Joga a jazda konna. Justyna Mitka.
piątek, 5 października 2012
Jazda konna nie jest tak prosta, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Według mnie jedynie jesteśmy w porządku, jeśli nauczymy się jeździć w taki sposób, żeby nie przeszkadzać koniowi, nie zaburzać jego równowagi, ruchów, co więcej pomożemy mu osiągnąć lepszą równowagę, płynność i lekkość podczas jazdy. A żeby to osiągnąć, musimy poznać własne ciało, osiągnąć większą jego świadomość i poprawić swoja koordynację ruchów.
Każdy z nas, w większym lub mniejszym stopniu ma w sobie jakieś napięcia i usztywnienia oraz dysproporcje w ciele (na przykład jedna strona bardziej rozciągnięta niż druga), wzorce postawy, poruszania się (garbienie się, pochylanie do przodu, wypychanie kości ogonowej do tyłu, itd). Często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, a to wszystko odczuwa koń, jak na niego wsiądziemy. I to perfekcyjnie! Co więcej, napięcia i dysproporcje w naszym ciele odzwierciedlają się w tym, jak on sam się porusza i pod nami chodzi. To bardzo wrażliwe zwierzęta, czują muchę na zadzie czy innej części ciała, więc jak mają nie czuć, że mamy napięte bardziej jedno udo, łydkę czy pośladek?
Dodajmy jeszcze do tego to, że każdy koń sam też ma mniejsze lub większe napięcia i dysproporcje we własnym ciele, które jemu może i nie przeszkadzają, jak chodzi sam po pastwisku, ale jak ma balast na grzbiecie (patrz jeździec, który nie jest świadomy swego ciała), to uwidaczniają się one z podwojoną siłą.
I tu wracamy do punktu wyjścia, każdy musi nad sobą pracować, żeby stać się świadomym jeźdźcem, a nie bezwiednym i uciążliwym balastem dla swego wierzchowca. Oczywiście są osoby, które z natury mają lepszą lub gorszą koordynację ruchów i świadomość własnego ciała, w związku z czym jedni będą musieli włożyć więcej wysiłku w to, żeby stać się dobrym jeźdźcem, drudzy mniej, ale myślę, że każdy ma jakaś sferę, która wymaga polepszenia.
Przejdźmy do konkretów. Nie bez przyczyny pojawiło się nie tak dawno kilka szkół, które mają na celu pomóc jeźdźcom osiągnąć lepszą świadomość własnego ciała i nauczyć jeździć w harmonii z koniem. Są to chociażby metoda Sally Swift (jeździectwo ze środka ciężkości- centered riding) i metoda Peggy Cummings (jeździectwo w połączeniu- connected riding). Szkoły te czerpią z założeń jogi, wschodnich sztuk walki, metody Feldenkraisa czy Techniki Alexandra.
Zdarzyło mi się już usłyszeć, że te wszystkie szkoły to jakieś nowomodne wymysły i jakaś sekta, przecież przez wieki nikt nic takiego nie potrzebował w nauce jazdy konnej. Tak, to prawda, ale czasy i realia się trochę zmieniły. Tradycje jeździeckie pochodzą ze szkół wojskowych, a w szkołach wojskowych adepci byli szkoleni wszechstronnie, również pod kątem ogólnej sprawności fizycznej, bez której, pomijając samą jazdę konną, nikt nie miałby najmniejszej szansy przeżyć w walce.
Obecnie, wielu z nas spędza większość czasu siedząc przy biurku, ludzie są coraz bardziej zastani i mniej wysportowani, a jazda konna jednak wymaga jakiejś sprawności fizycznej i często trzeba zacząć jeszcze coś ćwiczyć, poza samą jazdą konną, żeby ją osiągnąć.
Na podstawie własnych doświadczeń, uważam jogę za jedną z alternatyw, która może pomóc w staniu się dobrym jeźdźcem.Sama zaczęłam ćwiczyć jogę, zanim jeszcze w ogóle usłyszałam czy poznałam centered i connected riding, trochę z ciekawości, a trochę z powodu licznych kontuzji, których się nabawiłam przez lata jazdy konnej i liczne upadki. I dopiero joga uświadomiła mi, ile napięć mamy w naszych ciałach i jak bardzo mogą one przeszkadzać podczas jazdy. Zrozumiałam, że jeśli koń nie idzie pod nami harmonijnie, nie robi jakiś figur, przyspiesza lub zwalnia, ścina zakręty, to nie szukajmy winy w nim, nie każmy go za to i nie zmuszajmy do wykonywania naszych poleceń na siłę, poszukajmy najpierw problemu i winy w sobie! Poza ogólną sprawnością fizyczną, joga uczy kontroli oddechu, pomaga w osiągnięciu równowagi wewnętrznej, które to czynniki są niezmiernie ważne w pracy z końmi. One nie rozumieją złoszczenia się, tracenia cierpliwości. Jeśli my jesteśmy spięci i boimy się, one również. Nieraz zdarzało mi się pracować z ludźmi, którzy mieli jakieś urazy psychiczne po upadku z konia lub niebezpiecznym poniesieniu, którzy na przykład bali się jazdy w tereny. Kilka razy poszłam z właścicielami w teren i widząc ich spięcie, kazałam im skoncentrować się na oddechu, liczyć, ile kroków w stępie wykona ich wierzchowiec podczas jednego wydechu.
U większości z nich były to dwa, trzy kroki, gdyż poprzez spięcie i strach, oddychali bardzo płytko. Proszę w takich sytuacjach o skoncentrowanie się na oddechu i próbie wydłużenia go. Pod koniec przejażdżki/lekcji zdarza się, że jeźdźcy doliczają się dziesięciu, jedenastu kroków konia podczas wydechu . Warto wtedy popatrzeć na konia i zobaczyć, jak uspokaja się on i rozluźnia wraz z właścicielem.
Ja miałam szczęście trafić na moje dwie klacze, które są najlepszymi nauczycielkami na świecie. Amiga natychmiast usztywnia się i zwalnia, jak jak jeździec jest spięty, a Zadora jest tak niesamowicie wrażliwym koniem, że reaguje bardzo impulsywnie, na przykład zbytnim pędzeniem do przodu, kiedy jeździec nie jest w równowadze.
Stanie się dobrym jeźdźcem i jazda w harmonii z koniem wymaga wielu lat pracy. W dzisiejszym świecie niestety niewielu się chcę poświęcić wystarczająco ilość czasu na wyszkolenie siebie samego i konia. Stąd też wielu próbuje drogi na skróty, ale czy jest to słuszna droga?
Mnie osobiście joga uświadomiła, ile czasu zajmuje zmiana czegoś w swoim ciele, osiągnięcie pewnych zakresów, rozluźnienie.Że wykonanie jakiegoś ćwiczenia na jedną stronę może być dużo trudniejsze niż na drugą i że jak sobie nie dam odpowiedniej ilości czasu, może to być bardzo nieprzyjemne i bolesne.
Nauczyła mnie też większej pokory i cierpliwości. Dlatego nie mam już pretensji do konia, jak ma problem z wykonaniem jakiegoś ćwiczenia, staram się raczej zrozumieć, dlaczego tak jest i mu pomóc najlepiej jak potrafię w danym momencie.
Patrząc nieraz na walki i spięcia miedzy jeźdźcami i końmi w przeróżnych stajniach, nawet na wysokim poziomie sportowym, tysiące tzw sztucznych pomocy, które pomagają jeźdźcom zmuszać konie do zadań, na jakie nie są jeszcze gotowe ani fizycznie, ani psychicznie, czasem mam ochotę się zapytać pewnych jeźdźców czy może chcieliby spróbować na przykład zrobić szpagat, tak z marszu i bez przygotowania lub pobiegać przez chwilę po ujeżdżalni z głową przywiązaną do klatki piersiowej i czy ich to przypadkiem nie boli?Każdy z nas ma prawo popełniać błędy. Sama z braku wiedzy robiłam rzeczy, z których nie jestem dumna, więc może osoby pracujące w ten sposób z końmi też kiedyś zrozumieją lub przekonają się na własnej skórze, co to znaczy robić coś, na co nie jesteśmy jeszcze gotowi i w związku z tym zaczną pracować w zgodzie z naturą i anatomią swych koni. ...................
Justyna Mitka
Moja przygoda z końmi zaczęła się gdy miałam 10 lat i trwa nieprzerwanie do dzisiaj. Trochę skakałam przez przeszkody i zajmowałam się ujeżdżeniem oraz pracowałam z młodymi końmi. Obecnie propaguję (sama ucząc oraz organizując szkolenia z innymi trenerami) partnerskie podejście do koni.Uczę ludzi lepszego ich zrozumienia i pracy oraz jazdy w zgodzie z ich naturą bo tylko w ten sposób może być im lepiej wśród nas, ludzi i tylko wtedy jesteśmy w porządku wobec nich. Więcej informacji o mnie:
www.sh-instruktor.com
http://www.facebook.com/#!/pages/Justyna-Mitka-Instruktor-SH/112525088824234?bookmark_t=page
ZdjęciaFrufruStudio Urszula Dziurzynska