Wywiad z Doną Holleman. Część I
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Wywiad z Doną Holleman. Część I

środa, 18 czerwca 2008

Dagmara Misztela

Niezwykle ciekawy wywiad! Dzięki wnikliwym pytaniom Dagmary Miszteli Dona prezentuje swoje poglądy na temat jogi, uczenia, uczniów, świadomości, odpowiedzialności i tego, jak będzie rozwijała się joga na Zachodzie. Szczere, bezpośrednie odpowiedzi Dony, która odziera jogę z mistycyzmu są inspiracją do refleksji i wyrobienia sobie swojego poglądu na temat jogi.

Dona Holleman jest jedną z prekursorek hatha-jogi w Europie. Uczy już ponad 40 lat. Przez wiele lat nauczała wg. metody BKS Iyengara. Następnie stworzyła własną metodę. Jednym z jej nauczycieli był również Krishnamurti. Przyjaźniła się z Vandą Scaravelli. Jedną z jej wybitnych uczennic jest Gabriella Gubiliaro

D M: Nie uważa się Pani za nauczycielkę jogi.
Dona Holleman: śmiejąc się… Joginką nie jestem z całą pewnością i nie mam nic wspólnego z tą filozofią. Po prostu robię swoje. Uczę, uczę wykonywania ćwiczeń, które ,owszem, wywodzą się z tradycji jogi, ale przecież te same ćwiczenia pojawiają się też w innych dyscyplinach, nie są przypisane wyłącznie tej jednej ścieżki. Uważam, że ćwiczenia, jako takie służą ciału, ale osobiście odczułam potrzebę złapania oddechu, nie podążam żadną ścieżką, nie praktykuję jogi wg Iyengara, ani jakiekolwiek innej. Uczę wyłącznie wykonywania ćwiczeń. DM: Jaki był początek? Wiem, że przez jakiś czas studiowała Pani z Iyengarem.
Dona Holleman: Taaak... ale ćwiczyłam już wcześniej, zawsze byłam bardzo wysportowana. To sport jest moją dziedziną. Zaczęłam ćwiczyć w wieku 15 lat, próbowałam wielu dyscyplin W tym czasie chodziłam też na jogę i podobało mi się, szczególnie różnorodność ćwiczeń. Traktowałam jogę, jako podstawowe ćwiczenia fizyczne, dzięki którym mogę być lepsza w sporcie. Jakiś czas później, gdy miałam około 22 lat, poprzez różnych ludzi poznałam Iyengarów, pojechałam do Indii uczyć się jogi. To była ciężka praca. Wiele przeszłam, ale podobało mi się. Po powrocie do Holandii przez pewien czas uczyłam zgodnie z hinduistycznymi podstawami systemu, ale sądzę, że w dzisiejszych czasach ani Buddyzm, ani Hinduizm nie są stosowne, ani użyteczne. Nie są nawet bardzo ciekawe, bo za dużo w nich teorii, gadania i poglądów. Poglądów nie mających nic wspólnego z codziennym życiem. DM: Swoją książkę zatytułowała Pani “Centred Yoga". (od tłum.: istotę tytułu trudno oddać jednym słowem, słowo centered rozumiane, jako ześrodkowany ma wskazywać na konieczność uchwycenia środka ciężkości w ciele podczas wykonywania ćwiczeń).
Dona Holleman: Tak. To bardzo proste. Kiedy odeszłam od Iyengara, ktoś dał mi książkę zatytułowaną “Thinking body"(“Myślące ciało"). Książkę napisała w 1937 roku kobieta, która była nauczycielką tańca i prowadziła też szkołę tańca. Zauważyła, że mnóstwo osób z powodu tańca ulega kontuzjom, ma problemy z kolanami, biodrami itd. Zaczęła więc studiować anatomię i odkryła, że centrum ciała jest położone w miednicy. Utrzymanie w lekkości tego obszaru chroni ciało przed kontuzjami. Owa nauczycielka uczyła zgodnie z tym przekonaniem, zresztą, nie ona jedna. Inną osobą, która doszła do podobnych wniosków była kobieta trenująca jazdę konną. Ta dżokejka miała problemy z plecami, konkretnie skoliozę i to od dzieciństwa. Ona także napisała książkę (w latach trzydziestych), w której opisała swe zmagania w jeździe konnej, udział w wyścigach. Nazwała ją “Centered riding"(od tłum.: analogicznie tytuł odnosi się do sztuki utrzymania prawidłowego środka ciężkości ciała podczas jazdy konnej).
Tak się złożyło, że jakieś 4 lata temu przeczytałam tę książkę i pomyślałam, że brzmi to bardzo znajomo, ponieważ swoją książkę, którą wówczas pisałam, nazwałam roboczo "Centered Yoga". Uznałam to za bardzo interesujące. Czytając zorientowałam się, że mówimy o tym samym, o grawitacji, oddechu, nadciśnieniu, dhaarze, o osiowości pozycji, to było to samo.
Później jeszcze usłyszałam o kimś, kto napisał książkę “Centered Skiing" (od tłum.: środek ciężkości a jazda na nartach), i powiedziałam sobie WOW, w takim razie dołącz do klubu. Gdyż jako autorzy, wszyscy mieliśmy te same korzenie, czyli nieco anatomiczne, naukowe podejście do ciała. Oto skąd pochodzi nazwa "Centered Yoga". Po prostu dlatego, że inni autorzy swoje książki o jeździe konnej, tańcu, narciarstwie nazwali podobnie. Brzmiało to tak, jakbyśmy wszyscy zajmowali się tą samą kwestią, bez względu na charakter dyscypliny, w której się poruszamy. Tak to było.

DM: W innej książce, którą Pani napisała, przeczytałam, że zawsze uważamy się za centrum świata, choć przecież tak nie jest.
Dona Holleman: A, to co innego, to jest psychologia. Tymczasem moja książka "Centred Yoga" nie ma nic wspólnego z psychologią. W książce tej uzmysławiam fakt występowania pewnej siły. Siły, która umiejscowiona jest w miednicy, tam gdzie znajduje się środek ciężkości, tam gdzie są organy reprodukcji, układ trawienny. To jest centrum siły. Jeśli więc szukasz centrum mocy ciała, to szukasz go w obrębie miednicy. Książka nosi tytuł "Centred yoga", dlatego że przywraca dhaarę. DM: Porównuje Pani jogę do innych fizycznych dyscyplin, jak taniec, jazda konna...
Dona Holleman: To ten sam poziom. Wszystko to są ćwiczenia, tyle że różnorodne. Tenis na przykład jest bardzo niesymetryczny, zawsze używa się prawej ręki wykonując ten sam ruch. Występuje tu swoista powtarzalność i tak jest w większości dyscyplin. Natomiast joga, jako sport jest bardziej zrównoważona. Są i wygięcia w tył i skłony, skręty itd. Zakresy ruchu są dużo większe niż w innych dyscyplinach. DM: W swojej książce mówi Pani także, iż można czerpać energię z ziemi używając części ciała, która jest w kontakcie z podłożem.
Dona Holleman: Tak, to bardzo proste prawo, prawo Newtona. Newton odkrył istnienie siły grawitacji, która powoduje, że ciała są przyciągane do ziemi, dlatego nie latamy. A na Księżycu owszem, można latać, gdyż nie ma tam siły grawitacji. Wracając do grawitacji. Działaniu siły przyciągania towarzyszy siła skierowana przeciwnie, o właściwościach odpychających. Siła grawitacji w tym samym czasie przyciąga cię w dół i wypycha z powrotem do góry. To jest ta sama siła. Jeśli chcesz poczuć się lekko, (a uczucie lekkości jest dobre dla ciała), jest oznaką zdrowia, wówczas należy niejako "dodać" ciężaru wybranym częściom ciała. Wówczas grawitacja "pomyśli", że jesteś cięższy i odda ci więcej energii, co da ci tę lekkość. By uzyskać ten efekt, niewielką część ciała poświęcasz grawitacji, by resztę ciała zasilić większą porcją energii. Takie jest prawo natury, to Newton. I nie ma w tym nic mistycznego. DM: Jednak praca na poziomie fizycznym, niezależnie od rodzaju praktyki, pomaga spojrzeć wyżej, otworzyć umysł.
Dona Holleman: Nie sądzę, aby tak było. Ani joga ani cokolwiek innego, samo w sobie nie oddziałuje w ten sposób. Musisz sprawić, by tak było. Musisz mieć tę intencję i powiedzieć sobie: Dobrze, będę ćwiczyć jogę, będę tańczyć, będę słuchać muzyki, a wszystko to po to, by osiągnąć pewien konkretny rezultat. Lecz jeśli robisz to bez celu w swojej głowie, nic ci to działanie nie przyniesie. Znam masę joginów i niektórzy z nich to prawdziwi idioci jak na mój gust. W ich życiu nic się nie zmieniło. Nic. Ty musisz sprawić by działanie pracowało dla ciebie. DM: Czyli ważna jest intencja.
Dona Holleman: Właśnie tak. Intencja. Intencja, której musisz używać cokolwiek robisz, w każdej dyscyplinie, jaką uprawiasz, aby dokonać postępu. Nic samo z siebie nie działa. DM: W czasie warsztatu i w swojej książce mówi Pani, że nim przystąpimy do wykonania asany, należy najpierw mieć intencję w umyśle.
Dona Holleman: Właśnie o to chodzi. Asana wykonana byle jak, nie przynosi efektu. Jeśli jednak wcześniej masz intencję wykonania asany, masz tę pełnię wewnątrz, wówczas asana może pracować dla ciebie. W przeciwnym przypadku nic to nie daje. Powtarzam, to ty musisz sprawić, by asana dla ciebie pracowała, to ty napełniasz ją energią. DM: Chciałabym zadać kilka pytań odnośnie Pani sposobu uczenia. To, czego doświadczyłam tutaj bardzo różni się od tego, z czym zetknęłam się wcześniej.
Dona Holleman: Oczywiście.

DM: Przede wszystkim wymaga Pani, by pomyśleć nim...
Dona Holleman: Tak, wymagam od ludzi, by brali odpowiedzialność za to, co robią. Większość nauczycieli jogi lubi uczucie władzy odczuwane podczas wydawania poleceń. Zrób to, zrób tamto i ludzie posłusznie robią. W ten sposób uczeń nigdy nie nauczy się odpowiedzialności za to, co robi. Z instrukcjami jest podobnie, wyprostuj swoją prawą nogę, a następnie swoją lewą nogę, to naprawdę brzmi głupio. Każdy dorosły powinien dostrzegać tę różnicę, wiedzieć, co robi i po co. Jeśli podczas zajęć nauczyciel nie wymaga odpowiedzialności, uczniowie zaczynają zachowywać się jak małe dzieci.
Tak więc w trakcie sesji, które ja prowadzę, każdy uczestnik jest zobowiązany do ponoszenia odpowiedzialności za to, że wybrał moje zajęcia. A to oznacza, że skoro zadecydował, że to ode mnie będzie się uczył, to jednocześnie jest zobowiązany rozumieć, co mówię i ćwiczyć ze zrozumieniem. To odpowiedzialność uczniów. Moim zadaniem jest przekazać uczniom wiedzę, od nich zaś oczekuję, że ją zrozumieją i zastosują. Tyle mogę dla nich zrobić. A jeśli nie zrozumieli oczekuję, że będą w stanie zadać pytanie, poprosić o ponowne wyjaśnienie. Jak widzisz, nie traktuję ich jak trzyletnie dzieci. Traktuję ich jak dorosłych, którzy są w stanie ponosić odpowiedzialność za to, co robią. A wielu ludziom to nie odpowiada, podczas sesji jogi wolą być jak dzieci. DM: Co z osobami, które nie maja wyników. Czy sądzi Pani, że są to ograniczenia pochodzące z psychiki? Wczoraj podczas sesji mówiła Pani "nie myśl, że czegoś nie możesz, co się może stać, nie mogę zrobić tej asany"
Dona Holleman: Zacznijmy od tego, że na wynikach mi nie zależy, nie o to tu chodzi. Ludzie są różni, każdy pracuje narzędziami, jakie posiada. To, co nazywam osiągnięciem, to nie punkt, to sposób, w jaki pracujesz. Jeśli jest to praca uważna, inteligentna i odpowiedzialna, doprowadzi cię w jakieś miejsce. Co to będzie za miejsce, nie ma tu znaczenia. Nie jest ważne gdzie idziesz, lecz w jaki sposób. Toteż nie mówię, macie zrobić perfekcyjnie wygięcie w tył, wcale nie na tym mi zależy, zresztą, perfekcja nigdzie nie istnieje. Ktoś może wygiąć się bardziej, ktoś mniej, to nieistotne. Istotne jest to jak daleko możesz pójść w swoim własnym ciele. Istotne jest to, czy rozumiesz, co robisz. Nie istnieje ani cel, ani wyniki. DM: Całą uwagę należy poświęcić wykonywanej czynności.
Dona Holleman: Właśnie to miałam na myśli mówiąc, że asana ma początek i koniec. Nie może tu być mowy o pośpiechu i powiedzeniu sobie “ooo, umiem to zrobić", a następnie wypadnięciu z pozycji i rozbiciu się. Nie o to chodzi. Coś takiego nie jest asaną. Asana trwa od pierwszej do ostatniej milisekundy. Wszystko powinno być uważne i inteligentne. DM: Wymaga pani od uczniów dużej wiedzy na temat ciała i świadomości, który mięsień pracuje tu, a który tam, jaka jest cała pozycja. Nie jest to bardzo częste.
Dona Holleman: Tak, przy pracy z ciałem jest to ważne. Jakby ktoś chciał nauczyć się hiszpańskiego, to powinien najpierw nauczyć się gramatyki. Nie można uczyć hiszpańskiego z książek z opowiastkami. Moje stanowisko jest takie: jeśli chcesz praktykować i uczyć jogi, musisz znać swoje ciało. Nie możesz działać w sposób przypadkowy. To niezdrowe. DM: Uważa Pani, że z chwilą dokonania wyboru, niezależnie od tego, jaki jest, należy iść za nim.
Dona Holleman: Tak. Należy ponieść odpowiedzialność związaną z dokonaniem wyboru. DM: Czyli nie zmieniać nauczycieli ani szkół...
Dona Holleman: Zgadza się. Takie zmienianie wprowadza totalny chaos. Dzieje się tak, ponieważ jeden nauczyciel mówi jedno, drugi coś innego, kolejny zaprzecz poprzedniemu. W końcu mamy 10 nauczycieli nawzajem sobie przeczących i zostajemy z niczym. Ludzie "skaczą", bo nie chce im się ponosić odpowiedzialności za swój wybór. Nie mówią, "ok., TEN nauczyciel". Rzecz jasna na początku można poszukiwać, powiedzmy sprawdzić kilku, po czym wybierać najlepszego. Ale z chwilą dokonania wyboru należy przy tym nauczycielu pozostać. Będzie to sytuacja korzystna dla obu stron, uczeń dostaje całą wiedzę, która nauczyciel przekazuje, nauczyciel zaś lojalnego ucznia. Nauczyciel, który ma do czynienia z tymi wszystkimi turystami, (tak się ich nazywa: joga-turyści), w rezultacie nie uczy nikogo.
Coś ci powiem. Uczyłam tysiące ludzi, tysiące. Ale tych, którzy czegoś się nauczyli było mniej niż setka. Pozostali ćwiczący trochę tu, trochę tam, wracali po roku czy jakoś tak. I wtedy widziałam, że cała moja praca, wszystko, czego ich nauczyłam, zostało kompletnie unicestwione przez innych nauczycieli, inne warsztaty. Dla nauczyciela jest to bardzo frustrujące. Dlatego przestałam prowadzić grupy ogólne. Nie chcę ich uczyć. Mam dosyć turystów. Jest to bardzo frustrujące, dla uczniów zresztą też. W końcu to oni przecież zostają z garścią sprzecznych informacji, z którą nie wiadomo, co począć. Takie zamieszanie jest bardzo, bardzo szkodliwe. DM: Czy Pani miała tylko jednego nauczyciela? Przez całe życie?
Dona Holleman: Moim nauczycielem był Iyengar i trwało to 15 lat. A później powiedziałam sobie, dosyć, wystarczy. Z różnych powodów nie chciałam już nauczyciela. Stałam się samodzielna.
To jest moment, w którym zaczynasz uczyć się od siebie samej. Nie mam innego nauczyciela. Zaczęłam jeździć konno. Rozglądałam się, byłam w różnych miejscach, ale nie mogłam zsynchronizować się z nauczycielami. To nie było to, czego szukałam. Rozglądałam się przez kilka miesięcy i znalazłam jak sadzę właściwą osobę (nauczyciela jazdy konnej przyp. red). Uczę się nowych rzeczy i zarówno dla mnie jak i dla niego jest to radość. Po dwóch latach jestem jego najlepszą uczennicą. On też ma ten sam problem z turystami. Możesz rozglądać się przez powiedzmy 6 miesięcy. To jest jak wybieranie supermarketu, w końcu mówisz sobie, ok, tu maja wszystko, czego potrzebuję. Będę robić zakupy w tym supermarkecie. Wtedy sytuacja jest jasna. Jasna dla ciebie i nauczyciela. Jeśli nauczyciel jest odpowiedzialny, robisz postępy. Moja odpowiedzialność to powiedzieć sobie, w porządku, nie włóczę się dalej, zostaję z tym nauczycielem i uczę się od niego tyle, ile mogę. To twoja odpowiedzialność. Odpowiedzialność nauczyciela, to powiedzieć, ta osoba jest ufna, lojalna. Muszę nauczyć ją wszystkiego, co potrafię. Tak powstaje zespół, który naprawdę jest zespołem. A ci joga-turyści, którzy w każdy weekend idą do innego guru….., nigdy nie będą pracować. To tylko zamieszanie. DM: Co sądzi Pani o sytuacji, w której nauczyciel prowadzi zamkniętą grupę? Powiedzmy, 10-15 osób, które ćwiczą razem od pewnego czasu, a nowi uczniowie nie są dopuszczani.
Dona Holleman: To bardzo dobra sytuacja. Pojawianie się nowych osób uniemożliwia postęp. Mając ludzi, z którymi pracujesz powiedzmy od 10 lat naprawdę masz swoją grupę. I nie chcesz ich stracić. Jeżeli prowadzisz zajęcia ogólne, takie, na które ludzie przychodzą, odchodzą to wiesz, jak niewiele da się z nimi zrobić. Toteż chcąc uczyć ludzi pracowitych i pilnych, którzy przychodzą na grupy zaawansowane, nie należy zezwalać na obecność przypadkowych osób. Grupa zaawansowana nie rozłazi się, ćwiczycie razem i możliwy jest postęp. Jestem przeciwna skakaniu od szkoły do szkoły. Można stworzyć grupę dla "turystów", jeśli chcesz zarobić. Jedną grupę. Ale nie oczekuj od nich niczego. Bierz pieniądze i tyle. Tak to wygląda. DM: Jak często należy ćwiczyć z nauczycielem?
Dona Holleman: To zależy i od ucznia i od nauczyciela. Ja ze swoim spotykam się trzy razy w tygodniu. Oczywiście spotkać się codziennie byłoby jeszcze lepiej. Wówczas postęp nastąpiłby szybciej. Ale z drugiej strony, ćwicząc codziennie z nauczycielem nie uczysz się samodzielności. Należy wyważyć proporcje pomiędzy praktyką własną a sesjami z nauczycielem. Uważam, że wystarczy spotkać się 2-3 razy w tygodniu, a w pozostałe dni praktykować samemu. Ja tak robię. Trenuję z nauczycielem, po czym wracam do domu i powtarzam sama z moim koniem wszystko, czego się nauczyłam.

DM: Czy Pani koń nauczył Panią czegoś?
Dona Holleman: O tak. Jest moim najlepszym nauczycielem, każdego dnia uczy mnie nowych rzeczy. DM: O ruchu? O instynktach? O reakcjach?
Dona Holleman: Konie są bardzo wrażliwe, mają doskonałą zdolność wyczuwania. Ale to dzikie zwierzęta i bardzo płochliwe. Wystraszone reagują ucieczką. Pracując z koniem trzeba postępować uważnie, żadnych krzyków, gwałtownych ruchów. Świadomość powinna być utrzymywana przez cały czas. W przeciwnym razie koń może ponieść czy w najgorszym przypadku kopnąć, zranić. Jesteś zmuszona do utrzymywania świadomości, podczas gdy w jodze nikt cię nie zmusza do utrzymywania świadomości. Dlatego tak wielu uczniów śpi w czasie zajęć jogi. Tak więc koń wymaga od ciebie powolnego, uważnego działania, świadomości każdego ruchu i to jest absolutnie piękne. To najwspanialszy dar, który otrzymujesz od konia. Działać powoli, uważnie, świadomie. Joga nigdy cię tego nie nauczy. Nigdy. DM: Zatem wymaga Pani od swoich uczniów by mieli oczy i uszy otwarte.
Dona Holleman: Wymagam, ale wyegzekwować tego nie sposób. Nikt w jodze nie robi tego. Ludzie się nie przejmują. To dla nich novum i jak mówiłam wcześniej, nie chcą ponosić odpowiedzialności. Powtarzam, że muszą być świadomi i słyszeć, co mówię podczas zajęć. Kiedy mówię "przestańcie na chwilę ćwiczyć" a połowa sali nic, dowodzi to braku odpowiedzialności. Kiedy mówię "stop", każdy powinien to usłyszeć. Ale oni są tak zajęci sobą, że nie słyszą. Na zajęciach praca jest zespołowa i odpowiedzialność dotyczy wszystkich. Moja odpowiedzialność to obserwowanie czy asany wykonywane są poprawnie, a jeżeli nie, to mówię stop. Odpowiedzialność ucznia, to podjęcia próby poprawnego wykonania asany, ale gdy nauczyciel mówi stop, uczeń powinien się zatrzymać. Tu okazuje się, że mamy problem, bo do większości to nie dociera. DM: Czy zauważyła Pani, że wiele osób praktykujących asany zamyka się?
Dona Holleman: Tak, zamykają się, a ich praktyka staje się pusta. Pusty mózg, pusty umysł, puste ciało. Żadnej świadomości, nic. Nic tam nie ma. Może i potrafią wykonać asanę w widowiskowy, spektakularny sposób, ale jakie to ma znaczenie, jeśli pozycja jest pusta. Ciało zawsze wyraża ducha. A jeśli duch jest nieobecny, ciało wykonuje pustą pozycję, bez natchnienia, bez uważności, bez energii, bez czegokolwiek DM: Zatem joga w przypadku asan to tylko fizyczna praktyka.
Dona Holleman: Tak, tylko fizyczna praktyka. Jednak może być narzędziem, aby pójść dalej. Większość ludzi lubi wykonywać asany i są to tylko asany, nic innego. DM: Chciałabym wrócić do praktyki asan; zdarza się, że prowadzi ona do zamykania się w sobie. Znam ludzi, którzy odcinają się od wszystkiego. Skąd takie wycofanie?
Dona Holleman: Introwertyzm, utrata kontaktu z otoczeniem to bardzo niezdrowe i niebezpieczne zjawisko. Należy zachować równowagę. Większość osób jest bardzo zapracowana, to ludzie zajęci pracą zawodową. Przychodząc na jogę pragną medytować. Być może nie ma w tym nic złego. Jednak ja mam wątpliwości. Psychologia to niebezpieczna dziedzina i różne rzeczy mogą się zdarzyć, między innymi wycofanie. Dlatego uważam, że lepiej jednocześnie być wewnątrz i na zewnątrz. Podczas zajęć jogi przez większość czasu ludzie zajmują się sobą. Moje zajęcia to klasyka, można powiedzieć "uczelnia". Wrócę jeszcze na chwilę do jazdy konnej. To co robię, to sztuka, a nie sport. Nie ma mowy o współzawodnictwie. Muszę być całkowicie wewnątrz, aby wiedzieć, co chcę zrobić. Ale jednocześnie mam do czynienia z półtonowym zwierzęciem, które może ponieść, stać się niebezpieczne. Muszę więc być całkowicie tego świadoma, utrzymywać świadomość zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. I to jest piękne, jestem w równowadze. Muszę być całkowicie wewnątrz i wiedzieć co robią moje ręce, nogi. Muszę to wszystko wiedzieć, (jak w asanie), z tym, że teraz muszę być świadoma tego ogromnego zwierza pode mną. Muszę czuć jego ruchy, nastroje, psychikę, aby nie poniósł. Więc sądzę, że to właśnie chciałabym widzieć u ludzi. Tę podwójna świadomość, wewnątrz i na zewnątrz. DM: Uważam, że to postawa, która ma wiele wspólnego z filozofią chrześcijańską. Proszę mi wybaczyć porównanie - wiem, że nie jest Pani osobą religijną.
Dona Holleman: Nie jestem chrześcijanką.

DM: Czy podziela Pani opinię, że europejska, zachodnia cywilizacja jest dużo bardziej otwarta na innych ludzi niż cywilizacja Wschodu. Z moich obserwacji wynika, że tak jest.
Dona Holleman: Dokładnie tak. Ma zalety i wady. Przyjmujemy, że kraje typu Indie czy Chiny są duchowe. Nieprawda. Tam dziewczynki nadal wyrzucane są na śmietnik, ludzie konają na ulicach. Wcale nie uważam, aby Indie były duchowe. Ten ich system w ogóle się nie sprawdził, na poziomie społeczeństwa nie jest funkcjonalny. Natomiast, gdy gdzieś na ziemi przytrafia się trzęsienie ziemi czy inna katastrofa, spieszy z pomocą Czerwony Krzyż, który stanowią głównie Chrześcijanie. Ale społeczeństwo zachodnie wyprodukowało bombę atomową. Trudno o jednoznaczną ocenę. Wyrzucanie dziewczynek niemowląt na śmietnik nie ma nic wspólnego z duchowością, wysyłanie pomocy humanitarnej do Iranu czy Iraku po trzęsieniu ziemi, owszem. Zrzucanie bomb - nie. Ocena zjawisk w kategorii białe/czarne nie jest możliwa. Ale podsumowując: jestem szczęśliwa, że przynależę do cywilizacji zachodniej. Szczególnie sytuacja kobiet wygląda u nas lepiej niż gdziekolwiek indziej. Zatem jestem szczęśliwa, że mieszkam gdzie mieszkam i nie chciałabym zamienić tego na Iran, Irak czy Indie. DM: Jaki Pani zdaniem będzie rozwijać się joga w krajach zachodnich?
Dona Holleman: W kierunku "turystyki". Wszystko, każda kultura zaczyna się w sposób niepozorny. I to miłe, niewielkie coś z czasem rośnie i rośnie aż do chwili gdy rozrośnięty twór staje się skorumpowany i głupi. A na końcu rozpada się. I myślę, że joga osiągnęła ten etap, stała się ogromnym, bezrozumnym, powierzchownym tworem. Może gdzieś są niewielkie grupy ludzi zdolnych ją odmienić, odświeżyć, zacząć wszystko od początku. Bo z tego co widzę, to koniec jest blisko. A może pojawi się w ogóle coś innego? W końcu joga to nie jest najważniejsza rzecz na świecie. Zainteresowania biegną w różnych kierunkach, widzę, że ludzie zwracają się ku koniom. Więc może to jest opcja, kto to wie? Dwa tygodnie temu włoski rząd zadecydował o umieszczeniu koni w więzieniach. W ramach terapii przywracającej więźniom równowagę emocjonalną. Teraz wielu więźniów ma swojego konia, o którego musi dbać. I to konie, a nie nauczyciele jogi biorą udział w tym programie. Może to ten kolejny zwrot, używanie zwierząt jako ścieżki duchowej. Osobiście uważam, że konie to najbardziej uduchowione zwierzęta. Są wyjątkowe. Już w mitologii pojawiły się pegazy, jednorożce. Walkiria jeździła konno. Koń to symbol najwyższej duchowości. Joga się przeżyła, za dużo "turystów". To nie może długo potrwać. DM: Może za dużo pomocy..
Dona Holleman: Tak, to całkowite przesycenie.

Ciąg dalszy nastąpi…

Wywiad z Doną Holleman przeprowadziła Dagmara Misztela, 13 marca 2007 w Londynie, dzień po zakończeniu warsztatu jogi.
Tłumaczyła Anna Choreń DONA HOLLEMAN - jest jedną z najbardziej znanych nauczycielek jogi na świecie. W swoim nauczaniu nie ogranicza się tylko do przekazu ze starych tekstów hinduskich.
Urodziła się w japońskim obozie koncentracyjnym w Tajlandii podczas II wojny światowej. Po wojnie zamieszkała w zamku Eerde w Holandii, w którym miał wykłady Jiddu Krishnamurti. Następnie mieszkała w Quakers, gdzie poznała chrześcijaństwo. We wczesnych latach 50-tych przeniosła się do Indonezji, gdzie zetknęła się z buddyzmem i taoizmem. W połowie lat 50-tych została uczennicą Krishnamurtiego i zetknęła się z jogą, która stała się natychmiast jej główną praktyką. Dona jest przekonana, że joga jest najbardziej kompletną formę ćwiczeń, aby zachować ciało w sprawności i dobrej formie.
Dzięki Krishnamurti w połowie lat 60-tych spotkała B.K.S Iyengara. Była u niego 2 lata (1964 i 1969). Po powrocie z Indii założyła Instytut B. K. S Iyengara w Holandii, gdzie uczyła jogi według jego przekazu.
Osobą, która wywarła również wpływ na osobowość Dony była Vanda Scaravelli, znakomita pianistka, entuzjastka jogi. Dona spędziła wiele lat we Florencji studiując muzykę i odkrywając korelację między muzyką, jogą, tańcem a religią. We Florencji wyszkoliła wielu znakomitych nauczycieli min. Gabriellę Giubilaro.
Obecnie uczy w Epona Yoga Studio w Soiano del Lago w Lake Garda (Włochy). Stworzyła własną, unikalną filozofię jogi, która jest efektem jej praktyki i doświadczeń. Uważa, że ostateczna odpowiedź na każdy problem znajduje się w obrębie ciała i każdy powinien kierować się wskazówkami wewnętrznego nauczyciela, który jest w każdym z nas. Jej celem jest pomoc ludziom ucząc ich jogi, która da im odwagę spojrzenia w siebie.
Jest autorką wielu książek min. "Dancing the body of light" (podręcznik do jogi), "Centered Yoga", "Centering Down".
Nakręciła również film dokumentalny o jodze, naturze i sztuce uważności - "Ryba w poszukiwaniu wody". W kolejnej książce "Eyes of Innocence" zawarte są wywiady, które przedstawiła w filmie. Strona internetowa Dony Holleman
http://www.donaholleman.com/

Zdjęcia pochodzą ze strony Dony Holleman i z jej książek.

Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Ludzie Jogi
Polecamy
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi