Joga a codzienność. Garść spostrzeżeń.
czwartek, 2 września 2010
Przychodzi taki moment, że w Twoim umyśle powstaje układanka z elementów, które do tej pory wydawały się być odrębnymi bytami. Inspiracją do napisania tego artykułu były teksty Maćka Wieloboba dotyczące praktyki jogi (które ukazują się na portalu joga-joga.pl) oraz obóz w Glichowie pod jego czujnym okiem.

Ze zdumieniem obserwuję negatywne odczucia dla zdarzeń zaburzających moje upojenie jogą. I nagle okazuje się, że stabilność pozycji stojących gdzieś ulatuje. Że siła powitań słońca nie pojawia się, a koncentracja z balansów pozostaje wspomnieniem.
Jak zatem przełożyć, podkreślane przez Maćka Wieloboba, najważniejsze zasady w pozycjach jogi: STABILNOŚĆ, SWOBODNY ODDECH, WOLNOŚĆ OD NAPIĘĆ, na codzienne obowiązki? Szukam własnej ścieżki, która łączy czas na jogę i to, co dzieje się właśnie teraz, poza matą. Sprawa okazuje się nie taka prosta.
Społeczne, rodzinne, intymne powiązania to nasza stabilność. Wsparcie przez bliskie nam osoby niesie ze sobą poczucie bezpieczeństwa. Czujemy się częścią świata, który nas otacza. Odnajdujemy poczucie koherencji (o którym szerzej pisał w swoich pracach Aron Antonovsky). Bierzemy głębszy wdech. Szukamy przestrzeni dla siebie. Rozwijamy skrzydła naszej osobowości. Uczymy się, dzielimy wiedzą, pracujemy na jakość naszego życia. By na końcu z wydechem rozluźnić się w dobrym samopoczuciu spełnienia (którego nie należy mylić z zadufaniem czy uczuciem ciągłego odjazdu). Jeśli któryś z elementów nie jest w równowadze, w naszym ciele powstają napięcia. Kumulacja takich napięć przeradza się we frustrację. A ta, jeśli nie zostaje rozpoznana i rozładowana, zawsze prowadzi do agresji - wobec siebie lub innych. Rozpoczynamy walkę. Na macie i poza nią.
Poszukiwania stabilności, świadomości oddechu i rozluźnienia to jest to, czego poszukujemy w jodze. Wykonując asanę nie tylko przybieramy formę zgodną z wyobrażeniem nauczyciela, ale przede wszystkim szukamy przestrzeni dla siebie i zgody na to, co się dzieje lub ma się stać. Jeśli w tym procesie jest tylko napięcie, które nie mija, to najczęściej wynika ono z pamięci ciała, które - walcząc w codziennych sytuacjach - przybiera znany mu model reakcji na polecenia. Spinamy się. Walczymy. Gubimy to, co jest sednem jogi i naszego życia.
Myślimy, że gdyby on był inny, a ona milsza, gdyby szef zrobił to tak, a koleżanka nie powiedziała tego, to było by nam lepiej. To wszystko przez NICH, przez głupie społeczne obowiązki. Gdyby tak się od nich oderwać? A przecież, jak pisała Olga Heller w jednym z artykułów, "wolność bez dyscypliny to chaos, anarchia… więcej możliwości nie oznacza autonomicznie lepszego życia, wymaga za to większej samoświadomości". Jeśli samoświadomość asan przenosi się na poziom pracy z emocjami, rozpoczynamy ścieżkę samoobserwacji, trudną drogę pracy z samym sobą, bez zewnętrznych wrogów. Barry Magid nazwał to dosadnie: "boimy się zamienić cierpienie na coś innego. Nawet na wolność, bo nastąpi wtedy utrata kontroli. Kto wie, dokąd nas ten prąd zaniesie?"
Jednak aby przejść z mechanicznego powtarzania gimnastyki i dostrzec potencjał jogi, musimy wynurzyć się na poziom odzwierciedlenia naszej praktyki w codzienności. Rozejrzyj się. Jak to wygląda u Ciebie?
Magdalena Karciarz
Wrocław 2010
Fotografie zamieszczone w tekście pochodzą z warsztatu wakacyjnego z Maciejem Wielobobem w Glichowie 14-21.08.2010. Autorzy: M. Karciarz, P. Jodko