Joga na Olimpiadzie - Leszek Mioduchowski
poniedziałek, 29 września 2008
Pomysł, aby uczynić jogę dyscypliną olimpijską wywołał duży oddźwięk wśród nauczycieli niezależnie od linii przekazu. Do tej pory zamieściliśmy skróty tekstów nauczycieli i pełną wypowiedź Jurka Jaguckiego, kobiet praktykujących jogę: Małgorzaty Madej, Katarzyny Pilorz Ilony Konrad, Magdaleny Nowaczyk., Adama Bielewicza, Wiktora Morulec, Bartka V. Niedaszkowskiego i Tomka Lisa. Dziś wypowiedź Leszka Mioduchowskiego.
Podczas któregoś z warsztatów szacownej szkoły Karma Kagiu (dobrych kilkanaście lat temu) usłyszałem następującą opowieść.Pewnego razu w Tybecie, nie tak dawno (ale jeszcze przed inwazją Chińczyków), w jednym z klasztorów buddyjskich pewien stary sługa świątynny (najniższa funkcja członkowska gminy buddyjskiej w Tybecie) - poprosił o szczególny rytuał umierania (ponieważ zapomniałem jak się nazywał, mówmy o nim tutaj - Tan).
Śmieć jest szczególnym etapem życia. W Azji wierzy się, że umieranie jest - z jednej strony ostatnią wielką szansą dokonania skoku, stojącą przed jednostką na jej drodze rozwoju; a z drugiej - jej forma może być indykacją jakości kończącego się właśnie życia. W Tybecie dla istot ludzkich najbardziej rozwiniętych przygotowany jest szczególny rytuał umierania, przeprowadzany w warunkach pełnej izolacji w zamurowanym pomieszczeniu.
W zależności od stopnia rozwoju osoby przystępującej do owego rytuału, po jego zakończeniu odnajdywane jest ciało (zazwyczaj siedzące w postawie medytacyjnej) - znacznie zmniejszone. W przypadku zaś istot najbardziej rozwiniętych pozostają tylko paznokcie i włosy - zdarza się to jednak bardzo rzadko. Omawiana technika umierania ma swoją nazwę (której nie pamiętam) i jest niezwykle wysoko ceniona w Tybecie. Zwykle korzysta z niej wysoki establiszment religijnej struktury państwa tybetańskiego.
Prośba Tana wywołała głębokie poruszenie w klasztorze, w którym spędził on całe swoje życie, niezauważony przez nikogo. Ponieważ takowej prośbie nie można odmówić, Tan uzyskał możliwość przeprowadzenia owej szczególnej medytacji umierania. Zdziwienie przerodziło się w zdumienie, gdy po przepisanym okresie otworzono zamurowane pomieszczenie i znaleziono tam jedynie paznokcie i włosy. Oznaczało to, że Tan był niezwykłą istotą, poziomem swego rozwoju przewyższającą znakomitych inkarnowanych Rinpocze i głowy szkół. Jak to było możliwe, że nie zauważono tego faktu przez całe jego długie życie? To pytanie zadawali sobie z pokorą wszyscy członkowie społeczności owego klasztoru buddyjskiego.
Na olimpiadzie w kategorii joga Tan zapewne nie zdobyłby medalu, choćby dlatego, że nie zakwalifikowałby się do "kadry narodowej", tak jak w hierarchii społeczeństwa tybetańskiego nie osiągnął on wyżyn.
Właśnie, joga na Olimpiadzie w Chinach... Od jakiegoś czasu dochodziły do mnie wieści o tajemniczych mistrzostwach świata w jodze, odbywających się gdzieś za oceanem. Teraz dzięki informacji przedstawionych na portalu joga-joga.pl stało się to dla mnie bardziej zrozumiałe.
Grupa stojąca za tak pojmowaną praktyką jogi pragnie wprowadzić jogę do dyscyplin olimpijskich już na Olimpiadę w Pekinie! Nie głosowałbym za tym, ale też nie wytaczam przeciw temu armat. Z całą pewnością nie byłaby to impreza dla Tanów i jemu podobnych, ale może ktoś odniósłby z niej jakąś korzyść?
Przy całym bogactwie technik weryfikujących i wspomagających proces rozwoju wewnętrznego, istota owego procesu pozostanie zawsze tajemnicą.
Wielki nauczyciel duchowy Jiddu Krishnamurti nigdy nie stawał przed żadną komisją egzaminacyjną, nawet we wczesnej młodości. Nie oznacza to oczywiście dyskredytacji technik rozwoju wewnętrznego i ich metod oceny, a także faktu istnienia hierarchii społecznej. Jeśli się jest w Drodze, dobrze jest mieć MAPĘ i umieć określać swoje miejsce na niej.
Poziom mentalny (najwyższy pułap naszej cywilizacji jako takiej) nie jest w stanie wyłapać wszystkich uwarunkowań procesu wzrastania duchowego. Żeby się do TEGO zbliżyć należy przekroczyć umysł (ale pamiętajmy, że pojęcie umysłu jest bardzo rożnie definiowane w szkołach rozwoju wewnętrznego).
I właśnie dobrze jest uświadomić sobie pojawiające się pytanie: Jaką Drogą podążam? Drogą Tana, czy też drogą "jogi olimpijskiej"? Nie jest tak, że ten dwie ścieżki są zupełnie oddzielone od siebie. Dłuższy czas biegną razem, ale w pewnym miejscu (i czasie) rozdzielają się....
Ażeby wyłaniający się główny rys niniejszego tekstu bardziej uzupełnić należy wspomnieć o jeszcze jednym zjawisku - o zaczynaniu, czyli odnajdywaniu Początku. Zacytujmy na początku owego wątku uzupełniającego mistrza Omraama, który tak mawiał do swych uczniów:
"Nigdy nie zapomnijcie, że najważniejszym momentem każdego działania jest jego początek. Właśnie początek daje sygnał do wyswobodzenia sił, które już nigdy nie zatrzymują się w pół drogi, a idą do końca. Jeśli zaczniecie coś w harmonii, to wszystko inne będzie odbywało się harmonijnie..."
Problem w tym, że to miejsce rozdzielenia jest trudno dostrzec, a jak już nas "złapie" jedno z możliwych rozwiązań, to trudno jest potem przeskoczyć, jeśli się zdecydujemy na zmianę. Dramatycznie mały procent Podróżników potrafi świadomie odnajdywać ów Początek każdej swej życiowej aktywności (w rzeczywistości są to setki i tysiące Początków).Trochę większy wie, że to właśnie stanowi istotę rozwoju wewnętrznego. Pracujmy więc w tym Kierunku....
Wilhelm Reich mawiał, że struktura to zamrożony ruch. Tam gdzie zaczynamy tworzyć Strukturę (i nie uświadamiamy sobie zagrożeń temu towarzyszących), tam zaczyna się kończyć Rozwój.
Instytucja Struktury: budynek, stałe "godne" dochody, "top" jakiejś struktury nauczycielskiej - to może rodzić stagnację, nawet w dynamice "płaskiej" rywalizacji. Pewna forma rywalizacji, w postaci pełnego otwarcia się na Rzeczywistość, gotowość akceptacji każdej możliwości w dynamice Działania - to jest Rozwój.
Nie dajmy się kierować w bok. Uważnie obserwujmy dwa możliwe aspekty Drogi i w odpowiednim czasie (i miejscu) odnajdujmy Rozstajne Drogi.
Ale dla Podróżników znajdujących się przed Rozwidleniem, joga na Olimpiadzie może okazać się potrzebna ....
Największa świątynia człowieka jest wewnątrz niego; to właśnie tam może się on komunikować o każdej porze ze Stwórcą, jego Stwórcą, medytując i koncentrując się - za pośrednictwem swej Wyższej Jaźni". Nie mówcie mi o budowaniu świątyń, kościołów, katedr, aszramów i czegokolwiek podobnego. Spójrzcie do wewnątrz siebie i zobaczycie, że posiadacie wszystko, czego potrzebujecie, aby się komunikować ze STWÓRCĄ, po prostu dlatego że to właśnie ON tam TO umieścił....
Michel Desmarquet
Leszek Mioduchowski
Lublin 04-2007