Wiktor Morgulec - O kształtowaniu silnej woli - Z cyklu sylwetki jogi Cz 1
czwartek, 10 marca 2011
Rozmowa z Wiktorem Morgulcem - dyplomowanym nauczycielem i odkrywającym bycie ojcem.
fot. Jolanta Suszko-Adamczewska
Jak wyglądało twoje życie zanim pojawiła się w nim ?
Chodziłem do przedszkola, do szkoły, potem do drugiej szkoły i rodzice powiedzieli mi, że albo będę studiował albo będę musiał pracować. No to stwierdziłem, że będę się uczył, bo tak będzie znacznie wygodniej. No i zdałem egzaminy na prawo.
Prawo? Tego się nie spodziewałam!
Tak, ale ja nie chciałem studiować prawa, obijałem się tam. Wolałem spędzać czas w górach: wspinałem się, chodziłem po jaskiniach, jeździłem na nartach, robiłem wszystko to co związane z górami
Wszystko, tylko nie prawo?
Dokładnie (śmiech). I w pewnym momencie okazało się, że nie studiuję już tego prawa. Musiałem zacząć zarabiać. Zacząłem pracować na wysokościach: mycie szyb, wieszanie reklam, czyszczenie, malowanie. Normalnie ciężka praca fizyczna, wtedy to było dobrze płatne. W 1997 roku założyłem własną firmę: "Alp Professional". Wyprodukowaliśmy własne ścianki wspinaczkowe i wypożyczaliśmy je, organizowaliśmy imprezy firmowe i dla dzieci. Był to też czas wyjazdów do Nepalu, woziliśmy ludzi na trekkingi i tam też się wspinaliśmy.
Przy okazji cały czas byłem zaangażowanym punkiem, w zasadzie od początku liceum. Śmieszna była ta firma, bo pracowali w niej sami punkowcy z irokezami, obkolczykowani, wytatuowani. Pamiętam jak myliśmy okna w Ministerstwie Sprawiedliwości, ludzie którzy tam pracują nie wiedzieli co się dzieje. Poproszono nas żebyśmy przychodzili w czapeczkach, w bluzkach z długimi rękawkiem, kolczyki też musieliśmy wyjmować, żeby nie straszyć pracowników ministerstwa. (śmiech)
A co za tym idzie… prowadziłeś punkowy styl życia?
Bycie punkiem zobowiązuje do pewnych zachowań, mieszkałem wtedy w kamienicy w Milanówku i ostro się tam balangowało. Jednak w międzyczasie zestresowałem się tym wszystkim. Zaczęło mi to przeszkadzać, nie mogłem się pozbierać.
I wtedy pojawiła się ?
Coś mi się o uszy obiło, że joga pomaga w zdyscyplinowaniu , wzięciu się w garść.
Pierwszy raz z jogą zetknąłem się w 1999 roku. Poszedłem na jogę do Adama Bielewicza jeszcze jako taki stuprocentowy punk.
Czy pamiętasz swoje pierwsze zajęcia?
Bardzo się zdziwiłem, wydawało mi się że jestem bardzo sprawny, silny i co to nie ja. A tu się okazało że wymiękłem totalnie. Patrzę, a tu jakieś panie ćwiczą bez problemu - a ja cały spocony, zasapany, czołgający się po zajęciach. Kiedy byłem pierwszy raz, już wiedziałem że będę ćwiczył . Podobał mi się ten wycisk, ale też dobrze się czułem. Na zajęcia przyciągałem też swoich znajomych. Ćwiczyłem prawie codziennie, chodziłem po pracy a potem wracałem do kamienicy w Milanówku…
Czy to nie kłóciło się z twoim trybem życia?
To był taki tryb życia, że wieczorkiem szło się na , balanga i tak w kółko.
Czy zauważyłeś jakieś zmiany w codziennym życiu które nastąpiły wraz z praktyką ?
Byłem bardziej zdyscyplinowany życiowo, bo taki tryb życia i pracy, gdzie nikt nade mną nie stał, to prowadziło do rozbestwienia i rozleniwienia. Joga pomagała mi wziąć się w ryzy z tym wszystkim, żeby nie żyć w lenistwie i niekończącej się balandze.
Czy myślałeś wtedy o tym żeby zmienić swój tryb życia, wyciszyć się, przestać imprezować?
Całkowicie nie, bez przesady. Ale miałem wrażenie że życie wymyka mi się spod kontroli. Czasami człowiek zatraca się gdzieś, robi rzeczy których nie chce…
Jakoś kojarzyłem, że joga to jest też kształtowanie silnej woli. I to się sprawdziło.
Silna wola zadziałała?
Wtedy postęp w był niewielki, w zasadzie był na poziomie zero, ja się dobrze czułem, ale ta ciągła intoksykacja ciała: picie i palenie powodowały że organizm w ogóle się nie oczyszczał. Jeszcze przez parę lat bujałem się z tym piciem, dopiero jakieś 2 lata po tym jak zacząłem praktykować jogę trafiłem na kurs medytacji Vipassana i to kompletnie zmieniło podejście do różnych rzeczy.
Jak trafiłeś na Vipassanę? Opowiedz o tym.
Do Nepalu jeździła z nami znajoma z Izraela i pamiętam że ona wspominała coś o Vipassanie, ale jakoś nas to nie interesowało. Wydawało mi się, że medytacja to zupełnie nie dla mnie. Ale to gdzieś krążyło wokół. I pamiętam jak w 2001 roku byłem w Nepalu z grupą trekkingową, kiedy grupa wróciła do Polski - mi zostało jeszcze 10 dni dla siebie. Miałem jeszcze wspinać się z Francuzem, ale on w ostatniej chwili powiedział mi że nie może iść. No i zostałem na lodzie. Byłem wtedy w jakiejś kafejce internetowej w Kathmandu, zauważyłem ogłoszenie na ścianie o Vipassanie. Stwierdziłem że jak mam siedzieć jeszcze 10 dni w Nepalu, balangować i wydawać pieniądze na Thamelu , to może lepiej pójdę medytować, przynajmniej kasę zaoszczędzę. I poszedłem (śmiech).
I jak wrażenia? Jak się tam czułeś?
No i się zdziwiłem po tych dziesięciu dniach. To wpłynęło radykalnie na moje życie. O ile joga była powolnym procesem i nie było jakiejś takiej zmiany dramatycznej, to po Vipassanie pewne rzeczy zmieniły się same z siebie i nie było to żadne siłowe działanie. To było najistotniejsze doświadczenie w moim dotychczasowym życiu. Tego się nie da opisać - trzeba doświadczyć osobiście.
Co się zmieniło?
Wyprowadziłem się z tej naszej kamienicy w Milanówku, gdzie była niekończąca się balanga, wymiksowałem się z tych punkowych klimatów, przestałem pić. Zupełna zmiana otoczenia. Niedługo potem spotkałem Karolinę, założyłem rodzinę.
Jak na tę zmianę zareagowało twoje otoczenie? Nie stwierdzili że jesteś w jakiejś sekcie?
Ci co mnie znali byli przeważnie pozytywnie zdziwieni, bo te zmiany były dla nich odczuwalne. No ale wiadomo, Babcia miała wątpliwości czy to nie jakaś sekta, ale to też dało się wytłumaczyć, bo nie ma w tym sekciarskich elementów.
fot. Jolanta Suszko-Adamczewska
Jak wtedy traktowałeś ?
Kiedy zacząłem ćwiczyć bardzo mi się to spodobało, zauważyłem że świetnie się czuję, robię się otwarty, zaczynam dostrzegać wokół siebie inne rzeczy. Ale też zauważyłem że jest to nietrwałe, że ten stan świetnego samopoczucia po ćwiczeniach szybko się kończy. Zauważyłem, że jak złamałem rękę stałem się podwójnie nieszczęśliwy, kiedy nie mogłem wykonywać tych wszystkich pozycji. Źle się z tym czułem. Zaczęło mnie to zastanawiać: niemożliwe żeby była tylko taka technika pracy z umysłem, która opiera się na zdrowym ciele bo to jest kruche i zawodne. I że mnóstwo było wspaniałych ludzi w historii ludzkości, którzy kompletnie nie mieli żadnego związku z jogą a mimo to byli godnymi do naśladowania postaciami.
To mnie skłoniło do dalszych poszukiwań żeby znaleźć coś co jest bardziej uniwersalne, do czego zdrowe ciało nie jest aż tak potrzebne, bo jak sobie pomyślałem że mógłbym przykładowo być sparaliżowany, no to jak ja będę ćwiczył . Będę jeszcze bardziej nieszczęśliwy, bo już poznałem całą tę przyjemność, która z tego płynie. I nagle coś się dzieje i okazuje się, że człowiek nie może tego robić. To doprowadziło mnie progresywnie do Vipassany - do której dotarłem przypadkowo.
A przypadek stał się przeznaczeniem…
To nie było tak od razu ale jak zacząłem się tym zajmować to rzeczywiście wszystko zaczęło się tak samoczynnie układać.
Pamiętam że po powrocie do Polski szybko wróciłem do Indii na parę miesięcy i jeździliśmy z tą znajomą Izraelką po ośrodkach Iyengara i centrach Vipassany. Kiedy człowiek ćwiczy jogę z takim bardzo dużym wyostrzeniem umysłu, co daje medytacja, to pojmowanie jest całkiem inne. Zacząłem wreszcie rozumieć o co w tym wszystkim chodzi, że nie chodzi o to żeby się namęczyć spocić, zasapać, tylko zaczęły do mnie docierać subtelniejsze aspekty. Miałem też okazję poznać niesamowicie dobrych nauczycieli w Indiach i to czego się wtedy nauczyłem to była rewolucja w mojej praktyce.
Kto spowodował tę rewolucję?
Najwięcej to chyba wyniosłem z pobytu u Sharata Arory w Dharamsali, zresztą niedługo znów będziemy gościć go w Polsce. Był wieloletnim asystentem Iyengara, kolegą Sławka Bubicza, który z jakichś powodów musiał opuścić Punę. Nie miał kontaktu z nauczycielem przez wiele lat, ale na bazie tej współpracy wynalazł swój autorski model pracy, też oparty o metodykę . Pierwszy raz spotkałem się wtedy z tak kompletnym i przemyślanym nauczaniem i to było niesamowite doświadczenie. On uczył prostych, banalnych pozycji, ale w takim poukładaniu że z czymś takim się wcześniej nie spotkałem, no może teraz u Grzegorza Nieściera.
Jak doszedłeś do tego, że sam chcesz zostać nauczycielem?
Nie planowałem zostać nauczycielem jogi, jak praktykowałem to w życiu nie pomyślałem że mógłbym uczyć, miałem swoją firmę, która dobrze prosperowała. Jak byłem w Indiach i jeździłem z tą znajomą na kursy jogi, ona nie nadążała za grupą, bo była kompletnie początkująca w jodze. Podczas tych kursów, po zajęciach, prosiła mnie żebym jej pokazywał różne asany. I to była moja pierwsza nieformalna uczennica. A potem, jak wróciłem do Polski, okazało się że mój tata ma jakieś bóle pleców, więc zaproponowałem mu wspólną praktykę jogi. Zainstalowaliśmy w domu system lin i haków w ścianach i zacząłem z tatą ćwiczyć. W ogóle dziwię się że tata pozwolił mi to zrobić, nawet nie mogę sobie wyobrazić jak mój tata dał się na to namówić (śmiech). Ćwiczyłem tak z nim dwa czy trzy miesiące, dość regularnie - parę razy w tygodniu. Jak tylko tata lepiej się poczuł to przestał ćwiczyć.
Potem mama zarekomendowała mnie żebym uczył gdzieś w klubiku osiedlowym, gdzie panie, które ćwiczyły gimnastykę, bardzo chciały sprawdzić czym jest , potem Adam zaproponował mi asystowanie w zajęciach. Poszedłem na kurs nauczycielski do Konrada Kocota. Potem uczyłem w szkole u Adama Bielewicza.
Jak w tamtych czasach wyglądały zajęcia jogi?
Mam wrażenie że wtedy , to mógłbym wtedy zrezygnować.
Czy trudno jest zostać nauczycielem ?
Trzeba mieć dwa lata praktyki własnej, rekomendację jakiegoś dyplomowanego nauczyciela a sam kurs trwa 3 lata, jeździ się raz na miesiąc, raz na dwa miesiące na zjazdy dwudniowe. I mam wrażenie, że ten kurs w tradycji Iyengara, porównując do innych z którymi miałem okazję się zetknąć, to naprawdę solidny trening.
Lubisz uczyć?
Tak. To sprawia mi dużą przyjemność. Najbardziej lubię obserwować zmiany jakie zachodzą w osobach, które zaangażują się w praktykę. Zarówno na poziomie czysto fizycznym, jak i subtelniejszym: umiejętności koncentracji, uważności po czysto życiowy - większej otwartości, radości. Najlepiej widać to podczas organizowanych przez nas wyjazdów - gdzie podczas tygodnia regularnej praktyki te zmiany dzieją się na moich oczach. Często ludzie po takim wyjeździe przestają np. jeść mięso, konkretnie zmieniają swoje życie.
A co z pracą wysokościową? Próbowałeś pogodzić te dwa zawody?
Powolutku rzuciłem prace wysokościowe, bo zdałem sobie sprawę, że trudno pogodzić albo wysokościówkami… No i sprzedałem firmę, była to trudna decyzja, bo z tego miałem dobre pieniądze a tutaj zarabiałem minimalnie. Zacząłem od zera praktycznie. Wtedy też poznałem, zresztą na kursie Vipassany Pawła Zatcheja, który zainspirował mnie i wspólnie założyliśmy szkołę jogi: Joga Żoliborz, to był 2004 rok. Do tego doszedł też wspólny znajomy z Vipassany Grzesiek Byczek. Szkoła okazała się bardzo pełnym sukcesem, wtedy było mało szkół jogi i szybko się rozwinęła.
Nie brakowało ci dawnego stylu życia?
Teraz odkrywam góry na nowo z dzieciakami co też jest niesamowicie fajne, sam jakbym pojechał miałbym wyrzuty sumienia że nie jestem z rodziną czy w pracy itd. Wspinania się nie żałuję, przestałem się praktycznie wspinać po Vipassanie, bo dotarło do mnie jak ważne jest życie i mimo że zawsze zapewniałem że statystycznie łatwiej jest zginąć w wypadku samochodowym niż w górach - to jest to ryzyko podejmowane dla własnej przyjemności. Oprócz fajnej aktywności ruchowej, to wspinanie gdzieś było szukaniem konfrontacji z samym sobą, z własnym lękiem, słabością i potrzebowałem tego, a w momencie kiedy spotkałem Vipassanę okazało się że największa konfrontacja jaka może być - to jak się zamknie oczy, usiądzie i medytuje, to jest dopiero konfrontacja…
Mimo wszystko udało Ci się też połączyć jogę z podróżami…
Rok później w 2005 zacząłem organizować pierwsze wyjazdy z naszą nauczycielką - Justyną Wojciechowską. Pomysł okazał się sukcesem i co roku robiliśmy tych wyjazdów coraz więcej. Aż w końcu okazało się że całe wakacje siedzimy w górach czy nad morzem i ćwiczymy z ludźmi z całej Polski. Założyliśmy z Justyną Akademię Asan, niedawno otworzyliśmy Joga Politechnika w Warszawie.
Czy zarabianie na jodze nie gryzie się filozofią jogi, choćby z zasadą niegromadzenia?
Gdybym ja coś zgromadził to byłby jakiś temat do rozmowy (śmiech). Ludziom wydaje się że to nie wiadomo co, ale ten kto ma szkołę jogi, wie ile to wysiłku i pracy.
Nie miałem z tym problemu, wiedziałem że jeżeli jest to dobra usługa: szkoła czy portal i coś dobrego daje się ludziom, to ludzie chcą za to płacić. To jest uczciwa wymiana, bo dostają coś dobrej jakości i to jest ok. To samo z portalem, gdyż służy szkołom , szybko stał się też opiniotwórczym narzędziem, kompendium wiedzy na temat jogi. W Googlu jak się wpisze joga to najpierw jest portal a potem Wikipedia, to o czymś świadczy.
Skąd pomysł na portal o ?
Portal Joga-Joga.pl odpaliliśmy w 2005, ale to było dużo wcześniej przygotowywane, wtedy nie było jeszcze takich nowoczesnych programów, więc pochłaniało to dużo pracy. Pomysł pojawił się w międzyczasie otwierania szkoły. Pamiętam jak była jakaś impreza nad Wisłą gdzie staliśmy jeszcze ze ścianką wspinaczkową, podjechał na rowerku mój kumpel ze starych punkowych czasów - Benek. On wtedy miał firmę komputerową, robili strony internetowe (to wtedy była nowość w Polsce) i jakoś tak od słowa do słowa okazało się że fajnie byłoby zrobić taki ogólnopolski serwis internetowy o jodze. Od razu się do tego zapaliłem. Zająłem się stroną merytoryczną, on wziął sprawy techniczne i tak nawiązała się współpraca.
Jaki był główny cel stworzenia tego portalu?
To było potrzebne, bo nie było takiego serwisu, który by wszystkie szkoły jogi zebrał w jednym miejscu. W ramach portalu udało nam się nawiązać współpracę z całym środowiskiem, choć te szkoły pozostawały w różnych relacjach, występowali wszyscy nauczyciele: prekursorzy i ich uczniowie, co się wcześniej nie zdarzało. I to mi się bardzo podobało.
Czy joga jest dla ciebie misją?
Na samym początku bardzo ważne było dla mnie zintegrowanie środowiska jogowego i ciężko nam było zrozumieć dlaczego to środowisko jogowe jest tak rozproszone i gdzieś tam nie ma takiej wspólnej interakcji.
Była to jakaś taka misja, żeby ludzie mogli spotykać się mimo że mają konkurencyjne interesy, szkoły ale gdzieś ta joga powinna nas łączyć i myślę że portal spełnił tę rolę. Zresztą w szkole wyszliśmy z podobnego założenia i zaczęliśmy zapraszać nauczycieli z różnych miejsc z całej Polski, nikt wcześniej tego nie robił. To było działanie integrujące.
Poza tym wiedziałem że joga jest właśnie takim przyczółkiem skąd człowiek może zacząć poznawać jakieś ścieżki głębszego poznawania siebie i otaczającego świata. Tak, że jest to bardzo pożyteczna dziedzina. Coś co jak najbardziej warto promować.
*Część pierwsza rozmowy.
Rozmawiała: Julitta Klama
Fotografie: Jolanta Suszko-Adamczewska www.7sensesphoto.com
Autorka: Julitta Klama