Warto przeczytać: "Urynoterapia", Giennadij Małachow.
środa, 18 lutego 2015
Od czasów starożytnych, zainteresowanie metodami samouzdrawiania cieszyło się dużą popularnością. Eksperymentowano z rozmaitymi sposobami leczenia - w tym także z urynoterapią - leczeniem za pomocą moczu ludzkiego i zwierzęcego. Jak podaje w swojej publikacji G. Małachow, starożytni wykorzystywali mocz w celu wzmocnienia zdrowia i sił życiowych oraz po to, aby rozwinąć zdolności psychiczne, szczególnie te nadprzyrodzone.
Jeśli interesuje nas geneza samego pomysłu, znajdziemy w książce wzmianki o najbardziej znanych tekstach źródłowych podejmujących temat. Dla mnie, ciekawostką było przytoczenie rozmowy boga Siwy z jego żoną Parwati, o tym jak prawidłowo stosować urynoterapię, a którą pozwolę sobie przytoczyć:
"- O Parwati! Teraz zapoznam cię z techniką, która przynosi sukces. Najpierw opiszę naczynie, tak jak wskazują autorytety. Naczynie powinno być wykonane ze złota, srebra, miedzi, brązu, mosiądzu, cynku, gliny, szkła, bambusu, dzikiej jabłoni, muszli, kości, skóry i liści. Wykonane z tego wszystkiego naczynie dowolnego rodzaju nadaje się do Siwambu ('wody rozkwitu'). O Bogini! Naczynie gliniane jest dobre, ale miedziane - lepsze". (…) Jogin, który codziennie rano przepłukuje Siwambą swój nos (tj. wykonuje zabieg netti), niszczy wszystkie swoje choroby pochodzące od Vata, Pitta i Kapha. Poprawia się jego trawienie, a ciało stanie się mocne."
Dalsze, bardziej szczegółowe wskazówki postępowania z moczem w celach terapeutycznych, choć nie cieszą subtelnością tudzież poczytnością, dla zainteresowanych tematem będą z pewnością niezbędnym minimum informacyjnym. Po przyjęciu do wiadomości, iż własny mocz należy gotować w glinianym naczyniu, do momentu odparowania zeń jednej czwartej swojej pierwotnej objętości, a otrzymany i ostudzony ekstrakt należy zużyć do masażu, za pomocą którego można otrzymać boskie moce, a nawet przemieszczać się swobodnie, według życzenia, z miejsca na miejsce, w moich myślach pojawia się komunikat z cyklu - "Uwaga! OĆMA", ale ponieważ w podobny sposób Starożytni mogliby zareagować np. na reklamę tabletek przeciwbólowych, powstrzymuję swój sceptycyzm i brnę w temat dalej.
Po przyswojeniu kolejnych informacji odnośnie właściwości oczyszczających i wzmacniających organizm (jeżeli oczywiście pijemy mocz 3 razy dziennie przez miesiąc) przechodzi mi przez myśl ciche - "a może by tak spróbować", ale jeśli (wg wskazówek autora) dopiero po dwóch miesiącach wyostrzają się zmysły, po trzech ustają wszystkie choroby, po pięciu można stać się jasnowidzem, po roku świeci się jak słońce, po dziewięciu latach stosowania - uwalnia się człowiek od koła narodzin i śmierci, a po latach dwunastu osiąga się nieśmiertelność - dochodzę jednak do wniosku, że chyba nie jestem jeszcze gotowa na podjęcie wyzwania. :)
Autor przytacza wiele argumentów potwierdzających lecznicze właściwości moczu, którym można wyeliminować praktycznie każdą chorobę - z rakiem włącznie. Po zapoznaniu się z przedstawioną w publikacji analizą moczu - jego składu, szczegółowego procesu powstania, wszelkich czynników, które wpływają na stan stężenie leczniczej uryny oraz wyznaczników, którymi należy kierować się przy ocenie własnego moczu - z powodzeniem można podjąć próbę diagnozy własnego stanu zdrowia.
Ponieważ urynoterapia jest metodą zindywidualizowaną, przytoczone przypadki i przykłady konkretnych problemów zdrowotnych oraz zaproponowanych do nich kuracji (proporcji i częstotliwości stosowania moczu), potraktowałam z uwagą i dystansem, ponieważ jak głosi wzmianka wydawnicza - porady zdrowotne zawarte w książce zostały sprawdzone przez Autora, a wydawnictwo nie ponosi odpowiedzialności w przypadku zaistnienia szkód zdrowotnych na skutek stosowania omawianych metod - co uznaję za cenną informację dla potencjalnych chętnych. Ostatecznie, wszystko co robimy dla swojego zdrowia, zawsze leży w gestii indywidualnej odpowiedzialności. Książkę przeczytać warto - choćby z czystej ciekawości.
Warto przeczytać: .
<<< sprawdź szeroki wybór pomocy do jogi >>>