Joga, książki, wydawnictwo - rozmowa ze Sławomirem Bubiczem
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Joga, książki, wydawnictwo - rozmowa ze Sławomirem Bubiczem

poniedziałek, 8 września 2008

W tej chwili pojawia się bardzo wiele można było policzyć na palcach jednej ręki. Pierwszą osobą, która stale i konsekwentnie zaczęła zajmować się wydawaniem książek jogicznych jest Sławomir Bubicz, z którym na ten temat rozmawiamy

Sławku, od lat zajmujesz się wydawaniem " Gabrielli Giubillaro w 1985 roku
"Hatha Joga", Gabrieli to nie była pierwsza książka. Wcześniej wydałem będącą fragmentem "Światła jogi", kurs dla początkujących. To była 1/3 książki i wszystkie zdjęcia zebrane w jedno. Nazwałem to "Asana". Wówczas, w okresie po stanie wojennym nie było możliwości wydania jej w Polsce oficjalnie. Wydałem ją drugim obiegu.
Druga to była właśnie Gabrielli - "Hatha joga". Geneza tej książki była taka: Gabriella pierwszy raz przyjechała do mnie w 1984, ale jeszcze wtedy nie prowadziła zajęć, to była wizyta towarzyska. Postanowiliśmy, że w 1985 r. Gabriela przyjedzie i poprowadzi kursy. Zorganizowałem jej kursy w Polsce w czterech miejscach (Lublinie, Warszawie, Wrocławiu, Szczecinie).
Gabriella była miesiąc, po tydzień w każdym miejscu. To były kursy pięciodniowe. Postanowiliśmy, że Gabriella napisze książkę, który będzie podręcznikiem dla ludzi, którzy chcą kontynuować praktykę. I tak Gabriella napisała tę specjalnie dla Polaków.

Ta była specjalnie dla Polski, to fantastyczne! W bardzo szybkim tempie ją pisała...
Tak, bardzo się sprężyła. Po tych kursach napisała tę książkę dla nas.



Patrzę na stopkę Gabrielli i widzę numer cenzora (R-7). Ta książka była wydana oficjalnie i cenzor ją widział.
Tak, ta książka nie była wydana poza zasięgiem cenzury, tylko oficjalnie w nakładzie 1 tys. egzemplarzy i nieoficjalnie w nakładzie 4 tys. egzemplarzy.
To była taka historia.
Był rok 1985, dopiero skończył się stan wojenny. Prowadziłem zajęcia we Wrocławiu. Mój przyjaciel Przemek Łoś, (który pomagał mi organizować pobyt Gabrielli i moje kursy) wiedział, że zależy mi na wydaniu oficjalnie książki, wpadł na pomysł, aby pójść do Zrzeszenia Studentów Polskich. To była komunistyczna organizacja, ale mniej komunistyczna niż Socjalistyczne Zrzeszenie Studentów Polskich. Prawie nikt się nie zapisywał do tych organizacji, były bojkotowane, ale postanowiliśmy je wykorzystać do naszego celu. Wiedzieliśmy, że oni desperacko szukali jakichś form aktywności, potwierdzenia, że coś robią.
Wkręciliśmy aktywistę w to, żeby nam wydał 1 000 egz. . ZSP bardzo się ucieszyło, ze mogą się wykazać. Drukował to pan, który był również w podziemiu. Oficjalnie pracował w państwowej firmie drukarskiej, ale wieczorami i nocami robił inne rzeczy. Zrobił nam 3 000 egzemplarzy więcej.
Ważna była ta liczba 1 000 egzemplarzy, ponieważ do takiej liczby było łatwo dostać zgodę cenzury, a powyżej tej liczby akceptacja cenzury szła jakimś innym trybem i wiadomo było, że by się nie zgodzili.
Tysiąc to było za mało, dlatego też pozostałe 3 000 egzemplarzy były zrobione w podziemiu, nieoficjalnie.
Gabriella o tym wiedziała, zresztą sponsorowała to. Pamiętam, że pożyczyła mi 1000 dolarów na to, żebym mógł wydrukować tę książkę w większej ilości. Wówczas to była astronomiczna suma.
Później oczywiście jej oddałem te pieniądze. Dostawała również pewien udział ze sprzedaży tej książki.
sprzedały się szybko, w rok czy półtora.
ZSP na końcu dostało pieniądze ze sprzedaży. Ja miałem z nimi umowę na dystrybucję.
Pamiętam jeszcze jedną historyjkę. Po wydrukowaniu tych książek, wielkie pudła zostały zawiezione na stację kolejową we Wrocławiu samochodami osobowymi kombi. Tam nadawaliśmy paczki do Lublina, gdzie wówczas mieszkałem. To było wiele pak. Z duszą na ramieniu jechaliśmy na dworzec. Nadaliśmy je na pociąg, odjeżdżamy dwoma samochodami a tu zaczyna nas gonić milicja. Zaczęliśmy uciekać. Ja jechałem w samochodzie z drukarzem, a drugi drukarz, podległy jemu, jechał za nami. Była gonitwa ulicami. W końcu ten, z którym ja jechałem, z piskiem opon wjechał w boczną uliczkę, dwa radiowozy za nami, zablokował dwa radiowozy, żeby nie mogły jechać dalej. Nasz drugi samochód uciekł. Myślę, że tam były jakieś nieoficjalne druki. Milicja nam powiedziała, ze gonili nas, bo nasz kierowca wyjeżdżając nie wrzucił kierunkowskazu.
Ale ja myślę, że to była tylko oficjalna wersja i że chcieli sprawdzić dokumenty, kto nadawał takie ilości.
Szczęśliwie nie było dalszego ciągu. System już zaczynał się sypać.
W Lublinie odebrałem paczki i schowałem.

Dlaczego akurat Gabriellę poprosiłeś o napisanie ?
A kogo miałem prosić? Nie znałem nikogo innego, kto chciałby przyjeżdżać do Polski z Zachodu i uczyć . Gabriellę spotkałem w Punie u Iyengara, miała dobrą praktykę. Jednak wtedy nie uważała się za uczennicę Iyengara, tylko Dony Holleman. Potem było jakieś nieporozumienie między Iyengarem a Doną. Gabriela oczywiście brała stronę Dony.
Miały swoją wizję tego, jak Gabriella chciała pokazać asany tak, jak ona je rozumie. Miała pomysł na pokazanie pracy w asanach strzałkami na rysunkach, czego nie było w książkach Iyengara.
Niedawno napisałem do Gabrielli. Gabriella kiedyś mi przekazała prawa autorskie do tej książki, ale nie chciałem jej wznowić bez zgody Gabrielli. Zapytałem, czy by chciała, abym wznowił tę książkę i czy chciałaby coś w niej zmienić, żeby była aktualna. Zaproponowałem, żebyśmy ją wydali z inną okładką. Wówczas była to jedna z najbardziej ekskluzywnych okładek, teraz myślę, że mogłaby być inna. Gabriella odpowiedziała, że nie jest zainteresowana wznowieniem . Napisałem jeszcze raz. Może jeszcze ją przekonam. Na razie Gabriella milczy.

Powiedzmy sobie jasno, ze sprzedawanie xerówki tej , które teraz się odbywa jest co najmniej niemoralne. Z punktu widzenia ustawy o prawach autorskich i pokrewnych jest to kradzież Twojej własności intelektualnej.
Z drugiej strony - co można zrobić jeśli tej książki nie ma na rynku.

Nie powinna być sprzedawana xerokopia, a jeśli już, to za Twoją zgodą. I na Twoich warunkach.
z Zachodu w latach 70, 80. były kserowane bo nie było możliwości ich wydania. W momencie kiedy są takie możliwości, to zupełnie inna sprawa.

Tak, tym bardziej, ze Ty masz pełne prawa autorskie do tej .
Tak, jeżeli autor czy właściciel praw nie wznawia pozycji, a książka jest potrzebna to należy przynajmniej zapytać o zgodę.

Kiedy patrzysz z perspektywy czasu - myślisz, że ten podręcznik spełnił swoją funkcję?
Żaden podręcznik nie może spełnić funkcji duchowego praktykowania. Na pewno był to w tamtych czasach przyjemny znak, ci, którzy mieli książkę, zapamiętywali, że ćwiczyli u takiej nauczycielki. Niedawno Jacek Santorski mówił mi, że nadal używa tego podręcznika, kiedy sam ćwiczy, ponieważ rysunki mu pomagają zrozumieć ruch. Notabene jego żona pozbyła się pewnej długoletniej dolegliwości dzięki warsztatowi z Gabriellą.

Jak doszło do pomysłu, żeby wydawać Iyengara w Polsce?
W 1984 r. wróciłem z Indii do Polski i zacząłem prowadzić zajęcia. Bardzo szybko przetłumaczyłem kawałek "Światła jogi" i wydałem pod tytułem "Asana" w następnym roku, w 1985. Dlaczego nie wydałem tego oficjalnie? wtedy nie była popierana przez rząd i dobrze, że w ogóle pozwalali ją ćwiczyć. Czułem, że nie jest możliwe wydanie książki, w której mówi się otwarcie o Bogu, o rozwoju duchowym, itd.
Były wcześniej w Polsce książki nawiązujące do ). One zawierały niewiele asan, o sprawach duchowych mówiono bardzo oględnie, nie wprost, nawiązywano do badań naukowych, zawierały zagadnienia medyczne. Natomiast w "Świetle jogi" było nawiązanie do świętych tekstów. Czułem, że tego w ogóle nie wydadzą, nie miałem też jeszcze kontaktów.
Pierwszą wydałem w podziemiu. Po prostu zleciłem to pewnemu człowiekowi we Wrocławiu, on mi to wydrukował i rozprowadzałem książkę na kursach, też ją wysyłałem. Wtedy były z tym problemy, np. z kopertami czy sznurkiem i papierem do pakowania książek. Musiałem uwodzić panią na poczcie, żeby mi to sprzedawała "spod lady".
Była możliwość jakichś represji ze strony władz, ale oni wiedzieli o tym i woleli, żeby ludzie zajmowali się Gabrielli, był Jan Krzysztof Wasilewski, opozycjonista, wydawca gazetek podziemnych. W okresie stanu wojennego był internowany.
Potem wydałem Hatha jogę Gabrielli, o czym opowiadałem.
Moje działania chyba jednak trochę zdenerwowały władze, bo po kolejnym tournee z Gabriellą w 1986 r. zaczął mnie odwiedzać dzielnicowy-milicjant w ramach akcji tropienia "niebieskich ptaków". Nie byłem oficjalnie nigdzie zatrudniony, co wtedy było obowiązkowe. Jednostka wojskowa usilnie próbowała wcielić mnie do służby w charakterze wojskowego psychologa, mimo że nigdy nie przeszedłem służby zasadniczej. Żeby z tym skończyć zapisałem się na studia doktoranckie.
W międzyczasie stale tłumaczyłem i poprawiałem tłumaczenie "Światła jogi", która potem wyszła jako "Joga". Piękna, czarna , wydana w PWN 1990 roku.

Od 1984 do 1987 roku naprawdę wiele godzin dziennie, kosztem swojej praktyki i pracy siedziałem i tłumaczyłem "Światło ". Znałem język, znałem pojęcia filozoficzne, jestem w końcu absolwentem wydziału filozofii chrześcijańskiej KUL, ale była to bardzo trudna praca i pożerająca bardzo dużo czasu.
W Polsce następowała coraz większa liberalizacja. Zaczęły puszczać okowy cenzury. Widać było, że ten system już się kruszy i wiotczeje. W 1987 albo 1988 roku ktoś z moich uczniów z Warszawy, (wiem kto, ale nie mogę sobie przypomnieć imienia) skontaktował mnie z PWN, które było wówczas najbardziej prestiżowym państwowym wydawnictwem naukowym w Polsce.
Ważna rzecz: 1 stycznia 1988 r. weszła w życie ustawa o działalności gospodarczej.
To zmieniło wszystko.
W 1987 roku byłem zmęczony walką z domami kultury, z różnymi instytucjami, w których prowadziłem . Ponieważ przychodzili ludzie i płacili bardzo dużo, a ja dostawałem jakąś niewielką sumę, bo tak niskie były stawki państwowe. Nie miałem podstawowych warunków do prowadzenia zajęć. Na przykład w Lublinie przez pół roku prowadziłem zajęcia w domu kultury, w którym ludzie przychodzili do kina w butach w zimie, ze śniegiem, potem z kina przechodzili przez środek ludzi ćwiczących. Albo za drzwiami odbywały się posiedzenia Rady Miejskiej PZPR i stu facetów paliło papierosy. Dym przenikał i śmierdział.
Była możliwość samozatrudnienia, ale trzeba było zrobić egzaminy państwowe, które by mnie do tego upoważniały. Artyści mieli taką możliwość. Nie wiedziałem czy ja też będę mógł się starać o takie uprawnienia. Nikt nie wiedział kto miałby być w takiej komisji.
Aby się dowiedzieć, zadzwoniłem w tym celu do Komitetu Młodzieży i Sportu, w którym szefem był Aleksander Kwaśniewski.
Słyszałem jego nazwisko jako młodego, prężnego działacza. Zadzwoniłem, on się przedstawił, miałem z nim godzinną rozmowę. Był bardzo miły co mnie zdziwiło,(bo z komuchami to nigdy nic nie wiadomo). Miałem takie wyobrażenie, że to twardogłowi, grube szyje, karki, takie niskie czoła, złe spojrzenia. A tutaj facet bardzo kulturalny, elokwentny. Wszystko mi zaczął tłumaczyć, pochylił się nad moim problemem, że rzeczywiście można by podchodzić do egzaminu. Ale mówi w końcu tak: "Proszę pana, ja myślę, że to wszystko jest niepotrzebne. Ja zdradzę trochę, to nie jest tajemnica, może pan nie wie, ale od 1stycznia wejdzie taka ustawa, że pan będzie mógł sobie założyć działalność gospodarczą i prowadzić sobie jako prywatne przedsiębiorstwo". Dla mnie to było coś niesamowitego. Nigdy o czymś takim nie słyszałem, nie wierzyłem. Zaczął mi tłumaczyć zasady jakie będą i otworzył mi trochę oczy. Mam bardzo miłe wspomnienie z rozmowy z Kwaśniewskim mimo, że był reprezentantem ustroju, którego nie lubiłem, ale szanuję go za to, że poświęcił mi czas i wyjaśnił to wszystko.

I założyłeś własną działalność?

Działalności w 1988 nie założyłem bo chciałem jeszcze raz wyjechać do Indii ale zanim wyjechałem, to oddałem w PWN pełne tłumaczenie .

A kto miał prawa autorskie do tej ?

PWN starał się o prawa autorskie. W PWN przeczytano tłumaczenie. Dostałem informację, że jest to świetne. Przeszło przez cenzurę, cenzura to puściła. W PWN zaczęto pracować nad tą książką.
Ja pojechałem do Indii, gdzie byłem dwa lata.
W 1989 r. do Puny przysłali mi egzemplarz do korekty, ale mówili, że niewiele musieli redagować.
Byli zainteresowani dalszą współpracą ze mną, faktycznie, później kilka (spoza jogi) dla nich przetłumaczyłem.
Zrobiłem korektę, odesłałem i rok później, w 1990 ukazała się książka w nakładzie 60 000 egzemplarzy.
W międzyczasie była taka historia.
Nalegałem, żeby kupili oryginalne ilustracje do książki.. Fakt, że ilustracje kosztowały 200 dolarów i jak rozumiem PWN chciał zaoszczędzić. W tamtych czasach to była średnia roczna pensja. Redaktorzy w PWN zrobili kopie ilustracji, które są w angielskim egzemplarzu. Wyretuszowali je. Kiedy to zobaczyłem, to się zatrząsłem, tak mi się to nie podobało
Byłem wzburzony, powiedziałem o tym Iyengarowi.
Dzwoniłem z Puny do Polski, rozmawiałem z panią redaktor i powiedziałem jej, że Iyengar mówi, że taniej ma te zdjęcia jakiś jego agent w Szkocji, żeby PWN do niego się zwrócił.
Około 20 dolarów mnie kosztowała ta rozmowa, co było równoważne miesięcznemu pobytowi w Indiach.
PWN poprosiło o te ilustracje. Agent przysłał ilustracje, PWN po jakimś czasie odesłał mu z powrotem. Iyengar mi powiedział, że jeszcze zgubili mu kilka zdjęć z tego kompletu. Odesłali niekompletny zestaw zdjęć agentowi.
Ja byłem wewnętrznie wkurzony na ten PWN, ale trudno, zrobili co chcieli. Potem Iyengar mówił, że nawet tak strasznie nie wyszło. Jak na tamte czasu było to do przyjęcia.
Kiedy Iyengar zobaczył tę , pogratulował mi, powiedział “I congratulate you", podał mi rękę, (czego nigdy wcześniej nie widziałem, żeby robił). Powiedział: to 11 język, w którym ukazało się Światło jogi.

Czy dobrze się sprzedawała?
Ona się bardzo dobrze sprzedawała. 60.000 to jest kolosalny nakład. Nie było dodruku ale sprzedało się wszystko. W 1993 już jej nie było w księgarniach, szukałem jej, ale były tylko resztówki w hurtowniach.

Co było dalej, jak to się stało, że Ty zacząłeś wydawać Iyengarów?
W 1993 roku pojechałem do Panchgani na ten słynny kurs, który poprowadził Iyengar na 75-lecie swoich urodzin. Któregoś dnia podszedł do mnie i powiedział, że chciałby żebym wydał jego książki w Polsce. Tych książek było jeszcze kilka. Powiedziałem, że to uczynię.
Kiedy wróciłem do Polski, zacząłem rozmowy z PWN, żeby wydali wznowienie. PWN odpowiedział, że nie, nie wznowią jej bo był duży nakład, i z badań rynku wiedzą, że ta książka już się nie sprzeda.
Zwróciłem się do kilku wydawnictw, które wydawały tego typu literaturę, ale oni powołując się na rozeznanie rynku również odmówili. Stwierdzali, że wznowienie "" i inne książki nie sprzedadzą się.
Stwierdziłem, że skorzystam z nowej wolności gospodarczej i sam wydam te . Wiedziałem, że mogę ponieść klęskę, że wymaga to dużych nakładów, dużo energii własnej ale postanowiłem podjąć to ryzyko. W 1995 roku powstało Wydawnictwo VIRYA.
Napisałem do wydawców angielskich w sprawie 4 tytułów: “Drzewo jogi", “Światło jogi", “Pranajama". “Jogasutry" Patandżalego.

Kupiłem prawa do tych czterech. Jako pierwsze przetłumaczyłem i w 1995 r. wydałem “Drzewo jogi". Potem w 1996 wydałem wznowienie Jogi pod nazwą “Światło jogi".

Później przetłumaczyłem wraz z Lilianą Pechal Pranajama, którą wydałem w 1997. Wznawiałem kilka razy te tytuły. Okazało się, że te książki się sprzedają.


Na wydanie książki Gity " doskonała dla kobiet", której prawa są w Indiach, w Delhi, podpisałem umowę w 2001 r.
Na razie było to jedno wydanie, również w moim tłumaczeniu.
Ostatnią Iyengara "Joga światłem życia" wydało wydawnictwo “Galaktyka". Na pomysł, aby wydać tę książkę wpadł Michał Szczepanik. Jego dziewczyna, Ania ją przetłumaczyła. Ja zostałem poproszony o redakcję merytoryczną i sprawdzenie każdego zdania z oryginałem angielskim, co wykonałem.

A co z Jogasutrami? To 4 tytuł, który wymieniłeś.
Konrad Kocot miał je przetłumaczyć. Dwa lata się z tym opóźniał, ale w końcu zrobił. Ostrzegałem go troszkę wcześniej, że mogę już nie mieć pieniędzy na wydanie, jeśli się będzie opóźniał. No i w 1998 roku nie miałem na druk, oprawę graficzną, zapłacenie tłumaczowi.
Ja wtedy robiłem remont lokalu pod Akademię, byłem w strasznych długach.
Konrad zaproponował, że on wyda tę Do 2002 roku miałem prawa do tej książki, z których na prośbę Konrada zrezygnowałem. Umówiliśmy się, że ja napiszę do wydawców angielskich, na piśmie zrezygnowałem z praw do tej książki, straciłem 600 funtów, ponieważ nie wydałem tej książki, oni mi nie oddali zaliczki.
Konrad powiedział, że wyda tę . Do tej pory nie wydał.

Do tej pory mam jedno oficjalne tłumaczenie - Cyborana
Takie hermetyczne są “Jogasutry" w tłumaczeniu Cyborana. Niewiele bardziej rozwinięte niż zwięzłe sutry. Są bardzo dobre - Cyboran był uczonym.
Ale komentarz Iyengara do “Jogasutr" jest bardzo potrzebny, ponieważ nawiązuje do jego metody. Iyengar komentuje jak Jogasutry mają się do jego metody.

A jak to się stało, że Gity wyszła tak późno w Polsce? W Anglii wyszła w 1983 r.
Nikt inny w środowisku nie wyszedł z taką inicjatywą. Tłumaczenia poprzednich książek zajmowały mi wiele czasu i odbywało się to kosztem mojej praktyki i nauczania.
Nie mogłem ciągle tłumaczyć i tłumaczyć. Robiłem przerwy.
Kiedy znowu miałem trochę czasu to postanowiłem Gity przełożyć na język polski.

W 2001 został wydany bardzo piękny album B.K.S Iyengar, Yoga the path to holistic health. Nie masz ochoty zająć się tłumaczeniem tego albumu?
Nie mam w tej chwili pomysłu żeby zająć się albumem. Wiem od osób mających wydawnictwa, że jest bardzo duży problem z wydawaniem albumowych, kolorowych, ze zdjęciami. Aby się je opłacało drukować muszą być wysokie nakłady, a to oznacza duże koszty. Albumy są trudno sprzedawalne.
Obawiam się tego przedsięwzięcia.

A jak jest z prawami autorskimi?

Mogę odnawiać prawa autorskie, zwykle co siedem lat. Jak wszystko idzie dobrze, to wydawca Iyengarów z Anglii automatycznie przedłuża.

Opowiedz o swojej działalności translatorskiej. Jakie jeszcze tłumaczyłeś?
"Uzdrawianie praniczne" Filipińczyka - Choa Kok Sui i dwie inne jego książki.
Na początku lat 90 PWN postanowił trochę zmienić profil i wydawać też książki paranaukowe. Kiedyś wydawali książki najwyższego lotu, uznawane.
Z czasem zaczęli wydawać też książki, nie chcę powiedzieć, że gorsze, ale nie naukowe. Chcieli zarabiać. Wtedy była modna bioenergoterapia, ten pan przyjeżdżał do Polski i PWN postanowił wydać jego książki. Dla mnie był to dodatkowy sposób zarabiania.

Opowiedz o dystrybucji
Kiedy wydałem “Drzewo jogi" w 1995 r. to chciałem, żeby ta książka trafiła do jak najszerszych kręgów. Chciałem żeby była w księgarniach. Dałem ją osobie, która chodziła na bezpośrednio od małego wydawcy i interesują ich wyłącznie nowości - przez jeden, dwa miesiące od wydania.
Po tych doświadczeniach postanowiłem, że nie będę już dawał nikomu do dystrybucji. Postanowiłem sprzedawać sam i przez internet, dlatego książek nie ma w księgarniach. Z punktu widzenia czytelników o dobrze, bo mam je w ciągłej sprzedaży

Jakie masz plany wydawnicze?
Pod koniec czerwca wydaję podręcznik asztanga-jogi "Joga Mala". To jedyna książka napisana przez jednego z najwybitniejszych współczesnych nauczycieli, Sri K. Pattabhiego Joisa, z ilustracjami. Są tam zdjęcia Pattabhiego i jego wnuka Sharata.
Zgłosił się do mnie z prośbą o wydanie tłumacz tej Marcin Januszkiewicz, który jest nauczycielem asztanga-jogi we Wrocławiu. Wszyscy, do których się zwracał, odmawiali. Kierowali go do wydawnictwa Virya.
Poza tym cały czas myślę o “Jogasutrach" i rozmowie z Konradem.
I jak wspomniałem, chcę wznowić książkę Gabrielli "Hatha ".

Trzymam kciuki, żebyśmy mogli ją kupić na Konwencji, we wrześniu.
Dziękuję za rozmowę.


Wywiad przeprowadziła, zredagowała
Justyna Moćko
Warszawa, 12 maja, 2007


Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Ludzie Jogi
Polecamy
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi