Koniec reinkarnacji. Viradhammo Ajahn
środa, 26 sierpnia 2015
"Bardzo często jesteśmy tak uwikłani w pragnienie przyjemności, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z istnienia neutralności, która wydaje się nudna. Jak mawiał Ajahn Chah, neutralne, zwyczajne jest jak przestrzeń między końcem wydechu, a początkiem wdechu. Jest bardzo odprężająca, ale nie jesteśmy skłonni jej zauważać, ponieważ pragniemy ekscytacji, pragniemy reagować na jakieś interesujące, trudne lub przerażające sprawy..."
Na podstawie mowy wygłoszonej w Amaravati w 1996 roku.
Posiadasz ciało obdarzone zmysłami;Żyjesz w świecie, z którym się kontaktujesz;
ten kontakt powoduje przyjemne,
nieprzyjemne i obojętne odczucia.
Pracę zaczyna się tu i teraz. W buddyzmie mówi się o dwu poziomach kontemplacji. pierwszy, konwencjonalny poziom "ja" jako osoby i "ty" jako osoby. Na przykład jest "Viradhammo" - po pięćdziesiątce, szybko tracący formę, posiadający obowiązki, starszy mnich w Amaravati, ma matkę w Kanadzie i bliznę z trzema szwami na głowie . To "ja" jako osoba. Jest pewne wyobrażenie osoby, jej społecznej odpowiedzialności, stanowiska w społeczeństwie, wieku ciała, genetycznej i kulturowej konstrukcji. To jest ogół wyobrażeń o "ja" z jakim przeciętna osoba pracuje i który jest jak najbardziej istotny.
Na tym poziomie nauki dotyczą moralności, właściwego źródła utrzymania, odpowiedzialności za środowisko, działań społecznych, ekspresji i twórczości. To jeden poziom na jakim funkcjonujemy i na którym możemy znaleźć wszelki rodzaj spełnienia; jest to bardzo budujące móc pracować, wyrażać siebie i coś tworzyć.
Nie prowadzi to jednak do wyzwolenia ponieważ rzeczy się zmieniają. Można doskonale zobaczyć jak nie jest to wyzwalające gdy ktoś tylko skrytykuje to co robimy. Może nam się wydawać, że robimy coś wspaniałego, ale gdy ktoś nas "wypunktuje" widzimy jak mało jest to wyzwalające - jak można być do tego przywiązanym.
Jeśli wszystko, co staramy się robić to szukanie spełnienia na poziomie rodziny, działalności społecznej i twórczości, to oczywiście nigdy nasze serce się nie nasyci, ponieważ uwarunkowania zawsze się zmieniają i zależą od zbyt wielu czynników będących poza naszą kontrolą. Jeśli całe moje poczucie spełnienia wiąże się z rodziną to kiedy dzieci opuszczą dom albo ktoś umrze lub moje dziecko pojawi się nagle z czerwonym irokezem na głowie - jak sobie poradzę kiedy całe moje życie zawsze od tego zależało?! Krótko mówiąc, nie na tym polega wyzwolenie, nie jest to schronienie, chociaż nie chodzi też o to by to potępiać.
Drugi poziom to poziom Dhammy - poziom wyzwolenia serca. Kiedy rozwijamy buddyjski tryb życia możemy zobaczyć jak nasza rodzina, czy nasze stanowisko może być na prawdę "klasztorem". Są to okoliczności, w których możemy ćwiczyć wewnętrzną czujność i kontemplację. Czy jesteś artystą, lekarzem, fotografikiem czy bezrobotnym - to jest twój klasztor, miejsce, w którym praktykujesz.
Gdy przez dziewięć lat mieszkałem w Nowej Zelandii byłem zaangażowany w przedsięwzięcie budowy bardzo pięknego klasztoru. W tym czasie zaistniała potrzeba funkcjonowania na poziomie społecznym - musiałem pracować i załatwiać sprawy, ale pośród tego wszystkiego ciągle najważniejszym przedmiotem rozważań było cierpienie i nie-cierpienie, świat wewnętrzny.
Budowaliśmy tą wspaniałą salę medytacji (połowę mojego mnisiego życia spędziłem na budowach). Jedna ze stron była cała otwarta i miała drzwi trzy i pół na trzy i pół metra. Całkiem spore drzwi! Stolarz, który miał je zrobić był niezbyt skuteczny. Zawsze powtarzał, że przyjedzie w następnym tygodniu i ciągnęło się to przez cztery miesiące! Na tym doczesnym poziomie trzeba mu było powiedzieć "Słuchaj facet! Mamy umowę a ty jej nie realizujesz". Na wewnętrznym jednak, wszyscy musieliśmy wziąć odpowiedzialność za nasz gniew na tego majstra. Działały oba poziomy.
Sala medytacyjna jest wielofunkcyjna. Z przodu, za tymi wielkimi drzwiami jest krużganek. Nad krużgankiem mieliśmy specjalnie zaprojektowany namiot, co miało służyć podwojeniu wymiarów sali na szczególne okazje. Zatrudniliśmy najlepszego wytwórcę namiotów w Nowej Zelandii, ale produkt był wadliwy. Musieliśmy podjąć zdecydowane kroki żeby z nas nie zdarł, ale ciągle powstrzymywaliśmy się żeby go nie nienawidzić. Czasem już trudno było się powstrzymać. Umysł mówił "Ale nas orżnął! Za co my płacimy takie pieniądze?!"
Była to właściwa praktyka. Producent namiotów był naszym klasztorem. Bez wypierania tego co konieczne i wyzwań jakie niesie ze sobą życie rozpoznawaliśmy też świat wewnętrzny. Jeśli postrzegamy te dwa światy w sposób rozsądny, to znajdziemy równowagę między rzeczywistością konwencji, a pracą wewnątrz. Producent namiotów staje się wtedy kimś, od kogo uczysz się jak bronić tego, co słuszne zamiast uciekać z podkulonym ogonem. Pomaga to uczyć się być cierpliwym, bystrym i asertywnym.
Ten wewnętrzny świat to przedmiot naszej pracy na odosobnieniu. Chociaż nie powinniśmy zapominać świata konwencji, to jednak musimy pamiętać, że buddyzm to nie tylko dziwaczna przygoda zwana odosobnieniem. Nie da się spędzić życia na odosobnieniu - musimy żyć na tym świecie. Ten dar odosobnienia polega na tym, że nie musimy tyle się starać w sferze społecznej. Jeśli grzanki się przypalą to… się przypalą, nie będziemy podawać kucharza do sądu. Pracujemy z tym co mamy i możemy do woli obserwować. Odosobnienie pozwala przyjrzeć się cierpieniu i nie-cierpieniu. Piasta koła jest centrum wiedzy i istnienia; nieruchomością bytu. Tu właśnie znajduje się to, co nieuwarunkowane.
Być może w swoim życiu musicie radzić sobie z problemami - spłata czynszu, nieposłuszne nastolatki. Nie próbujcie rozwiązywać tego teraz! Sugerował bym raczej popracować z tym uczuciem niepokoju czy zmartwienia jako obecnym uwarunkowaniem. Jest to umiejętność przejścia od konwencjonalnego, społecznego poziomu "ja" jako osoby do nieosobowego poziomu podstawowych elementów Dhammy. Ten poziom nauk rozbiera nasze świadome doświadczenie na czynniki pierwsze, którym możemy się przyjrzeć bez względu na społeczną sytuację w jakiej się znajdujemy.
Myśl na przykład, aktywność umysłowa, jest jedną z najbardziej podstawowych rzeczy jakim sie przyglądamy. Jeśli tą aktywność rozważać z poziomu osobistego to zawsze będzie tylko "No dobrze, co ja zrobię jutro? No, nie wiem… Trzeba zrobić to, ale jeśli zrobię tamto? Spróbujmy tego, potem tamtego…" Wszystko to rozgrywa się na poziomie osobistym, ale na poziomie Dhammy jest to tylko planowanie, zmartwienie, myśl.
Jeśli pozostaniemy na tym osobistym poziomie, zawsze będzie jedynie bieganie w kółko - zmaganie się. Tylko na bezosobowym poziomie świadomości możemy zrozumieć nie-ja - anattę. Nie znaczy to oczywiście, że życie jest bezosobowe - dalej mamy naszą indywidualną karmę, ale jedynie na tym poziomie możemy osiągnąć wyzwalające zrozumienie przebijając się przez zasłonę niewiedzy. Nie unikniemy producentów namiotów czy cieśli, życie zawsze będzie takie.
Jest wiele nauk, które mogą nam pomóc. Na przykład cztery Szlachetne Prawdy albo Współzależne Powstawanie (Paticca samuppada). Można poczuć się przytłoczonym jeśli próbuje się to wszystko rozwikłać, ale po jakimś czasie zobaczymy, że to na prawdę piękny i atrakcyjny intelektualnie ładunek wiedzy. Co więcej, nauki zachęcają żeby szukać we właściwym miejscu i pokazują drogę do wolności. Odciągają nas od tej osobistej sytuacji z cieślą, czy specem od namiotów, wprost ku podstawowemu zrozumieniu, czym stres na prawdę jest. Rozwijamy w ten sposób umiejętność sprawdzania tego w każdej chwili. Jeśli potrafię patrzeć na złość jaką czuję z powodu stolarza i przenieść to z wymiaru osobistego jedynie patrząc na to jak na stres to będę w stanie zrozumieć i poradzić sobie z jakąkolwiek dokuczliwością do końca mojego życia.
Ostatnio mówiliśmy o pożądaniu (tanha); poczuciu chęci, pragnieniu stawania się, pragnieniu pozbycia się czegoś albo po prostu chęci czegoś najzwyczajniej miłego. Pragnienie jest podstawową ludzką cechą, ani dobrą ani złą - po prostu częścią "zestawu". Trzy rodzaje tanha: bhava tanha, vibhava tanha i kama tanha musimy dokładnie rozumieć. Bhava tanha jest pragnieniem bycia. Zauważcie podczas odosobnienia na ile jesteśmy kimś lub czymś. Czasami mamy wrażenie jakby nasze wspomnienia wręcz nas porywały - stwierdzamy, że nagle wróciliśmy do przeszłości. Być może to jakaś możliwość w przyszłości? W jednej myśli pojawia się poczucie bycia kimś, stawania się poprzez wybieganie w przyszłość, oczekiwanie. Jeśli nie staniemy się tego świadomi nasza uwaga ciągle będzie zaprzątnięta tym nieustającym napięciem w umyśle. Jest też vibhava tanha, która jest wypieraniem.
Mamy mnóstwo ideałów na temat tego jacy nie powinniśmy być i czego nie powinniśmy mieć. Vibhava tanha jest pragnieniem żeby się tych rzeczy pozbyć.
Kama tanha jest pragnieniem przyjemności zmysłowej. Jest mnóstwo tanha jeśli chodzi o ciało. Lubimy wygodę tego ciała, nie lubimy artretyzmu czy bólu. Niestety jedna z lekcji w tym życiu, z jakiegoś nieznanego, okrutnego powodu polega na tym, że musimy doświadczyć bólu. Jest to część życia. Na poziomie społecznym radzimy więc sobie z bólem. Znajdujemy jakieś tybetańskie zioła czy specjalistę od akupunktury żeby nas opukał, w co tam tylko wierzymy; działamy na tym poziomie. Na poziomie Dhammy jednak czynimy refleksję: jest choroba. Dlaczego jest choroba? Ponieważ są narodziny. Tak to jest - podoba się nam to czy nie. Choroba jest czymś, czego trzeba się nauczyć tak samo jak bólu. Na odosobnieniu czujemy ból. Mam nadzieję, że nie rozchorujecie się z tego powodu i nie "bolejecie" za bardzo, jednak prawdopodobnie ból odczuwać będziecie - w kolanach, karku, gdziekolwiek. Jest więc ból i pragnienie ulgi - podstawowy, pierwotny instynkt i należy to rozumieć.
Jeśli potrafimy zrozumieć pragnienie nie-bólu i pogodzić się z bólem to jest to najlepsze co możemy sobie zafundować. Próbujcie wykorzystać odczuwanie bólu żeby przyjrzeć się pragnieniu, żeby zrozumieć pragnienie i ustanie pragnienia. To samo odnosi się do emocji i sposobu w jaki działa świadomość.
Budda zachęcał nas żeby rozważać jak ludzkie ciało i świadomość zaangażowane są w przyjemne, nieprzyjemne i obojętne doznania; żeby używać uczuć (vedana) jako przedmiotu kontemplacji i zgłębiania. Gdy jesteś spragniony pijesz szklankę soku. Jest to przyjemne. Gdy tak tu siedzisz i bolą cię kolana jest to nieprzyjemne.
Jest to zupełnie oczywiste. Bez względu więc na to co znajdujesz przyjemnym lub nieprzyjemnym - ciało, pogodę, osobę czy zawartość umysłu, zauważ odczuwanie przyjemnego-nieprzyjemnego-obojętnego i rozważaj te uczucia w związku z pojawianiem się przyciągania-odrazy-obojętności.
Gdy nie mamy kontaktu z Dhammą często nie bierzemy pod uwagę tych podstawowych stanów umysłu. Po prostu cieszymy się z przyjemnego i próbujemy zminimalizować nieprzyjemne co wydaje się być czymś jak najbardziej logicznym. Powoduje to jednak, że ciągle jesteśmy zabiegani ponieważ czegokolwiek byśmy nie robili zawsze będzie jedynie przyjemne, nieprzyjemne i obojętne. Tak działa świadomość zmysłów.
Poszukiwanie przyjemnego, próby uniknięcia nieprzyjemnego to samsara. Im bardziej tak robimy, tym bardziej pragniemy to robić i musimy to robić. Stajemy się uzależnieni od takiego działania. Wikłamy się w to nieustające zjawisko zwane odradzaniem się - stawanie się, robienie cały czas. To odciąga nas od naszego prawdziwego domu. Odwodzi nas od nieuwarunkowanego, ponieważ przyjemność i ból zawsze są uwarunkowane. Gdy się to zmienia my też czujemy potrzebę zmiany. Gdy tak trzymamy się bólu i przyjemności zaczynamy wirować w kole samsary. Koło jest jednym z naszych tradycyjnych wyobrażeń. Obręcz reprezentuje doświadczenie zmysłowe - kontakty jakich doświadczamy, przyjemne i nieprzyjemne - wszystko to wiruje. Gdy chwycimy się tej obręczy koło porywa nas swoim pędem.
Chwytanie się przyjemnego, próby utrzymania i lęk przed stratą - wkładamy niebywały wysiłek żeby to zachować. Złościmy się na nieprzyjemne. W obu przypadkach wirujemy bez końca.
Jednak piasta tego koła jest środkiem poznania i istnienia, ten nieruchomy punkt zawiera wszystko. Tu leży nieuwarunkowane. Jeśli potrafimy wzmóc uważność i być tym centrum poznania zawsze będą pojawiały się przeróżne sprawy, ale mamy już schronienie. Właśnie to Ajahn Chah nazywał "naszym prawdziwym domem". Jest to podstawowa struktura, której Budda każe nam się przyjrzeć. Nasze wrażliwe ciało wchodzi w kontakt (phasa) z przedmiotami. Kontakt daje przyjemne, nieprzyjemne i neutralne uczucia (vedana). Stąd pochodzi pragnienie (tanha), przywiązywanie się do pragnienia (upadana), cały proces stawania się (bhava) i powtórnych narodzin (jati). Jeśli działamy tak przez dłuższy czas staje się to nawykiem. Bardzo trudno jest wrócić potem do nieruchomego centrum istnienia, ponieważ tak zabiegani poprzez emocje i myśli angażujemy się w to co ruchome. Dlaczego tak nas to porywa? Nawet teraz, gdy tu siedzimy z postanowieniem "Nie dam się porwać!" jest to bardzo trudne, nieprawdaż? Nie myślcie, że jesteście w tym odosobnieni. Wszyscy jedziemy na ty samym wózku! Jest to trudne z powodu naszych nawyków, naszego uwarunkowania. Mimo, że mamy dobre intencje pojawiają się sytuacje, kiedy odczuwamy gniew czy lęk. To co tu próbujemy robić, to przerywanie tych karmicznych schematów. Można tego dokonać zaczynając patrzeć na Dhammę zamiast tkwić na poziomie osobowości. Kontemplacja uczuć (vedanupassana) jest jedną z Czterech Podstaw Uważności.
Wymaga to skupionej uwagi żeby zauważyć tę (na pozór) podstawową strukturę przyciągania naszej uwagi przez jedne rzeczy i odpychania przez inne. Można wypróbować to z emocją, odczuciem płynącym z ciała, myślą czy ludźmi. Na tym odosobnieniu być może doświadczymy jakichś kłopotów w związku z kimś albo nawet się zakochamy. Zauważcie jak niektórzy ludzie są fizycznie atrakcyjni, a inni wręcz przeciwnie. Niektórzy mają mnóstwo charyzmy, inni nie. Zauważcie jak jesteście przyciągani lub odpychani. Patrzcie na ten prosty ruch serca. Stąd pochodzą nasze nawykowe emocje.
Czasem gdy siedzimy umysł się nudzi, oczy szukają w koło, ktoś wam się spodoba… aha! I już zaczynacie tworzyć romans. Pojawia się tworzenie "ja" i "ten ktoś" i co "my" będziemy robić, co się "nam" przydarzy. Czasem nazywamy to "małżeństwem vipassany" i nagle, zupełnie niespodziewanie… uderza gong!
To samo może zdarzyć się z nienawiścią gdy na przykład jest coś w kimś nieprzyjemnego. Zamiast zauważyć nasze pragnienie by nie mieć z kimś takim nic wspólnego, siedzieć aż osiągnie to stan obojętności stajemy się krytyczni, uwikłani w awersję i próbujemy tego kogoś usunąć. W kontemplacji uczuć jednak możemy po prostu wzbudzić obraz tej osoby i być uważnym wobec atrakcyjności i awersji. Doprowadzi nas to do spokoju umysłu, neutralności zamiast utożsamiania się z tym uczuciem .
Jeśli potrafisz rozpoznać ten ruch uczuć i nauczyć się nie podążać za nimi, i nie reagować pod ich wpływem przestaniesz w końcu cierpieć. Twoja własna psychika na przykład, sprawy, których nie lubisz w sobie, emocje, których twoim zdaniem być nie powinno pojawiają się jako bardzo nieprzyjemne. Zapytaj wtedy sam siebie "Jak odczuwane są nieprzyjemne emocje?" Podobnie w medytacji, być może zaczniesz odczuwać spokój umysłu, błogostan czy świetlistą poświatę albo zauważysz jak piękna jest cisza, jak wszystko to jest atrakcyjne, ale oto nagle dźwięk koparki za oknem! Przywiązujemy się do tego co przyjemne i wyrafinowane, a próbujemy pozbyć się brzydkiego. Czym jednak jest to co zna przyjemne i nieprzyjemne?
Bardzo często jesteśmy tak uwikłani w pragnienie przyjemności, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z istnienia neutralności, która wydaje się nudna. Jak mawiał Ajahn Chah, neutralne, zwyczajne jest jak przestrzeń między końcem wydechu, a początkiem wdechu. Jest bardzo odprężająca, ale nie jesteśmy skłonni jej zauważać, ponieważ pragniemy ekscytacji, pragniemy reagować na jakieś interesujące, trudne lub przerażające sprawy.
Praktyka vedanupassana wymaga subtelnej uważności - obieramy ten rodzaj kontemplacji po to by rozbić całą strukturę Ego. Bez względu na to kim byś nie był jako ego, osoba powiedz sobie, że dzisiaj będziesz po prostu starał się zauważyć przyciąganie i odpychanie w umyśle, sposób w jaki kontemplujesz Dhammę zamiast być osobowością. Zapytaj wtedy: "Czym jest to, co wie, że ja zauważam?" Ta wiedza jest tym w czym znajdujemy wolność. Cała struktura jest bardzo analityczna, ale w buddyzmie analiza potrzebna jest do pewnego stopnia. Masz ciało wraz z jego zmysłami, żyjesz w środowisku, z którym się kontaktujesz, kontakt ten tworzy przyjemne, nieprzyjemne i neutralne uczucia. Z tym właśnie należy pracować. Pojawia się potem tanha - chęć przyjemnego, niechęć nieprzyjemnego, albo senność i złudzenia wokół tego, co obojętne. Gdy pojawia się ta chęć może dojść do "chwytania się" , uwierzenia temu. Na prawdę myślisz, że jeśli pójdziesz za tym, będziesz rzeczywiście szczęśliwy albo, że dobrze by było się tego pozbyć.
Jest więc wiara w tą chęć i "chwytanie się" (upadana). Z tego trzymania się pochodzi poczucie stawania się. Wikłamy się w ten cały proces i odradzamy w nowej sytuacji . Stąd natomiast pojawia się poczucie niezadowolenia i zaczynasz się w tym gubić: "No nie! Znowu to samo!" Zauważcie jak “narodziny" i “śmierć" działają z chwili na chwilę. Nudzi mnie medytacja, bolą kolana więc chcę wstać i robić coś interesującego. Nagle twórcza idea, która może zbawić świat rozbłyska w moim umyśle. Zamiast ją zauważyć jako ideę i przyjemne uczucie pragnę podtrzymać to zainteresowanie - pożądanie i zaangażowanie sprawia, że idea buzuje w moim umyśle. Z nudy moja uwaga "odradza się" w przyjemnych czy ekscytujących myślach. W końcu przyjemne myśli zaczynają nas nudzić i cały kołowrót trwa i trwa. Każde pojawienie się "narodzin" oznacza, że w końcu nadejdzie i "śmierć".
Ważne jest żeby zauważyć ten moment, w którym umysł przechodzi do następnego interesującego tematu dlatego, że wtedy właśnie mamy wybór. Jeśli potrafię dostrzec pragnienie ucieczki od nudy i nie chwytać się już błyskotliwych i na pozór ważnych idei umysł wchodzi w ciszę, i koło "narodzin" zostaje porzucone. Jeśli jednak chwytam te przyjemne idee uciekając od nudy, umysł zawsze będzie zajęty swoimi małymi cyklami "narodzin" i "śmierci".
Stracone złudzenia, rozczarowanie i nuda doprowadzają nas do podobnego cyklicznego myślenia. Dlatego właśnie ważne jest żeby zauważyć te stany umysłu i być cierpliwym dotąd, aż odejdą same z siebie. W ten sposób rozwiniemy uważną wytrwałość, a to doprowadzi nas do spokoju nie-stawania się.
Wybieramy więc. Czasem udaje nam się zauważyć ten ruch w stronę przyjemności i możemy wtedy powiedzieć sobie “Czy jest to konieczne? Czy doprowadzi mnie to do spokoju umysłu?" Nie reagujemy już niedbale na uczucie nudy i rozczarowania. Nasze wybory pochodzą bardziej z mądrości niż z niewiedzy. W sposób natychmiastowy możemy osiągnąć ustanie nieprzerwanych ciągów niespełnienia w naszym wewnętrznym świecie. Kroczymy teraz ścieżką pokoju i przerwania kołowrotu powtarzających się narodzin.
O autorze:Ajahn Viradhammo - buddyjski mnich w tradycji theravada, syn łotewskich uchodźców, urodził się w 1947 roku w Esslingen w Niemczech. Kiedy miał pięć lat jego rodzina przeprowadziła się do Toronto w Kanadzie. Studiował inżynierię na Uniwersytecie Toronto jednak życie akademickie go rozczarowało więc w 1969 roku przerwał studia i wyjechał do pracy w Niemczech. W późniejszym czasie, kiedy mieszkał w Indiach, zetknął się z buddyzmem, spotykając czcigodnego Samanera Bodhesako, który zapoznał go z pismami czcigodnego Nanavira_Thera. Ostatecznie wyjechał do Tajlandii by zostać nowicjuszem (samanera) w Wat Mahathat. Na mnicha (bhikkhu) został wyświecony w 1974 roku, w Wat Pah Pong. Był jednym z pierwszych mieszkańców Wat Pah Nanachat.
W 1977 roku, po czterech latach pobytu w Tajlandii, powrócił do Kanady a póżniej do Niemiec by spotkać się z rodziną. Nie wrócił już do Tajlandii, gdyż został poproszony przez Ajahn Chaha o przyłączenie się do Ajahn_Sumedho w Hampstead Vihara w Londynie. Przez kolejne lata brał udział w tworzeniu klasztorów w Chithurst i Harnham.
W 1985 roku, na zaproszenie Wellington Theravada Buddhist Association, wyjechał w towarzystwie czcigodnego Thanavarodo do Nowej Zelandii, gdzie mieszkał przez 10 lat i założył klasztor Bodhinyanarama.
W 1995 roku przyjechał do Wielkiej Brytanii by wspomóc Ajahn Sumedho w prowadzeniu klasztoru Amaravati. Pozostawał tam przez 4 lata, nim powrócił do Nowej Zelandii, gdzie mieszka na stałe. Obecnie jest zaangażowany w tworzenie klasztoru Tisarana (Tisarana Buddhist Forest Monastery) we wschodniej Kanadzie.
Źródło tekstu i notki o autorze: sasana.pl