego syna zawsze będzie się obawiać o jego dobro. Ktoś, kto cieszy się wysoką pozycją społeczną, będzie się martwić, czy zdoła ją utrzymać. Osoba żyjąca w luksusie pełna jest niepokoju, gdy pomyśli, że mogłaby zostać go pozbawiona. Dzięki vipassanie przekonujemy się, że nawet pozorne źródła szczęścia mogą być obciążone cierpieniem.
Ten, komu nie powodzi się materialnie, martwi się, jak zdobyć środki na życie, zaś ten, kto nie może narzekać na brak funduszy, martwi się, czy będzie tak zawsze. W ten sposób zarówno to, co nas pociąga jak i to, do czego jesteśmy przywiązani jest przyczyną cierpienia. Vipassana uczy, że cokolwiek posiadamy, czy to będzie żona, syn, pieniądze, prestiż, zdrowie, luksusy itd. - nic nie jest wieczne. W każdej chwili wszystko podlega zmianom. Zmiana musi nastąpić - jeśli nie dziś, to jutro. Takie jest prawo natury. A to, co zmieni się jutro lub w najbliższej przyszłości, już dziś powoduje w nas niepokój. Wciąż się zastanawiamy, co się stanie, gdy nadejdzie zmiana. Osoby praktykujące vipassanę poprzez własne doświadczenie dochodzą do zrozumienia tego rodzaju faktów.
Patańdźali w swoim dziele głosi dokładnie to samo. Koncepcja określana przez niego terminem rtambhara prajna (wiedza oparta na rt, czyli prawie natury, uzyskana dzięki własnemu doświadczeniu) pokrywa się z doświadczeniem osób praktykujących vipassanę. Wszystko, czego doświadcza praktykujący vipassanę staje się jego własną prawdą, a jest nią prawo natury, czyli rt. Jeśli odczuwa przywiązanie do żony, męża, syna, majątku, prestiżu czy luksusu, może tego doświadczyć i zaobserwować, że w chwili, gdy na poziomie psychiki pojawia się przywiązanie, równolegle rozpoczyna się cierpienie. Jego przyczyną jest lęk przed utratą tego, co posiadamy. Przywiązanie wywołuje w nas napięcie.
Kiedy zaczyna się dzięki technice vipassany dostrzegać tego rodzaju zjawiska w swojej świadomości, stają się one całkowicie zrozumiałe. Obecnie dowiadujecie się o nich z wykładów lub świętych pism, ale gdy zaczniecie praktykować vipassanę, sami ich doświadczycie. Bez osobistego doświadczenia wewnętrznego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jak to się dzieje, że obiekt przywiązania staje się przyczyną naszego cierpienia. Sądzimy, że przywiązanie do rzeczy nas uszczęśliwia, a cierpienie pojawi się dopiero, gdy zostaniemy ich pozbawieni. Jeśli nie praktykujemy vipassany, nie zdołamy pojąć, że cierpienie pojawia się wraz z przywiązaniem, oba zjawiska powstają w naszej psychice dokładnie w tym samym momencie. Tak naprawdę nasza psychika wciąż pozostaje w napięciu, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jedynie powierzchowna strefa świadomości znajduje na jakiś czas zaspokojenie, kiedy spełniamy swoje pragnienia. Próbujemy wytłumić to wewnętrzne napięcie, zajmując powierzchowną strefę świadomości różnego rodzaju rozrywką - grając w gry, oglądając telewizję, chodząc do kina czy słuchając kazań. To działa - i przez jakiś czas odczuwamy zadowolenie. Lecz napięcie nagromadzone na głębokim poziomie świadomości bardzo szybko daje o sobie znać, a w tym momencie cała przyjemność znika. Dlatego właśnie Patańdźali głosi, że cierpienie ma naturę uniwersalną.
Wykład wygłoszony 30 kwietnia 1990 w Akademii Jogi Kaivalyadhama, Bombajtłumaczenie: Agnieszka Lakatos
korekta lingwistyczna: Piotr Jagodziński
korekta merytoryczna: Wiktor Morgulec