Dieta szczęścia - Marion Grillparzer
poniedziałek, 18 sierpnia 2008
Dziś chcę Wam przedstawić książkę, która trafiła w moje ręce w ostatnich dniach i bardzo mnie zainteresowała. Książkę napisała Niemka Marion Grillparzer. I ta właśnie pani doszła do wniosku, że można się odchudzać z uśmiechem na ustach! W społeczeństwie króluje stereotyp, że dieta odchudzająca to żelazna dyscyplina, frustracja, pokonywanie oporów i głód.
A tutaj proszę - hasło książki - "trzeba jeść, żeby schudnąć". Bo jeśli organizmowi brakuje substancji odżywczych, to zostaje zahamowana przemiana materii i spalanie kalorii. Według tej książki podczas odchudzania można jeść dużo, ponieważ są produkty, które pomagają spalić tłuszcz, czyli - odchudzają. Nazywa się je "spalaczami tłuszczu" czyli fatburnerami.
Osią tej teorii jest omówienie indeksu glikemicznego produktów. Indeks glikemiczny wskazuje, jak bardzo dany produkt pobudza trzustkę do wydzielania insuliny. Insulina jest najważniejszym hormonem spichrzowym - przenosi tłuszcz do komórek tłuszczowych i tam go gromadzi. Poza tym to ona odpowiada za uczucie głodu. Tak długo, jak insulina znajduje się we krwi, rozkładające tłuszcz enzymy i glukagon nie mogą działać. Nie da rady wtedy schudnąć. Istnieją produkty, które w niewielki sposób pobudzają wydzielanie insuliny, inaczej mówiąc - mają niski indeks glikemiczny. Są również produkty bogate w skrobię i cukier, które powodują wydzielanie dużych ilości insuliny i ich indeks glikemiczny jest wysoki.
Zasada działania indeksu glikemicznego jest prosta - dzięki właściwym produktom spożywczym reguluje się produkcję insuliny i w efekcie tłuszcz jest spalony, a nie magazynowany. Jeśli dodamy do tego codzienny, minimum półgodzinny ruch fizyczny - efekt gwarantowany!
Ale zatrzymajmy się jeszcze przy produktach spożywczych. W tabeli indeksów glikemicznych zawartych w książce znajdujemy wykaz produktów z oznaczeniami tego indeksu. I tu dowiadujemy się, że: bez ryzyka przytycia można jeść praktycznie wszystkie warzywa i owoce (oprócz bananów, arbuza i suszonych daktyli). Zupełnie bezpieczne są też wszystkie orzechy, makarony z twardej pszenicy, pełnoziarniste chleby, kasze i naturalny ryż. Według autorki świetnym spalaczem tłuszczu są ryby i produkty wysokobiałkowe (bardzo poleca soję i algi morskie). Oto kilka przykładów indeksu glikemicznego produktów (w skali od 10 do 100; norma jest do 50): winogrona 45, rodzynki 64, białe pieczywo - 70, chleb pełnoziarnisty 35, frytki 75, ziemniaki z wody 62, suszone daktyle 103, piwo 110.
Pierwszym etapem spalania tkanki tłuszczowej mają być trzy dni na specjalnej zupie warzywnej. Składniki są dobrane według indeksu glikemicznego. Jedząc tą zupę pozbywamy się nadmiernego apetytu, zwłaszcza na słodycze. Zupa oczyszcza na czterech płaszczyznach - przewodu pokarmowego, limfy, układu krążenia oraz układu odpornościowego. Je się ją do woli i kiedy się chce.
Następnym etapem jest niskoglikemiczny tydzień spalania tłuszczu. W tym czasie uważnie dobieramy produkty, pijemy koktaile spalające tłuszcz (wszystkie przepisy są w książce), soki warzywne, warzywa duszone.
Po tym czasie buduje się w nas nawyk jedzenia produktów niskoglikemicznych, szczególnie, że można schudnąć w ciągu tygodnia kilka kilogramów!
Podoba mi się w tej książce również to, że na pierwszym planie jest dobre samopoczucie. Autorka zaleca medytację, techniki oddechowe, dużo ruchu i nieograniczanie jedzenia. W każdym miejscu podkreśla, że najważniejszy jest dobry nastrój - jeśli już masz ochotę "zgrzeszyć" to rób to ze zgodą i uśmiechem. A potem nadrób mądrymi posiłkami.
W książce jest naprawdę dużo bardzo ciekawych przepisów kulinarnych.
I, co najważniejsze - są to przepisy dla ludzi zapracowanych, wykonanie potraw zajmuje naprawdę niewiele czasu. Chociaż autorka poleca jedzenie mięsa, jest tu wiele dobrych przepisów wegetariańskich. Poza tym, w oparciu o tabelę indeksu glikemicznego, można sobie samemu komponować posiłki.
Następną ciekawostką tej książki jest skupienie się na... trampolinie. Marion Grillparzer poleca kupienie małej, składanej trampoliny i używanie jej przez 30 minut dziennie. Bez specjalnych programów, ot tak, dla czystej przyjemności ruchu. Dziesięć minut na trampolinie działa tak samo jak 30 minut biegania. Zasada jest prosta: kiedy skaczesz, siła ciężkości zamienia się w energię napięcia. Trampolina dba o lekkość, dynamikę, radość (na trampolinie nie czujemy nadwyżki kilogramów - zaczyna powracać lekkość).
W czasie skoków każda komórka ciała podlega masażowi, bo przy zmianie kierunku działania siły grawitacji również komórka musi zmienić kierunek. Podczas swobodnego opadania nasze ciało nic nie waży. Wówczas mięśnie się rozluźniają a komórki rozciągają. To wszystko działa świetnie na przepływ limfy w organizmie. No i, co chyba najprzyjemniejsze, podczas skoków na trampolinie uśmiech samoistnie pojawia się na twarzy!
Składana trampolina o średnicy jednego metra kosztuje niewiele ponad 100 zł. Można ją złożyć i schować za szafą. Ale myślę, że najlepiej będzie działała na świeżym powietrzu - lato temu sprzyja.
"Dieta szczęścia" to książka, która przełamuje schematy dotyczące odchudzania. Nie oszukujmy się, nawet jeśli zdrowo się odżywiamy, możemy mieć nadwagę. Chociaż nie jestem zwolenniczką diet odchudzających - ta mnie przekonuje.
"Dieta szczęścia"Autor: Marion Grillparzer
Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2005