Przeszkody w medytacji, przeszkody w życiu. Julia E. Wahl
piątek, 5 października 2012
"Kiedy stosuję znaczny wysiłek i trzymam się mocno danego obiektu, staję się niespokojny; kiedy używam wysiłku, pokonuje mnie ospałość. Jest bardzo trudno równoważyć te dwie tendencje. Kiedy angażuję się w medytację, to mój umysł staje się zakłócony". - Saraha
Często mówimy o przeszkodach pojawiających się w praktyce medytacji, które zwykle są wyrazem tego, co jest przeszkodą także w naszym życiu. W tym życiu poza poduszką medytacyjną. Zacznijmy jednak od krótkiego opisu tego, czym jest medytacja.
W medytacji nie chodzi tylko o uzyskanie spokoju umysłu. Jest to także narzędzie służące do odkrycia mądrości. Jak pisze Traleg Kjabgon Rinpocze, jest to "klucz do samorozwoju i czynienia postępu na ścieżce duchowej".Medytacja pomaga w redukcji stresu (czyli inaczej daje nowe sposoby radzenia sobie z nim), pomaga zwiększyć koncentrację, zmniejszyć lęki, itd. Jednak w tradycji buddyzmu czy hinduizmu ma o wiele głębsze znaczenie (Traleg Kjabgon Rinpocze, 2001). Chodzi o myślenie o naszym życiu w szerszym kontekście, a nie koncentrowaniu się tylko na jednym jego aspekcie. Choć czasem od tego właśnie zaczynamy praktykę: od momentu, kiedy dopada nas jakaś trudność albo poziom tej trudności jest już zbyt duży. Jest za dużo stresu w naszym życiu, pojawiają się lęki, nawracają smutki, psują się nasze relacje, tracimy coś lub kogoś. Jest to praktyka dotykająca wszelkich aspektów naszego funkcjonowania, naszego bycia, ze sobą i z innymi. Zarówno z tym, co przyjemne, jak i nieprzyjemne. Na ogół boimy się w pełni oddać następującej myśli: praktyka zmienia nasze życie, cały jego kontekst. Boimy się oddać tej praktyce. Jesteśmy zbyt dumni i boimy się, że stracimy siebie na rzecz jakiegoś religijnego, czasem psychologicznego sposobu myślenia, że zbytnio się do tego przywiążemy. Prawda jest jednak taka, że i tak tracimy życie, tracimy siebie i innych z powodu braku uwagi, z powodu bycia nieobecnym i ciągle wątpiącym, ciągle negującym. Lgniemy też często do innych, mniej pożytecznych rzeczy, koncepcji, osób. Jak pisze Kathleen McDonald: "…wydajemy pieniądze na systemy kina domowego, komórki, ipody, małe komputerki, wygodne meble, wakacje w słońcu. Albo próbujemy powrócić na łono natury, jeść zdrowe jedzenie, praktykować jogę lub medytować. Prawie wszystko, co robimy, jest sposobem znalezienia szczęścia i uniknięcia cierpienia". I nadal pozostajemy w słońcu, które nas pali, bo wciąż wydaje nam się, że jest przyjemne.
Odnośnie medytacji Traleg Kjabgon Rinpocze stwierdził, że "we wschodniej tradycji nie chodzi o zmianę jednego aspektu siebie samego, ale fundamentalną zmianę siebie samego". Tym właśnie powinna być nasza praktyka medytacji. Nie kolejnym fiksowaniem się na poszczególnych elementach, które w jakiś magiczny sposób nas zaspokoją, dadzą nam chwilowe szczęście, ale byciu z wszystkimi aspektami świata i siebie. Ze zmiennością tych aspektów. Nie ma szczęścia poza naszym własnym umysłem, są jedynie przebłyski szczęścia, które staje się cierpieniem, gdy ulega zmianie.
Medytacja siamaty i vipasijany
Istnieją dwa podstawowe rodzaję medytacji w tradycji buddyzmu tybetańskiego: medytacja siamaty (po tyb. szine) i vipasijany (po tyb. lhakthong). Ta pierwsza oznacza przebywanie w spokoju albo stabilizację, a druga wgląd czy też "(naj)wyższe widzenie". Dzogczen Ponlop Rinpocze pisze, że jest to stan braku rozproszenia, "stan wolności od wszelkich zakłóceń, zewnętrznych i wewnętrznych".Tradycyjnie możemy zacząć od skupiania naszej uwagi na oddechu, na nim będzie spoczywać nasz umysł, do niego będziemy powracać. Zaczynamy od aspektu wyciszenia, chcemy ugruntować swój umysł. Bez aspektu uspokojenia nie będzie wglądu. W obydwu rodzajach praktyk korzystamy z myśli, ale w przypadku siamaty zauważamy je i pozwalamy im odejść.
W medytacji wglądu patrzymy na myśli, koncepcje w kontekście tego, jak pojawiają się w naszym umyśle. Zyskujemy prawidłowe zrozumienie, czyli widzimy rzeczy takimi, jakimi są, a nie takimi jakimi, nam się jawią ze względu na nasze poprzednie doświadczenia, koncepcje czy inne filtry, które zaciemniają rzeczywistość. Zanim jednak będziemy mogli zobaczyć rzeczy takimi, jakimi są to musimy dotknąć tego, co trudne, czyli zobaczyć nasze błędne koncepcje. Zobaczyć ból, który czynimy sobie i innym.
Przeszkody w medytacji, antidota na przeszkody
Klasycznie mówi się pięciu przeszkodach, ośmiu antidotach (remediach) i dziewięciu etapach medytacji wyciszenia.Pierwszą przeszkodą jest lenistwo, drugą zapominanie, trzecią senność (ospałość) i zarazem umysłowe podekscytowanie, czwartą brak stosowania, piątą to nadmierne stosowanie. Cztery antidota dotyczą przeszkody związanej z lenistwem. Są to: przekonanie, inklinacja, wigor, elastyczność ciała i umysłu.
Antidotum na zapominanie jest uważność (pełnia świadomości - mindfulness), na ospałość i zbytnie podekscytowanie: świadomość. Na brak zastosowania… zastosowanie. W przypadku nadmiernego stosowania korzystamy z równowagi (ang. equanimity). Jeżeli jako osoby praktykujące nie zauważamy przeszkód ani też widząc je nie skorzystamy z antidotum, to nie osiągniemy uspokojenia. Klasycznie w buddyzmie mówi się o tym, że pierwsza przeszkoda, czyli lenistwo może przybierać trzy formy.
Po pierwsze, kiedy pojawiają się umniejszające nasze możliwości myśli: "medytacja jest dla mnie za trudna", "nie mam siły, żeby nad sobą pracować", "przeszkody uniemożliwiają mi na jakikolwiek postęp".
Kolejna forma lenistwa to ta związana z naszymi nawykami (wyuczonymi schematami). Możemy wiedzieć, że medytacja jest dla nas dobra, możemy nawet chcieć praktykować, ale z powodu naszych przyzwyczajeń, inklinacji, naszego sposobu życia czy ludzi wokół nas nie praktykujemy. Ostatnią formą jest brak zainteresowania, pojawiają się myśli: "po co praktykować przecież to strata czasu, mogę zrobić tyle rzeczy w tym czasie".
W tych właśnie przypadkach korzystamy z naszego wewnętrznego przekonania, przypominamy sobie korzyści płynące z medytacji i straty z powodu niepraktykowania. Może bez praktyki czynimy sobie i innym szkodę? Jak wiele szkody pojawia się w naszym życiu, gdy nie mamy uważności, świadomości, gdy nie jesteśmy w pełni obecni. Gdy automatycznie (reaktywnie) reagujemy na ludzi, wpadając w złość, lęk. Umiejętność pełnej obecności natomiast pozwala nam kultywować formalna praktyka medytacji.
Przekonanie co do wartości praktyki może być tylko wtedy zbudowane, gdy praktykujemy, a korzyści z praktyki przenoszą się na nasze życie codzienne. Przekonanie pomaga stwarzać inklinację (czyli kierowanie się do niej), w sposób naturalny zaczynamy wtedy korzystać z medytacji, tak jak wcześniej kierowaliśmy się czasem w stronę tego, co było dla nas szkodliwe. Wtedy też łatwiej jest o uczucie wigoru czy też inaczej entuzjazmu. Praktyka tym samym pozwala nam na rozwijanie giętkości ciała i umysłu, stajemy się mniej sztywni w swojej postawie ciała i naszych reakcjach. Rozluźniamy mięśnie, policzki, rozluźniamy nasze utwardzane przez lata poglądy. Sztywność przestaje być naszą sztuczną ochroną. Chroni nas wtedy ta giętkość.
Zapominanie też często jest przeszkodą, kiedy z automatu, z wyuczenia wpadamy w wir naszych myśli, starych zachowań. Wtedy korzystamy z uważności czy też dokładniej jej aspektu kierowania uwagi na to, co jest. Wychodzimy z naszych wyobrażeń i po prostu jesteśmy. W praktyce formalnej możemy powrócić do kotwicy, którą jest oddech, w życiu koncentrując się na tym, co robimy. Nie myślę o seksie z żoną, kiedy gram w golfa, kiedy kocham się z żoną o pracy, a w pracy o golfie. W każdej z tych sytuacji, w pełni jestem w tej właśnie sytuacji.
Ospałość i zbytnia ekscytacja są traktowane jako jedna przeszkoda. Tutaj również korzystamy z naszej świadomości poprzez zwracanie uwagi na to, co dzieje się wokół nas i powracanie np. do obiektu, którym jest nasz naturalny oddech. Jesteśmy uważni i czujni. Ważne, żeby nie pomylić naszej ospałości z pozorem spokoju. Ten pozorny spokój, który jest niczym stupor, trudniej przeoczyć niż zbytnią ekscytację. Zbytnia ekscytacja to jest sytuacja, kiedy nieustannie prowadzimy wewnętrzny dialog, kiedy emocje zmieniają się jedna po drugiej albo kiedy stają się bardzo intensywne. Kiedy zaczynamy zajmować się tymi wszystkimi myślami, nie potrafimy przestać działać i być. Bez działania nie czujemy, że nasze życie ma wartość. Fantazjujemy o przyszłości, rozmyślamy o przeszłości, a tymczasem umyka nam życie. Myślimy o tym, jak ktoś nas zranił, zirytował. Pozwalamy się ponieść tym emocjom albo też wpadając w stupor, wypieramy się, że cokolwiek czujemy, że cokolwiek nas denerwuje. To tak, jak człowiek w depresji, który nie mogąc znieść bólu, ciągle zapada w sen. W ospałości może nam pomóc także powracanie do naszej motywacji, przypominanie sobie o tym, co jest dla nas ważne, po co praktykujemy. Czasem warto też po prostu zadbać o nasze ciało: rozciągnąć się, otworzyć okno, gdy jest duszno, napić się wody.
Brak zastosowania dotyczy niestosowania antidotum. Wiemy, co nam pomaga, ale tego nie robimy. Natomiast zbytnie stosowanie wiąże się z taką sytuacją, kiedy korzystamy z tego nawet, kiedy już nie ma takiej potrzeby. Zbytnio kontrolujemy swój umysł. Na powrót pojawia się sztywność, tym razem odnośnie naszego praktykowania. Przywiązujemy się nadto do tego, co miało nam pomagać, co miało być szlachetne, ale jednak jest tylko narzędziem. Narzędzie i technika stają się całym naszym życiem.
Po medytacji
Nie powinno być różnicy pomiędzy czasem medytacji a postmedytacji. Khenczen Thrangu Rinpocze pisze, że "zasadniczy problem polega na tym, że kiedy postrzegamy medytację jako ciężką pracę, a czas post-medytacji jako okres relaksacji i wakacji". Dalej stwierdził, że "tak bardzo staramy się rozluźnić w okresie po medytacji, że nasze umysły stają się ospałe i tracimy wszystkie korzyści medytacji" (Khenczen Thrangu Rinpocze, 2003). Nie chodzi o to, żeby cały czas medytować, ale żeby przypominać sobie o uważności, starać się zauważać, co naprawdę robimy i kiedy to robimy, robić właśnie to. Fakt jest taki, że poza tą jedną chwilą nie mamy nic. Ale jest to fakt optymistyczny, a nie deprymujący. Każda bowiem chwila daje nową możliwość. Jest nowym potencjałem.
Nie jest łatwo zmienić stare nawyki. Czasem ten proces trwa dłużej, aniżeli byśmy chcieli, czasem też wydaje się, że jest gorzej niż wcześniej. Kathleen McDonald podaje tu przykład, kiedy zanurzamy brudne ubrania w wodzie, to pewna ilość brudu z niego wychodzi. Kiedy szorujemy, to woda staje się coraz brudniejsza. Dalej jednak mówi, że błędem byłoby winić mydło, wodę i szorowanie za brud. Ten proces po prostu pokazuje to, co jest, i jest to właściwa metoda usuwania brudu. I warto po prostu zacząć medytować, a nie rozmyślać o medytowaniu. Kiedy tak rozmyślamy, to albo w ogóle tego nie robimy, albo skupiamy się na rozmyślaniu. Do medytacji podchodźmy jak do mycia zębów. Po prostu to robimy. Nie czekamy na moment, kiedy nam wypadną. Nie czekajmy z praktyką do śmierci.
Tekst ukazał się na portalu naTemat.pl
Julia E. Wahl
Ukończyła psychologię kliniczną w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Szkoliła się i szkoli w nurcie psychoterapii integracyjnej u Richarda Erskine’a, ucznia m.in. Fritza Perlsa.Superwizuje się m.in. u Christophera Germera (Harvard Medical School).
Współorganizowała międzynarodowe konferencje (m.in. 1st Conference on Practical Application of Buddhism in Western Psychology. Mindfulness: Theory and Practice), współtwórca Polskiego Towarzystwa Mindfulness. Jest dyrektorem The Mind Institute(www.mindinstitute.com.pl), gdzie prowadzi 8-tygodniowe treningi uważności (Mindfulness) na bazie programu MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction) Stress Reduction Clinic University of Massachusetts Medical School oraz 8-tygodniowe treningi współczucia wobec siebie samego (Self-Compassion).
Pracuje także w Szpitalu Specjalistycznym MSWiA w Otwocku (Oddział Leczenia Zaburzeń Nerwicowych).
Interesuje się nurtem integracyjnym w psychoterapii, psychologią antenatalną/maternologią, zespołami uwarunkowanymi kulturowo (ang. culture-bound syndromes), terapią Morita i Naikan, uważnością, współczuciem oraz możliwością łączenia wschodnich technik ze współczesną psychologią zachodu. Poza psychologią interesuje się lingwistyką, językami obcymi oraz poezją.