Przyjemność z udziałem świadomości czyli przepis na kuleczki z daktyli;-) Izabela Raczkowska.
sobota, 4 stycznia 2014
Czasy się zmieniają. My też się zmieniamy. Stanowczo więcej wiemy i rozumiemy. Jesteśmy dużo mądrzejsi, uważniejsi i bardziej świadomi. Pod wieloma względami wyprzedziliśmy poziom wiedzy naszych dziadków i rodziców. Mamy zupełnie inne możliwości - nieporównywalnie większe. Mamy ciągłą i nieprzerwaną możliwość dostępu do wiedzy, do nauki, do informacji. Ba! I to z ilu stron. Z tylu z ilu tylko google pozwoli. Jednak pomimo to jesteśmy dużo bardziej schorowani, otyli, zmęczeni, zniechęceni i nieszczęśliwi.
W przeważającej większości dokładnie wiemy, co należy robić, aby być zdrowym. Co powinniśmy jeść, a czego unikać. Jak powinniśmy żyć. Co powinniśmy robić, aby było dobrze. Jednak bardzo rzadko z tej wiedzy korzystamy.W przeważającej większości sami siebie okłamujemy. I to jak sprytnie! Ściem u nas więc dostatek. Na każdy temat.
Mówimy sobie, że zaczniemy zdrowo się odżywiać od jutra, od poniedziałku, od Nowego Roku. Że wszystko się teraz zmieni. Udowadniamy sobie, że zdrowe słodycze istnieją tylko wystarczy użyć ekologicznych, najlepiej wegańskich składników. Lubimy być pewni, że wydając majątek na jedzenie z ekologicznych sklepów nie przytyjemy. W naszym mniemaniu otyłość to zasługa genów, a nie nasza wina. Z nostalgią twierdzimy, że domowa kuchnia naszych mam daje zdrowie i długie życie. Z zapamiętaniem cytujemy badania mówiące, że choroby cywilizacyjne to wypadkowa zanieczyszczonego środowiska i złej polityki. Uwielbiamy narzekać na służbę zdrowia i lekarzy oraz drogie leki, bo to ich winimy za nasz stan zdrowia. Mówimy, że nie możemy nic zmienić, bo co może zmienić działanie jednego człowieka. Że to wszystko nie nasza wina…
Twierdzimy, że nie jedząc mięsa normalnie pracujący człowiek nie miałby energii do życia. Myślenie o genezie kotleta to dla nas tabu. Jeżeli już przemknie nam myśl o pochodzeniu mięsa szybciutko serwujemy sobie sielskie widoczki rodem z reklam. Tak, więc ryby oczywiście nic nie czują, a wszelkie inne zwierzęta idą na śmierć z przytupem w promieniach słońca. Szczególnie radośnie umierają zaś te z tradycyjnych gospodarstw zapewniając nam pełną ofertę zdrowych ekologicznych wędlin. Mówimy sobie, że życie bez przyjemności jest nic nie warte i dlatego zjadamy drugą dokładkę ciasta. Mówimy sobie, że nam się należy, że zasłużyliśmy. Że w życiu liczy się przyjemność. Że żyje się raz.
No właśnie - żyje się tylko raz.
To my wybieramy, jak wygląda nasz świat. Jak wygląda nasz system wartości też jest naszym wyborem. To my wybieramy nasze ściemy. Naszym wyborem jest więc bycie nieszczęśliwym, jeśli nie zjemy blachy pierniczków. To my udajemy, że kotlet na talerzu naszego dziecka nie ma nic wspólnego z żywą, świadomą i czującą istotą, jaką jest zwierzę. To my wybieramy bycie chorym i zmęczonym żyjąc dokładnie tak jak chcemy. Naszą prywatną zasługą jest otyłość, depresja i brak energii. To naszym wyborem jest dogadzanie sobie bez końca na każdym możliwym poziomie. To my jesteśmy odpowiedzialni za większość rzeczy, jakie nas spotyka. I czy lubimy czy nie - musimy wiedzieć, że to nasze jednostkowe, prywatne wybory kształtują świat, w którym żyjemy.
Nie chodzi o to żeby zaszyć się w lesie i jeść korzonki. Nie o to chodzi, aby zostać ascetą i zupełnie wyrzec się życia, czucia i przyjemności. Taka wizja to kolejna ściema, którą się usprawiedliwiamy w "nicnierobieniu".
Można to wszystko pogodzić. To trudne, ale wykonalne.
Najważniejsze jest zrozumienie konsekwencji wszelkich naszych wyborów - często daleko idących, zakamuflowanych konsekwencji. Chodzi o to by pomyśleć, popatrzeć szerzej. Dostrzec niezauważalne, wielowarstwowe i nakładające się efekty motyla. Wszędzie.Uświadomienie sobie, że wszystko zależy od nas na początku przeraża, ale potem daje siłę. Siłę potrzebną do zmian.
Nagrodą jest natomiast nie tylko zdrowsze, ale przede wszystkim prawdziwsze życie. Bez okłamywania się. Bez ściemy. Nie chodzi o całkowite wyrzeczenie się przyjemności. Można zjeść i pierniczka i kotleta - jeśli tylko w pełni godzicie się na wszelkie konsekwencje, jakie ten fakt niesie. Wszelkie prawdziwe konsekwencje.
Bo nie gubią nas przyjemności. Gubią nas przyjemności popełniane bez udziału naszej świadomości.
Dziś kuleczki orzechowo-daktylowe Gosi. Szybciutki przepis z pysznym rezultatem. Popełniany całkiem świadomie.
Kuleczki będą odpowiednie dla dosha vata. Mogą lekko zaburzyć dosha pitta oraz mocno zaburzać energię kapha.
Składniki:
1 szklanka posiekanych daktyli;
0,75 szklanki posiekanych orzechów różnych;
0,75 szklanki wiórek kokosowych;
1 jajko (opcjonalnie);
1-2 łyżki ghee;
4-5 łyżek brązowego cukru;
Wszystko mieszamy w misce i bardzo dokładnie ugniatamy. Na blaszce układamy papier do pieczenia. Z masy formujemy małe kuleczki około 2-3 cm średnicy. Kuleczki układamy na blaszce i pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury 160 stopni przez 20 minut. Jemy na zimno - jeśli uda nam się doczekać aż wystygną
Izabela Raczkowska
jest nauczycielką jogi, prowadzi szkołę jogi w Gliwicach Studio jogi Izabeli Raczkowskiej oraz bloga o zdrowym odżywianiu i ajurwedzie.